poniedziałek, 10 lipca 2023

Siedemnasty zeszyt. Dzieciaki

 

Skąd się biorą dzieci? Rozważanie tego problemu zajmuje od lat wielu poważnych ludzi, a za nimi nawet duża część społeczeństwa zachodzi w głowę. Niektórzy zapomnieli, inni pomimo swej pozornej dorosłości jeszcze się nie dowiedzieli, a są i tacy, którzy nawet na tak oczywisty temat zmyślają ile wlezie. Można się dowiedzieć, że dzieci rodzą się z powodu pieniędzy, z powodu istnienia żłobka czy przedszkola, z powodów patriotycznych, religijnych, a nawet z powodu prawa do przerywania ciąży. I na bazie takich intelektualnych rozważań kombinuje się, jak zwiększyć tak zwaną dzietność, bo inaczej nie będzie rąk do pracy, nie będzie z czego płacić emerytur i w ogóle wymrzemy jak te dinozaury. Cóż, bywa i tak.


Jak ma być, skoro cała współczesna kultura i idąca za nią moda jest wroga dzieciom i rodzicielstwu. Ba, kultura, cały system społeczny, z jego awansami i degradacjami jest wrogi, ponieważ wzorce, które promuje są wrogie. Na to wychodzi państwo ze swoim sentymentalnym biadoleniem. Tu jeszcze brakuje gadki w rodzaju, że dziad złożył Ojczyźnie ofiarę krwi, to ty choć nie skąp spermy czy innych jajeczek.


Po co, w ogóle, są te dzieci? Sens pragmatyczny, że są inwestycją, z której zyski otrzymuje się na starość zanikł prawie zupełnie, choć niekoniecznie chodzi tu o kwestie materialne. Powód jest prosty. Starość też zanika. Wszędzie pełno wesołych, sześćdziesięcioletnich istnych bobusiów, pięćdziesięciolatków jeszcze nie gotowych na dziecko, i tak dalej. Czyż nie jest tak, że w wielu środowiskach deklarowanie chęci posiadania dzieci jest zgrzytem, wyrazem braku aspiracji życiowych i odrzuceniem możliwości jakie daje świat, a skromna ilościowo rodzina z trójką dzieci jest traktowana już z dużą dozą podejrzliwości?


Podobnie jest z miłością, zastępowaną w coraz szerszym zakresie ględzeniem o niej, stawianiem warunków, samorealizacją, czy wreszcie przygodą. Co dziwniejsze nawet seks, wkrótce to zauważycie, powoli staje się czynnością podejrzaną. Nawet jemu stawia się coraz częściej rozmaite, coraz dziwniejsze warunki.


To jasne, że wszystkie te uwagi nie dotyczą wszystkich, nawet pewnie połowy zdolnej do prokreacji populacji, ale istnieją realnie, w formie uwarunkowań psychicznych i ma to odbicie statystyczne. I teraz, co można z tym począć?


Nic, rzecz jasna. Po prostu się nie da niczego sensownego zrobić. Każde odgórne działanie, każdy pomysł wynikający z najlepszych nawet intencji jest skazany na porażkę. Polska sprytnie porwała trochę młodych ludzi z Ukrainy, bo dotychczas tylko ich traciliśmy, ale to tylko na chwilę zahamuje proces starzenia się społeczeństwa. Trzeba się po prostu przyzwyczaić, zabezpieczać przed skutkami i czekać, bo wiadoma rzecz, że wszystko już było, a trendy są po to, żeby je odwracać.


niedziela, 9 lipca 2023

 


Siedemnasty zeszyt. Jasne niebo.


Odpowiedź na pytanie, czy warto pisać, skoro nikt nie czyta jest prosta. Oczywiście, nie warto. A jednak Ziemia się kręci, ludzie jak zawsze głupieją, ptaki śpiewają za oknem, koty oblizują się wietrząc polowanie i krwawy łup. Nie pojawiają się żadne znaki na niebie, w rodzaju gorejącego krzyża, albo chociaż komety. Lekkie lato z nami.


