środa, 30 grudnia 2009

Co się wydarzy w 2010 roku? Obrady 1

Yossarian pochylił się nad spisem zaproszonych i szeptem odczytywał kolejne nazwiska. W końcu ogryzkiem ołówka podkreślił jedno.

- Zagłoba? – Co to za nazwisko, Zagłoba?

- To nazwisko Zagłoby, panie kapitanie!

- No tak. Nazwisko jest, a jego nie ma. Nie ma też Zorby. Nieporządek.

Przez chwilę gryzł ołówek, ale przestał gdy zorientował się, że wszyscy na niego patrzą. Zapalił Camela. Przy stole zapadła mecząca, kozia wręcz cisza. Za to przy kominku w najlepsze żarli się faceci o drewnianych nogach.

- Przedziwne, jak wysoki jest wśród nas odsetek niepełnosprawnych, a żadnego porządnego, pogodzonego z losem rencisty! Posłuchajcie jak się przekrzykują, jeden o wielorybie – już mi się tranem od tego Moby Dicka odbija – drugi o skarbach a trzeci cały ponury, bo autor z niego mruka osobliwego uczynił, ale w rękach okrutnie silny. On to moich kompanionów wygubił. Rekucia…

- Wiemy, wiemy – lepiej Pan, panie Kmicic opowiedz, jak to na Żmudzi seks oralny zapuściłeś. To jest dobre! Jak to leciało? Jam twych ran niegodna całować, a Waść byłeś w tak dokumentnie posieczon, że i do całowania miejsca nie było.

- Było, było! – Pan Andrzej podkręcił wąsa i rozejrzał się zadzierzyście po izbie.

Yossarian ziewnął.

- Ale dlaczego tu nie ma kobiet? Inwalidów się nalazło od jasnej cholery a kobiet nie ma!

Już też ci nasi autorzy się nie przyłożyli. Parytetów, cholera, nie było – Nie mogłeś Jędruś, choć tej swojej Oleńki zabrać?

- Potraktuje to pytanie jako retoryczne – obraził się niespodziewanie Kmicic

- To, co czekamy czy zaczynamy?

Nozdriow spojrzał na zegarek Yossariana.

- Dajmy im jeszcze kwadrans. Dzwoniłem do nich, ale Zagłoba jest poza zasięgiem, a Zorba pewnie telefon zepsuł.

- On nawet laptop kiedyś zepsuł. Powiadał, że mu na laptopie krowa usiadła – odezwał się spod kominka Józwa.

- A gdy Lewiatan połknął starożytnego Jonasza, przecie tak długo aparatem obracał, aż zasięg złapał. Stąd i… – Ahab nie skończył, bo trzasnęły drzwi wejściowe. W sieni wszczął się rumor i hałas okrutny. Zebrani spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, ponieważ można było rozróżnić trzy, nie dwa głosy. Zorba śpiewał, Zagłoba przeklinał, a ten trzeci jako pierwszy drzwi uchylił i stanąwszy przed zgromadzonymi poprawił na sobie mundur i zatarł zmarznięte dłonie, spoglądając z miłym uśmiechem na zebranych.

- Posłusznie melduję, że znowu jestem!

Yossarian ziewnął i dopisał nazwisko gościa na końcu listy zaproszonych.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

POtop. Słynne monologi i dialogi


Tusiu rzucił bystre, przelotne spojrzenie na Popularnego Fana PO

- A jeżelibym ci powiedział, że to pozory, czylibyś pomagał dalej?

Popularny Fan PO ruszył niedbale ramionami.

- Ba! Jako rzekłem, moja fortuna przy fortunie liderów naszej partii wyrośnie. Byle się to stało, wszystko mi zresztą jedno!

- Wyjdziesz na człowieka! Pamiętaj, że ci to przepowiadam. Ale czemu to Schet nigdy z tobą szczerze nie mówił?

- Może, dlatego, że skrupulat, a może, ot tak! Nie zgadało się!

