czwartek, 29 grudnia 2016

Jaśnie Oświecony Poseł Nitras. Teksty z Roku Pańskiego 2009

W internecie, wyobraźcie sobie, nie giną nawet moje teksty. Na przykład: Sławę zdobył poseł Platformy Obywatelskiej, pan profesor Nitras.  Siedem lat temu napisałem o pośle Nitrasie sześć tekstów. Na swoim macierzystym blogu znalazłem nawet specjalną zakładkę „Archiwum o pośle Nitrasie”. No proszę!
Jeśli ktoś ma dobrą pamięć, łatwo zakuma konteksty. Jeśli nie, wygugla. A ja z lenistwa, a może z wrodzonej złośliwości, przypomnę je w oryginalnej postaci. Ha, w bardzo ciekawych rolach i konfiguracjach występowali... Roku Pańskiego 2009 zdarzyło się bowiem:

Tekst 1. Chłopaki z SKL. Nitras pomawia, a Rokita moralizuje – część pierwsza

Poseł Nitras dwa lata temu, aby poprzeć swojego partyjnego kolegę, pana Piotra Krzystka pomówił kandydatkę PiS, panią Teresę Lubińską o to, że jako minister finansów w rządzie PiS umorzyła długi prominentnemu działaczowi Samoobrony. Wszystko zostało już w sposób charakterystyczny dla naszych mediów i opinii publicznej zapomniane, przykryte stertami innych spraw innych, równie ciekawych i bulwersujących i byłaby jak to u nas mówią „z gęsi woda” gdyby nie sam Nitras, któremu zebrało się nagle na ekshibicjonizm i w wywiadzie udzielonym w Rzepie, pani Lichockiej powiedział tak:

„ gdy oskarżałem o to Lubińską, wiedziałem że to nie ona podejmowała decyzje i że potem będę musiał przepraszać. Ale efekt został osiągnięty – opowiada mi, a ja po raz pierwszy chyba słyszę tak szczere i tak cyniczne wyznanie działacza Platformy”

Tutaj jest ten słynny wywiad:

http://www.rp.pl/artykul/61991,199887_Delfin__na_dworze__Platformy.html

Teraz niestety zjeżdżamy na pobocze:

W tym wywiadzie wspomniano mimochodem o tym, że Nitras jako dwudziestokilkulatek został prezesem spółki „Kruszywa S.A.” Czytamy:

„Zatem Nitras mówi mi otwarcie, że jego pierwsza praca w biznesie była z czysto politycznego układu. Namówił go na nią Wiesław Walendziak – Chodziło o stanowisko prezesa koszalińskiej kopalni „Kruszywa SA” – opowiada Nitras. Był wtedy dyrektorem gabinetu wojewody koszalińskiego z AWS. W kamieniołomie po raz pierwszy na taką skalę pokazał swoją energię. – Wyprowadził ją na prostą i dobrze sprywatyzował – podkreśla Paweł Poncyljusz.

Nitras opowiada, że kopalnia była wówczas państwową firmą przynosząca straty i zarządzaną przez ludzi głęboko wrośniętych w PRL. Na kruszywie zarabiali pośrednicy, którzy kupowali po niskiej cenie surowiec z kopalni, a sami po kilkakrotnie wyższej sprzedawali na rynku. Do tego tajemnicą poliszynela było, że dosyć powszechnie kopalnię zwyczajnie okradano. Nitras w pierwszym tygodniu urzędowania wynajął firmę ochroniarską do pilnowania kopalni. Po tym pierwszym tygodniu zebrała się rada nadzorcza i go… odwołała. Wtedy jednak do ostatecznej dymisji potrzebna była decyzja ministra skarbu, a ten Nitrasa nie pozwolił usunąć. W ciągu roku wyciągnął przedsiębiorstwo na duży plus.

Po prywatyzacji kopalni Nitras jednak z firmy odszedł. Nowy inwestor, francuski koncern Lafarge, jak opowiada Nitras, nie dotrzymał dżentelmeńskiej umowy, jaką zawarł z młodym prezesem. Umowa przewidywała, że gdy urodzi się dziecko, którego spodziewała się jego żona, firma otworzy biuro w Szczecinie, żeby nie musiał pięciu dni w tygodniu spędzać poza domem. Kiedy jednak przyszło do spełnienia zobowiązania, Nitras usłyszał, że nie teraz, może za rok, bo w budżecie nie ma pieniędzy na otwarcie nowego biura. – Zirytowałem się – opowiada. – Umowa była ustna, ale takich umów też trzeba dotrzymywać! Uniosłem się honorem i zwolniłem z dnia na dzień ku rozpaczy żony”

Przepraszam, ale czy ktoś z PT czytelników zachował zdolność czytania ze zrozumieniem? Na wszelki wypadek przetłumaczę z polskiego na nasze!