W polityce też flauta. Oklapły polityczne żagle i tylko chorągiewki mediów trzepoczą dziarsko. A wybory za pasem. PiS w gruncie rzeczy skazany na plajtę i wielce zdziwiony, że stare zaklęcia nie działają. Przegłupie TVP tylko mnoży wrogów, jakby starych było nie dość. Przed laty PO stała się zakładnikiem wspierających ją mediów, a teraz ci. I wszystko z maniakalnym, dosłownie, uporem. Po wyborach być może czekają nas kolejne, bo mniejszościowy rząd żadnej ze stron może się nie utrzymać. I tu się żarty kończą, bo polityczny zamęt jest ostatnią rzeczą, której nam potrzeba, choćby ze względów gospodarczych. Ale wiadomo. Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało!


Opozycja zbiera plony, z Konfederacją na czele. Elektorat się cieszy, resztę współobywateli mając za głupców. Zupełnie jakby ludzie tęsknili za czymś, co przy bliższym oglądzie nie wydaje się zbyt atrakcyjne. Może nie doceniam, że jednak miło jest odpocząć na bezrobociu, pozwiedzać kraje ościenne. Nie wiem, ale zawsze mnie dziwi, do jakiego stopnia ludzie są gotowi żyć nie swoim życiem i o nie swoje martwić się problemy. Ale jak odciąć wrzaski, rytualne zaklęcia i starannie wypracowaną przez media nienawiść, to flauta, pustka i nuda, w rzeczy samej.


Do tego wojna na Ukrainie, do której coraz trudniej się sensownie odnieść. Nie służy ani nadmierna ekscytacja, ani wyniosła obojętność. I znowu idiotyczna propaganda, która bezwarunkowo wiąże nas z losami sąsiedniego, bynajmniej nie przyjaznego nam państwa. We wszystkim przesada i jakaś zgoda ponad podziałami, że Polacy muszą koniecznie podlegać wojennej propagandzie, choć to nie jest ich wojna. Niezwykle głupie i jak niby ma takiej Konfederacji nie rosnąć poparcie?


To na dzisiaj. Krótko, a i tak zdążyłem pójść z Azą na spacer, podlać ogródek, nakarmić i wybawić koty, czyli zrobić coś pożytecznego. I wszędzie miło, spokojnie, jasne niebo.


wtorek, 21 marca 2023

Lenin wcielony, czyli ratowanie planety

 

- Dzień dobry, nazywam się Lenin i przychodzę obdarować pana świetlaną przyszłością.


Za każdym razem, gdy włączacie telewizor, czy otwieracie informacyjną stronę portalu internetowego, pojawia się ten ponury degenerat ze swoją obietnicą. To, że nie słyszycie tych słów pełnych bezdennego sarkazmu jest efektem prostego znieczulenia przez lejącą się zewsząd głupotę. Dzisiejsza obietnica grozy, prześladowań i przelewu krwi jest bowiem ukryta w szczebiocie medialnych idiotek i idiotów. Inżynieria społeczna na masową skalę to nie przelewki, choć jej dostępne publicznie przejawy wydają się błahe, śmieszne i nie bardzo możliwe do zrealizowania. Nie dajcie się nabrać, bo siekiera już została przyłożona do pnia waszego życia.


Przygotowania zostały już zakończone i zbliża się czas realizacji programów, których inaczej niż przemocą wprowadzić się nie da. Dlatego przekierowuje się sferę decyzyjną w ręce organów niewybieralnych w procesie demokratycznym. Można przecież, nawet niespecjalnie interesując się polityką, łatwo skonstatować, że Europą rządzą skrajni lewacy, a jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby gdziekolwiek wygrali wybory parlamentarne. Tu wchodzi tchórzostwo i oportunizm zawodowych polityków, którzy nawet nie próbują przeciwstawić się jawnemu przecież obłędowi promowanemu przez skorumpowane do absurdu media. Chcąc płynąć z głównym nurtem, tak naprawdę szykują serię kataklizmów tym, których zobowiązali się reprezentować.


-Dzień dobry, nazywam się Lenin i razem uratujemy naszą nieszczęsną galaktykę!