- Bystry masz dowcip, Nasz Fanie, bo to szczera prawda, że on skrupulat i niechętnie prawdziwą skórę pokazuje. Jak mi Bóg miły, prawda! Taka już jego natura. Toż on i ze mną gadając, skoro się tylko zapomni, zaraz zaczyna mowę miłością dla ojczyzny koloryzować. Dopiero jak mu się w oczy roześmieję, to się opatrzy. Prawda! prawda!

-, Więc to tedy jeno pozory? – Pytał Popularny Fan PO

Tusiu przekręcił krzesło, siadł na nim jak na koniu i wsparłszy ręce na poręczy milczał chwilę, jakby się namyślając, po czym rzekł:

- Słuchaj, panie Fanie! Gdybyśmy, my Elita, żyli w Hiszpanii, we Francji albo i w Szwecji, gdzie takich ancymonów jak my, powszechny szacunek otacza, z racji, naszej oczywistej przewagi ętelektualnej oraz zarządzania siłami terroru, a tylko jakieś wojny domowe, jakieś przewroty w rodzaju tego AD 1968, jakieś nadzwyczajne zdarzenia, służylibyśmy pewnie ojczyźnie, kontentując się jeno urzędami wedle zdolności oraz wykształcenia, które nam przynależą.
Ale tu, w tym kraju, gdzie nawet Premier nie ma za sobą bożego prawa, jeno wszystkie wybory gołota und chamstwo kreuje, gdzie wszystko in liberis suffragiis, słusznie czyniliśmy sobie pytanie:, dlaczego to Kaczyński, a nie Tusk ma panować?... Nic to jeszcze Kaczyński, boć oni z uznanej przez starodawna władzę opozycji demokratycznej, ale kto nam zaręczy, kto nas upewni, że po Kaczyńskich nie przyjdzie obywatelom fantazja do głowy zrobić premierem choćby autora tego tekstu? Albo, jakiego pana Triariusa, albo, jakiego pana Igłę. Tfu! Czy ja wiem wreszcie kogo?... A my? Prawdziwa Elita i książęta ętelektualne Rzeszy Europejskiej mamyże po staremu przystępować do całowania jego premierowskiej – Triariusowej ręki?...
Tfu! do wszystkich rogatych diabłów, Fanie, czas z tym skończyć!... Spójrz przy tym na Niemcy czy chocby Angielczyków, ilu tam czołowych polityków mogłoby, z uwagi na fortunę, na noszących teczki do nas się zgodzić. A przecie mają swoją udzielność, a przecie panują, a przecie suffragia w sejmach mają, a przecie diamentowe karty kredytowe ponalepiane na czołach noszą i miejsca przed nami w Parlamencie Europejskim biorą, choćby im słuszniej wypadało ogony u naszych płaszczów nosić. Czas z tym skończyć, panie Fanie, czas spełnić to, o czym ŚP. hetman wojsk fartuszkowych J. O. Gieremek z dawna już zamyślał!

Tusiu ożywił się, wstał z krzesła i począł chodzić po komnacie.

- Nie obejdzie się to bez trudności i impedimentów – mówił dalej – bo pomijając już PiS, z natury swej dwojaki i rozrzedzony, także inne łże prawicowe elementy, a nawet lewicowcy co się synami Polski nie Sojuza mienią nie chcą nam w tym dziele pomagać!.

- ... ( chrząkniecie )

- Wiem, że Jarosław Kaczyński pisał do brata, że nam raczej o włosiennicy, nie o pałacu prezydenckim myśleć. Niechże sam o niej myśli, niech pokuty odprawia, niech na popiele siada, niech mu jezuici skórę dyscyplinami garbują; skoro kontentuje się przewodzeniem ciemnocie, niechże przez całe cnotliwe życie aż do cnotliwej śmierci kapłony cnotliwie kraje!
Obejdziem się bez niego i rąk nie opuścimy, bo teraz właśnie pora.
POPISU nie będzie!

- ... ( 2 chrząknięcie )

Rzeczpospolitą diabli biorą, bo już tak bezsilna, na takie psy zeszła, że się nikomu nie może opędzić. Wszyscy lezą w jej granice jak przez rozgrodzony płot. To, co tu Niemiaszki i Kacapy robią, nie przytrafiło się dotąd nigdy na świecie poza czasami komunistycznej opresji!. My, panie Fanie, możem wprawdzie śpiewać: Te Deum laudamus!, a swoją drogą to niesłychana i niebywała rzecz… Jak to, najezdnik uderza na kraj – nie uderzając!
Najezdnik znany z drapieżności, i nie tylko nie znajduje oporu, bo słodkie niczym wrześniowe maliny są jego lica. Ale kto żyw opuszcza Rzeczpospolita i spieszy do onej Unii paradnej: magnates, szlachta, wojsko, zamki, miasta, wszyscy!... bez czci sławy, honoru, wstydu!... Historia drugiego takiego przykładu nie podaje! Tfu! tfu! panie kawalerze! kanalia w tym kraju żywie bez sumienia i ambicji… I taki kraj nie ma zginąć? Na łaskawość się Europejską oglądają! Będą mieć tyż łaskawość szczerą!

Popularny fan PO był coraz był bledszy i resztkami sił trzymał na wodzy wybuch szaleństwa; ale Tusiu, cały zatopiony w swej mowie, upajał się własnymi. słowami, własnym rozumem, i nie zważając na słuchacza tak dalej mówił:

- Jest, panie Popularny Fanie, zwyczaj w tym kraju, iż gdy kto kona, to mu krewni w ostatniej chwili poduszkę spod głowy wyszarpują, ażeby się zaś dłużej nie męczył. Ja , Prezydent, i politycy spod wszystkich politycznych znaków postanowiliśmy tę właśnie przysługę oddać Rzeczypospolitej. Ale że siła drapieżników czyha na spadek i wszystkiego zagarnąć nie zdołamy, przeto chcemy, aby choć część, i to nie lada jaka, dla nas przypadła. Jako liderzy und Elita mamy do tego prawo. Jeśli zaś nie przemówiłem ci tym porównaniem do głowy i nie zdołałem w sedno utrafić, tedy powiem inaczej.
Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągnie PO, PiS, PSL, SLD drobnego ptactwa mnóstwo! A takoż Ojropejska Unia, USA, Rosja i kto żyw na około. A my ze Schetem powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na dwa albo i trzy płaszcze wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy. Niechaj Lwów na wielki wieków przy Ukrainie się ostaje, niech słodka Anielica Merkel o Prusy, Śląsk i wielkopolskie kraje się procesuje, niech Małopolskę bierze Czech czy kto bliższy. Warszawskie urzędy i tamtejsze chleby musza być dla nas!

Popularny fan PO wstał nagle.

- Dziękuję waszej Tuskowatości, to tylko chciałem wiedzieć!

- Odchodzisz, panie Fanie?

- Tak jest.

Tusiu spojrzał uważniej na Popularnego Fana PO i w tej chwili dopiero spostrzegł jego bladość i wzburzenie.

- Co ci jest, panie Fanie? – spytał. – Wyglądasz jak Piotrowin…

- Fatygi z nóg mnie obaliły i w głowie mi się kręci. Żegnam waszą Tusiowatość, przed odjazdem przyjdę się jeszcze pokłonić.

- To się spiesz, bo ja po południu ruszam także…. I tak dalej………….

niedziela, 27 grudnia 2009

Dom Elżbiety XVII - Nowa opowieść ( Iwona )

Elżbieta zarumieniła się i zaczęła strząsać z sukienki niewidoczny paproch. Ten nagły komplement całkiem rozbił jej myśli.
Chciała coś powiedzieć, zabłysnąć…ale tylko wydukała:

- Może dlatego, że wczoraj Andrzej wyrwał mnie wprost od sprzątania, pewnie miałam gdzieś na placach pajęczynę.

- Nie żartuj – powiedział poważnie – naprawdę dostrzegam zmianę w twoim wyglądzie. Tu nie chodzi o tą śliczną sukienkę, choć wyglądasz w niej oszałamiająco. Co w tobie się zmieniło…wiem, to głupie, ale… zresztą nie ważne. Może to ten dom tak na mnie działa. Wiesz, przychodziłem tu do twojej babci, od czasu jak doktor Waliszewski zmarł. Byłem jej lekarzem. Tu nie ma żadnej przychodni, więc jak nie mam dyżuru w szpitalu, rozumiesz? Twojej babci najbardziej doskwierała samotność, mama Andrzeja była jej najlepszą przyjaciółką, mimo, że różniło je wszystko i stasus społeczny i wiek. Choć nie ujmuję nic Kanusi, to fantastyczna kobieta…żebyś nie myślała, zresztą sam ją uwielbiam i przyjaźnię się z Andrzejem od zawsze.