Oczywiście zaraz po uratowaniu naszej udręczonej przez człowieka planety. Dziw bierze, że żaden parszywiec nie zabrał się jeszcze za ratowanie kosmosu cudzym kosztem. Zupełnie jak w przypadku wszelkich proroków, którzy mają doskonałe rozeznanie w przyszłości na tyle odległej, że nikt nie będzie pamiętał ich proroctw, a im przyszłość bliższa i sprawy ciut szczegółowsze, całe prorokowanie okazuje się bujdą na resorach. Ludzie, którzy nie potrafią przeforsować żadnych pożytecznych reform, a nawet prosto wbić gwoździa w ścianę, z ogromnym zapałem biorą się za ratowanie Ziemi. Kto ich sprawdzi, kto zweryfikuje ich dane i kto przeliczy grabioną przy okazji forsę? Nikt. Jest to całkowicie bezpieczny bandytyzm, bo dla dobra wspólnego przecież! Weźcie pod uwagę, że na razie to w większości gadanie i presja ekonomiczna, ale wierzcie mi, że nikt nie zawaha się zabijać, bo to cały czas miot Lenina, który tak grzecznie się z wami wita.


Pozostałe miliardy ludzi, o ile o tych europejskich idiotyzmach w ogóle słyszały, muszą być nieźle zdumione, że przodująca jeszcze niedawno cywilizacja prze ku samozagładzie. Z uporem maniaka Europa ogranicza swoje możliwości i jednocześnie obniża na wszelkie sposoby jakość życia najszerszych warstw społecznych w tempie karabinu maszynowego rodząc kolejne dyrektywy i zalecenia. A najciekawsze, że nikt nie pyta się o sposób ich realizacji czy ciągi skutków, które spowodują, a to są rzeczy podstawowe. Nie, bo przecież postęp! Odkąd przemoc, ignorancja czy wypięcie się na realia życiowe jest postępem? To raczej przejmowanie władzy przez wariatów i dzieci. To nowa odsłona leninowskiego „władza rad i elektryfikacja”. Wszystko na prąd, a prąd z wiatraków i paneli. Czysto, miło i przyjemnie, prawda? A może zamiast wiatraków zacznijmy budować kieraty, które będą napędzały pieprzone tęczowe jednorożce?


Dla przykładu weźmy te wiatraki. Nie mam nic przeciwko nim, o ile per saldo pozyskiwanie z ich pracy prądu będzie tańsze, bez sztuczek i dopłat ukrytych w cenie urządzeń i przede wszystkim stabilne, bo dmuchać w ich łopaty nie mam zamiaru. Nie jest dla mnie szczególnie istotne, że szpecą krajobraz jak cholera, ani inne podnoszone przez ich przeciwników wady. Najgorsze jest to, że forowanie finansowe obecnych rozwiązań powoduje, że zamyka się możliwy jak najbardziej postęp techniczny w tej dziedzinie. Skoro ideologia tryumfuje nad ekonomią, ględzenie skorumpowanych cwaniaków nad bilansem kosztów i zysków, trudno w ogóle o tym sensownie rozmawiać. To samo z każdym innym forowanym obecnie rozwiązaniem. Teraz najnowszy, nieco humorystyczny pomysł, że eko, super i trendy jest budowanie drewnianych domów. Gdyby mnie było stać, sam bym chętnie kazał sobie wybudować duży drewniany dom. Podkreślam, że duży, bo w psiej budzie dla plebsu mieszać nie mam ochoty. I pięknie, ale skąd na te domy drewno, skoro najnormalniejsza w świecie gospodarka leśna jawi się w postępowej propagandzie jako przestępstwo. Może zrobimy drewno z plastiku? Aha.


- Dzień dobry, nazywam się Lenin i chcę pana/panią zabić.

- Przepraszam, ale to nie mój zaimek. Proszę się do mnie zwracać per pano.

- A, w takim razie przepraszam.

poniedziałek, 20 marca 2023

Kalkulacje polityczne, czyli huzia na Józia!