- Słuchaj – przerwała mu Elżbieta – jestem okropna, choć do kuchni zrobię herbaty, mam jeszcze kawałek drożdżowego ciasta od Kanusi, to pogadamy. Nie będziemy tu stali. Chciałabym ci wiele rzeczy opowiedzieć. Dziwne, ale bardzo dobrze czuję się w twoim towarzystwie. A nie należę do osób…nie należałam – poprawiła się – które szybko nawiązują kontakty towarzyskie.

Skierowali się w stronę kuchni. Piotr jakby przez przypadek musnął delikatnie jej plecy. Poczuła dreszcz, ale było to bardzo przyjemne.

Potem w kuchni pochyleni na filiżankami z herbatą spoglądali na siebie, Eli serce waliło jak szalone, bo chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej, a ona mogła na niego spoglądać zupełnie bezkarnie, bo był jej jedynym towarzyszem.

- Wiesz – przerwał ciszę Piotr – wracając do twojej babci i do tego domu, zawsze gdy tu wchodziłem czułem jakby przekraczał całkiem inny świat, świat tajemnicy, może iluzji, sam nie wiem jak to określić. Nie poczułaś tego, gdy tu przyjechałaś?

- Nie wiem. Wiesz, jak się na tym głębiej zastanowić, to coś w tym jest. Wydaje mi się, że ten dom mną kieruje, może to nagła chęć poznania tego, czego nie zdążyłam nigdy poznać. Widzisz od babci w spadku dostałam srebrny kluczyk. No i tu się coś zaczęło, znalazłam to co ten kluczyk otwiera, choć nikt przede mną tego nie odnalazł, jakby to coś czekało, bym to ja to odkryła. Nie dziwne?

- O cholera! – zawołał – więc co to, jeśli można wiedzieć?

- Pamiętnik tej Zofii Mioduckiej.

- To ta od napisu na lustrze, tak?- Uśmiechnął się.

- Nabijasz się ze mnie?

- Ależ skąd, rozumiem, że to odkrycie bardzo cię poruszyło.

- Nie baw się w psychologa, proszę. Nie napisałam tego na lustrze, naprawdę. Gdy zapytałam się Kanusi o tą Zofię, wylądowała w szpitalu. Ten pamiętnik na moich oczach sam się zamknął, no i mam sny…sny o dziewczynie w białej sukni. Dziś poszłam kupić sobie jakiś ciuch - wstała i zaprezentowała sukienkę – sukienka sama jakby do mnie przylgnęła.

- Hm…mówisz, że Kanusia dostała tego ataku po tym jak jej się zapytałaś o tą Mioducką?

- Tak. Wiesz, ona mnie przed nią ostrzegała, powiedziała, że będzie chciała mną manipulować. Że babcia też się jej obawiała. Choć, gdy wczoraj do mnie przyszła i się jej o nią zapytałam, nie chciała mi nic powiedzieć. Wiesz, jeszcze jedno. Jak wczoraj jechaliśmy do szpitala z Andrzejem, Andrzej jechał przez las, bo mówił, że droga krótsza, co przewinęło nam się przed maską samochodu. Mogłabym przysiąc, że to była kobieta w białej sukni, zniknęła jak się pojawiła…a wydaje mi się, że i Andrzej widział to samo, choć mówił, że to na pewno zwierzę, wracaliśmy już normalną drogą.

niedziela, 20 grudnia 2009

Łowcy głów. Legendarny leberał złowiony!

Dzwonek zrobił: dryń, dryń! Podszedł do drzwi i wyjrzał przez dziurkę judasza. Zobaczył faceta w czarnym płaszczyku przytupującego na zimnie. Minus dwadzieścia a ten bez czapki. Gdzie masz czapkę? – Pomyślał i przypomniawszy sobie znakomity tekst prezydenta Łodzi, roześmiał się wewnętrznie, acz trochę niecenzuralnie.

Marznący wyglądał na przedstawiciela banku, ale mimo wszystko otworzył, bo jak tu nie otworzyć, jak udawać, że nikogo nie ma w domu, gdy w salonie rżnie od ucha węgierski zespół ludowy? A zresztą, co mi tam szkodzi!
Przycupnął i odezwał się piskliwym, dziecięcym głosikiem:

- Nikogo nie ma w domu! Tatuś i mamusia wyszli. Nikomu nie kazali otwierać! Nawet Mikołajowi!

Facet za drzwiami chrząknął.

- A kiedy wróci tatuś?

- Nie wiem, proszę pana!

- Bo mam dla tatusia….

W tym momencie nadbiegł wesoły synek Juruś i jak nie krzyknie!

- Tatusiu, czemu mówisz takim piskliwym głosem i kucasz przed drzwiami?

No, jasna dupa! Bywa i tak.
Otworzył drzwi.

- Dzień dobry!

- Dzień dobry! Słucham, o co chodzi?

- Można?

- Co można?

- Czy można wejść, bo mróz daje mi się we znaki.

- Proszę! Pan z Banku Światowego?

- Broń boże! – Oto moja wizytówka. Jestem łowcą głów!

- To ogłoszenie?

- Dokładnie

Weszli do salonu. Gestem dłoni dał do zrozumienia dziwnym węgierskim muzykantom by wynieśli się na piętro. Trochę fukali, ale w końcu poszli. Pełniąca obowiązki służącej sierotka Marysia zaszastała i podała im drinki.
W międzyczasie facet zdjął płaszczyk i skromnie przysiadł półdupkiem na starodawnej sofie.

- Przepraszam, ale nie mogłem się dodzwonić…zapowiedzieć wizyty

- Nic nie szkodzi. “Gość w dom – Bóg w dom” – że tak się wyrażę.

- Proszę bardzo, choć prawdę mówiąc… O, niezłe!

- Marysia dobre szasta drinki.

- Taka służąca to skarb, prawda?

- To jakby członek rodziny…

- Wypraszam sobie, panie profesorze – fuknęła Marysia – Bezczelna sierotka

- To jest pan łowcą głów z tej najważniejszej agencji?

- Tak, z tej najważniejszej! „Prezydenci, premierzy i głowy koronowane” Pan rozumie. Łowimy kandydatów a pańskie kwalifikacje…

- Są wysokie?

- Wyjął mi pan to z ust! Przewalić kraj na dwieście miliardów to dla pana to samo, jak dla innego splunąć. Plus autorytet wybitnego ekonomisty, oczywiście.

- Dziękuję!

- Nie ma za co! Niech pan spojrzy na naszą ofertę!

Łowca głów otworzył teczkę i na stół wyskoczyły papiery, a pod każdym dokumentem pieczęć! Aż strach czytać!
Założył popularne okulki, choć sportowiec i dalejże czytać! Czytając aż sobie mruczał z ukontentowania. Co zdanie to sława, kasa, dobro wspólne czy inny liberalizm.

Dzwonek zrobił: dryń, dryń! Przeprosił gościa i wyjrzał przez dziurkę judasza. Otworzył drzwi.

- Dzień dobry!

- Dzień dobry! Słucham, o co chodzi?

- Można?

- Co można?

- Czy można wejść, bo mróz daje mi się we znaki.

- Proszę! Pan też jest łowcą głów?

- Skąd pan wie? Diabli nadali! – Czy już czarny płaszczyk stał się zbyt oczywistym przebraniem?

- Proszę, zapraszam! Przedstawiciel konkurencji właśnie uzgadnia, uzgadniamy warunki…

- Jakiej konkurencji? Być pan mądry! Nasza firma jako jedyna ma odpowiedni międzynarodowy certyfikat! Spójrz pan na to!

- Co to jest, szabla?

- Sam pan jesteś szabla! To zwykła maczeta, dawaj pan łeb! Rach ciach i po wszystkim! Głowa do torby a pan masz spokój!

Próbował zamknąć drzwi, ale łowca był silniejszy i sprytniejszy, jak na fachowca przystało.