 

Mijają lata, a politykom największej partii opozycyjnej rozumu nie przybywa. Platforma Obywatelska nigdy nie była zbyt silna intelektualnie, ale i tak widać znaczący regres. Polega on choćby na tym, że z kolejnych porażek wyborczych spece od zarządzania partią nie wyciągają zgoła żadnych wniosków. Owszem, rozpoznają potrzeby swojego żelaznego, skrajnie prostackiego elektoratu, ale poza tym wszystko zdaje się dla nich niezrozumiałą ciemną magią. Obecny pomysł, wcale nie nowy, wystawienia jednej listy w wyborach tylko to potwierdza. A już sposób, w jaki się za to zabierają i kalkulacje, które za tym stoją, to istne horrendum.

Po pierwsze, kolejny raz pokazują, że wyborcze kombinacje scedowali na media, zupełnie jakby własnego rozumu całkiem nie mieli. I to dosłownie chwilę po tym, jak idiotyczny TVN zapędził ich na antykatolickie pole minowe. To nie pierwszy raz zresztą. Teraz równie pusta Wyborcza narzuca przekaz o wspólnej liście i jedynym łączącym wszystkie te partie haśle, że należy odsunąć PiS od władzy. Tam nie ma nic więcej i nie pomaga nazywanie samych siebie jedynymi demokratami in universum. Dziwna to byłaby demokracja bez faktycznego wyboru programu czy idei, za którą wyborca może się opowiedzieć. Już na tym etapie wychodzi kompletny brak powagi i błazeństwo, którego emanacją są stand upy podstarzałego lidera.

I od razu pogróżki, że kto nie z nimi, kto nie posłucha wezwania, to wróg i zapłaci za to wysoką cenę. Znaleźli się dawcy światła ze zużytym Tuskiem na czele. Po to stworzyli wydzielony profil niejakiego Hołowni, żeby mieli się gdzie podziać nieszczęśni wyborcy, którym macierzyste PO zbrzydło, żeby teraz zawracać ich kijem do iście pierwotnej wspólnoty. Pięknie. I Lewica, która w większości zatraciła jakąkolwiek tożsamość, poza nienawiścią do kościoła i polskości, jak ją po swojemu rozumieją. To akurat może być cechą łączącą, w tej iście pierwotnej wspólnocie, ale niekoniecznie jest to najcenniejsze dla ich elektoratu. Owszem, można pokazać Tuska tulącego się do drzewa, albo chodzącego z ekologicznym wiatrakiem na kiju, ale nie sądzę, by to były naprawdę chwytliwe pomysły.

W ogóle narzucanie się na absolutnego lidera i zbawcę opozycji w sytuacji, gdy ekscytowane w ten sposób partie same mają niezłe szanse wyborcze jest, delikatnie rzecz ujmując, nie na miejscu. Nie sądzę, by wyzbycie się tożsamości, własnego programu w najważniejszym dla partii politycznych okresie przedwyborczym było sensowną zachętą. Już nie warto się nawet rozpisywać o wojnie jaka nastąpiłaby podczas układania list wyborczych, bo to już sprawa frajerów, którzy zgodzą się na podobny koncept. Naprawdę sądzicie, że liderzy partyjni nie znają Tuska i jego metod działania? Zgoda na promowany obecnie szeroki blok, to wobec własnych szeregów i elektoratu pokazanie słabości, że niby tylko na plecach Tuska mogą jeszcze gdzieś wleźć. Raz, że to bujda, a dwa, że mająca być spoiwem nienawiść do PiS nie wydaje się być wystarczająco atrakcyjną motywacją. Stąd też i pokazane przez Wyborczą słupki, w dużej mierze są wynikiem chciejstwa i oszołomienia własną władzą nad partiami. Gdzieś umyka, że sama Gazeta już od dawna nie jest na poziomie sprawczym w stylu „wasz prezydent, nasz premier”. To raczej ściek dla miłośników wąchania nieczystości.

Zresztą poza nudnym ględzeniem o własnej wyższości, okraszonym eksplozjami chamstwa na pograniczu absolutnego zdziczenia, PO nie ma do zaprezentowania absolutnie nic. Sama, na własne życzenie i własnymi środkami doprowadziła się do takiego stanu w czym żywo przypomina właśnie Wyborczą. To ci dopiero liderzy opinii prowadzący lud na barykady. Boki zrywać!