- Jaka marna folia! – Narzekał drugi, licencjonowany łowca wsiadając do auta. Tapicerka do prania. Cholera jasna! No, ale się w końcu doigrał! Ale znowuż ta tapicerka! Kto mi za to zwróci kasę?

Średnia ocena





(głosy: 0)

wtorek, 15 grudnia 2009

Dom Elżbiety XVI- Nowa opowieść ( Iwona )

Gdy zaprezentowała się dziewczynom, obie aż westchnęły. Biała sukienka na drobnej Elżbiecie wyglądała rzeczywiście rewelacyjnie.

Nagle Kaśka, sprzedawczyni zauważyła.

- Wie pani – zwróciła się do Eli – nie pamiętam, żebym zamawiała, czy przywoziła taką suknię, lecz dziś rano gdy tu weszłam, ona leżała na samym wierzchu…może to przeznaczenie, że to suknia tylko dla pani?

- Naprawdę? – Zdziwiła się, ale naprawdę usłyszała znów ostrzeżenie Kanusi „będzie chciała tobą manipulować”. Ale jaka to manipulacja? Sukienka? Kolor tejże?

- Ela jesteś? – z zadumy wyrwał ją głos Maryli.

- Sorry, zamyśliłam się. Biorę oczywiście tą sukienkę i może jeszcze tą czerwoną bluzkę i tą granatową. Jak myślisz ?– zapytała się Maryli.

- Ja bym wzięła jeszcze tą lila, jest śliczna, szkoda, że nie ma mojego rozmiaru.

- Jasne, tą lila też. Może jeszcze jakoś spódniczkę?

- O, tak, do tych bluzeczek można by jakąś wybrać, Kasiu co byś nam zaoferowała?

Kaśka wyjęła kilkanaście spódnic…Ela wzięła dwie, jedną bordową, a drugą czarną.

Poprosiła o rachunek. Zakupy okazały się nie tak drogie, jak sobie Ela wyobrażała, zwłaszcza, że Kaśka doszła do wniosku, że należy jej się rabat i za sukienkę policzyła symbolicznie.

Z kilkoma torbami wyszły ze sklepu i skierowały się w stronę spożywczego Maryli i Andrzeja. Andrzej wyglądał na nie w drzwiach.

- Was kobiety to tylko między ciuchy wysłać, a już znikacie jak kamfora…- uśmiechnął się taksując torby Eli. – A ty nic nie kupiłaś? – Zapytał żony.

- Powstrzymałam się – Maryla zrobiła oko do Eli – wszak mój pan i władca nie dał mi kasy.

- Tak – zrobił zrozpaczoną minę – a tobie potrzebna moja aprobata.

Ela doszła do wniosku, że przekomarzanie małżonków to taka ich gra, więc chciała się delikatnie oddalić.

- Zmykam, tylko powiedz mi Andrzej o której pojedziesz do mamy?

- Teraz jest dziesiąta – spojrzał na zegarek – może około drugiej?

- Super. A słuchajcie, choć pewnie jestem namolna, gdzie się tu kupuje kosmetyki?

- U nas – powiedzieli równocześnie Maryla i Andrzej.

- O cudnie – Ela się uśmiechnęła – chciałabym kilka rzeczy.

Potem gdy wracała już do domu, uśmiechała się do siebie, mimo, że tamten wieczór i noc wciąż majaczyły jej w pamięci.

Kobieca próżność zwyciężyła, bo humor jej powrócił i szczęśliwa weszła do domu. Położyła torby z zakupami na łóżku, zdjęła koszulkę i spodenki by wziąć prysznic. Spojrzała w lustro…i zadrżała. Na tafli lustra było napisane szminką:

„ NIE INTERESUJE CIĘ, CZEMU STAŁAM SIĘ POTWOREM?”

Stała w staniku i majtkach wpatrując się w ten napis. Sto różnych hipotez przychodziło jej do głowy, kto to mógł napisać, komu zależy, by ją straszyć? Czy wraz z domem odziedziczyła złego ducha? Aż podskoczyła gdy ktoś zapukał do drzwi, ale nie miała się siły ruszyć. Pukanie się powtórzyło i ktoś wszedł do środka.

- Elżbieto – usłyszała głos Piotra. Teraz zadał sobie sprawę, że stoi w bieliźnie. Nerwowo pobiegła do łóżka i schwyciła z torby sukienkę, szybko wciągając ją na siebie.

- Tu jestem – zawołała, poprawiając sukienkę na sobie. – Cóż za miła niespodzianka.

- Wybacz, że cię nachodzę – Piotr zdawał się zażenowany, - ale pomyślałem sobie, że jadę za kilka godzin do szpitala, to mógłbym cię podrzucić do Kanusi. Jak myślisz?

- Mam jechać z Andrzejem, ale miło mi, że o mnie pomyślałeś. – Teraz dopiero zauważyła, ze Piotr wpatruje się napis na lustrze.

- Jesteś potworem? - Zapytał się z uśmiechem

- Niby nie ja.

- A kto, skoro pisała to kobieta? – Piotr nadal się uśmiechał

- Duch tego domu. Zofia Mioducka…- powiedziała, czekając na reakcję Piotra.

- Jak mówisz? Zofia Mioducka? Słuchaj, zabawiam się czasem w studiowaniu ksiąg parafialnych. Nazwisko Mioducki coś mi mówi. Wiesz, przyjaźnię się z naszym proboszczem…Marylka to super dziewczyna, ale nie lubi gdy jej Andrzeja zbyt często nachodzę z szachami. A z Januszem, tak ma na imię nasz proboszcz też czasem grywam i on właśnie studiuje te księgi parafialne, jest pod wrażeniem, bo wszystko jest w kompletnym ładzie, można jak sam zauważył prześledzić koleje losów naszej wsi.- Przerwał jakby się nad czymś zastanawiał. – Ślicznie wyglądasz – wypalił nagle – ale jakoś inaczej niż wczoraj.

piątek, 4 grudnia 2009

Po prostu bujaj! Pospolityka do kwadratu. Gdzie jest Eryk Mistewicz?

Wielu szlachetnych publicystów zastanawia się, dlaczego PO ciągle górą a PiS ciągle dołem? Padają różne odpowiedzi, że ci sympatyczni a ci nie, że ci grają w gałę, a ci nie, że ci są młodzi oraz wykształceni i pochodzą, a ci nie.
Głupoty oraz staromodne widzenie świata!

PO ma przewagę, dlatego, że nikt nie wierzy jej liderom.
Politycy PO to znani, bujacze. Ta partia narodziła się z kłamstwa, że nie jest partią polityczną i w tym kłamstwie trwa. I dobrze!

Przeciwnicy Platformy zachłystują się już to niespełnionymi obietnicami wyborczymi, już to chybotliwą polityką informacyjna, sądząc naiwnie, że w ten sposób wbijają gwoździe w leberalną trumnę. Nic głupszego!

Bujanie, chybotliwość poglądów, zaprzeczanie własnej niby to ideologii to teraz droga do sukcesu. Przykład z dzisiaj? Proszę bardzo!
Magazyn „Obywatel” w osobie Remigiusza Okraskicieszy się z postępów PO w ramach rozgramiania OFE! Razem z nim cieszy się wielu ludzi, którym cierniem w gardle stanął ten mało leberalny pomysł.

Już w pierwszym komentarzu Chevalier informuje, że rząd już się wycofał z tej inicjatywy!

Czyli każdy ma powód do radości! ( poza Okraską i Chwevalierem - he he )

To samo z wycofaniem wojsk z Afganistanu.

Wycofujemy!
Zostajemy do 22:35!
Musimy zostać do 2013roku!
Zostajemy z dumą i honorem do końca świata!

Będę prezydentem! - Ogłasza nasz Tusiu
To nuda – Nie chce! - Dodaje po godzinie
Nie chcę ale muszem – Mówi wieczorem po Wieczorynce!

W sejmie partyjna hucpa na zasadzie, ze jak będziemy chcieli to przegłosujemy, że dwa razy dwa to pięć! I co? I nico!
Nikt nie reaguje, bo wszyscy wiedzą, że to bujacze, a kto by się przejmował bujaczami, skoro jakoś tam żyjemy?

Deficyt budżetowy? – A kto by to poważnie traktował!
Armia?
Prawo?
Wolność?
PO sprowadziło wszystkie te pojęcia do szczerej piaskownicy i dlatego każdy wymierzony w nią cios trafia w pustkę!

PiS wcale nie jest dużo lepszy w skutecznym kreowaniu rozwiązań, ale był niestety dla siebie, bardziej przekonujący. Ten nieszczęsny, wybałuszony Ziobro na konferencjach prasowych! Te zapewnienia o Polsce tak solidarnej jak powinien być kraj rządzony wedle zasad obywatelskich. Niemalże Republika!

Teraz ze zrozumieniem przeczytajcie.

PiS atakował wielki biznes szukając wsparcia w małym und rodzinnym biznesiku.
PiS atakował prokuraturę, sądy und palestrę za sprzyjanie temu gigantycznemu biznesowi, jednocześnie wysyłając na pole bitwy prokuraturę, sądy, policje skarbową itp. do walki z biznesowymi „przekrętami”
Z braku możliwości dobrania się do wielkich tyłków, gnili małych, jak to mieli od lat w zwyczaju.

To już jest wyborcza szkoda spora, ponieważ jest w takie „hazardy” zaangażowanych w Polsce kilka milionów osób, licząc z rodzinami, przyjaciółmi itp… Nie! PiS nie ogłosił ich potencjalnymi przestępcami, ale dał do zrozumienia… a ludzie uwierzyli o się poczuli…że niby „czarny chleb i czarna kawa”

Wystraszyli publikę, bo publika im uwierzyła, że będą konsekwentni. Właściciel warzywniaka nagle poczuł się jak na strzelnicy razem z Kulczykiem czy innym Krauze, a jako bystrzak uznał, że Kulczykowi czy temu drugiemu to mogą skoczyć, za to jemu, który od rolnika (chłopa kupił tonę pyrek po 30 groszy bez rachunku, a sprzedał po 70 .

O!!! Jego mogą zapieprzyć! Jak tylko usiądą na nim namaszczone przez PiS urzędy to z niego i jego warzywniaka zostanie plama!

Gdyby PO ogłosiło dzisiaj rano polowanie z nagonką na właściecieli warzywniaków, ci tylko by wzruszyli ramionami, wiedząc, że wieczorem się PO wycofa.
I dalejże głosować na takich!

Drugi błąd PiS to wykluczanie takich drobnych przedsiębiorców z debaty publicznej.
Czasem miałem wrażenie, że Polska to urzędnicy, aparat przemocy, wojsko, służba zdrowia, nauczyciele, działacze związkowi i inna hołota, czyli wszyscy żyjący z podatków płaconych przez bandytów, złodziei itp. kanalie.
Gdyby takie rzeczy PO ludzie mieliby to w nosie, bo wiadomo, że PO to znani bujacze i dalejże popierać!

Ale PIS?
PiS- owi ludzie uwierzyli!

Co z tego, że jakiś ancymon dowiedzie, że za PiS było mniej podsłuchów w sprawach gospodarczych niż obecnie. W obecnie zakładane podsłuchy nikt nie wierzy! Nawet jak są, wiadomo, że jednym uchem wleci a drugim wyleci.

Zasadniczo jest tak, że ludzie chcą żyć spokojnie.
Pracować, zarabiać, tworzyć jakieś swoje małe ojczyzny, ale jednocześnie chcą mieć za swoje podatki silną władzę

– Zbrojne ramie własnych sumień, które za dobre wynagradza a za złe karze.

PiS przegrywa bo nie zorientował się, albo zorientowany, nie wysłał do ludu czytelnego sygnału, że to wszystko „pic na wodę i fotomontaż postpolityczny”

PO bystrzejsze! Buja ile może i wygrywa.!

W dzisiejszej postpolityce, postpolityce o jakiej nie śniło się nawet Erykowi Mistewiczowi, nie ten jest zbrodniarzem, który zabił, a ten, który w świetle kamer powiedział :

- Ja cię zajebie!

Bujacze górą!
Wszystko by było fajnie, gdyby nie alarm w księgowości!