Facet z politycznego nadania zostaje szefem państwowej spółki. Robi w niej porządek ( przynajmniej wedle jego słów ) – firma zaczyna zarabiać a wtedy pomaga opylić ją, czyli sprywatyzować. Opyla ją wraz z sobą jako Prezesem, a gdy nowy pracodawca nie chce spełnić jego specjalnych żądań – odchodzi.

Akurat tak się składa, że „Lafarge`a” znam z widzenia. Przy drodze do mojej firmy była przesypownia cementu „Kruszywa S.A.”. Gdy obok niej otworzyliśmy swój oddział, kupowaliśmy tam cement, bo wiadomo - wielkie remonty. I nie było „zmiłuj” Trzeba było wystawać w kolejkach. W 21 wieku – drodzy Państwo! Nastał „Lafarge” Najpierw zlikwidował sprzedaż detaliczną, potem hurtową. Przesypownia poszła na złom. Urządzenia pocięto i w firmie została waga samochodowa, stróże i dorodny wilczur biegający wzdłuż płotu.

Teraz, „nomen – omen” mieści się tam filia „Centrozłomu – któremu daj Boże zdrowie, bo dorodny wilczur jak biegał tak biega wzdłuż płotu i może nawet jest jeszcze bardziej dorodny niż kiedyś. Tyle o „Lafarge” O losach kopalni kruszywa udanie sprywatyzowanej przez pana Nitrasa, też pewnie ktoś coś wie. Przezabawny jest na stronie PO, opis kariery posła Nitrasa:

http://www.nitras.pl/kariera-zawodowa.html

Dla kogoś kto ma firmę, albo tak jak ja pracuje dla firmy na ostrym – konkurencyjnym rynku jest to tekst… no – napiszę, że od dzisiaj będzie to dla mnie tekst „kultowy”. Szczególnie polecam fragment:

Po odejściu z Lafarge`a pan poseł próbuje działalności biznesowej wykorzystując kontakty i wiedze nabytą u dotychczasowego, niewdzięcznego pracodawcy. No, ale właściciel czy tzw większy wspólnik nie daje rady - czytamy:

„ W pierwszej chwili myślałem, że wszystko skończone. Byłem przekonany, że nikt mi nie zaufa. Poczucie, że w branży ma się złą opinię to rzecz najgorsza jaka może przytrafić się w życiu zawodowym.

Trzeba jednak wierzyć w ludzi. Pomógł mi jeden z moich klientów – człowiek, od którego kupowałem kruszywa i który został oszukany na znaczną kwotę przez mojego szefa. Uznał jednak, że to nie moja wina. Zgodził się sprzedawać mi dalej, zabezpieczając się wekslem na moje mieszkanie i drastycznie skracając mi terminy płatności. Dzięki pożyczce mojego Taty i szwagra pojawiła się nadzieja. Nadzieja nie tylko na pracę, ale i na samodzielność. Udało się ją wykorzystać”

Niestety, ale muszę podzielić tekst. Jak na zwykły blog - tak czy tak nadużyłem Państwa cierpliwości. Wieczorem postaram się napisać i wkleić drugą część.

Zadam przy okazji kilka pytań i w zgodzie z tytułem będzie tam o Panu Rokicie – naszym czołowym moraliście. Szczerze przyznam, że chociaż wywiad z posłem Nitrasem czytałem w „Rzeczpospolitej” w oryginale ( ukłony dla Igora Janke ) to dopiero dzisiaj zauważyłem wątek związany z firmą „Lafarge” i nieco zboczyłem z głównego nurtu wywodu.

Wrócimy, wrócimy – panowie politycy!

Tekst 2. Chłopaki z SKL. Nitras pomawia, a Rokita moralizuje – część druga


Pan Jan Maria Rokita jest niewątpliwie politykiem z tak zwanej „górnej półki”

Zarzucają mu niektórzy, że zmienia partie jak kapelusze, ale ogólne wrażenie jest takie, że to partie nie spełniają wyśrubowanych przez pana Rokitę standardów.

Także teraz gdy chwilowo przebywa na politycznych wakacjach, pisząc w Dzienniku – przecież nadal prowadzi kampanię mającą na celu tychże standardów podniesienie. Słusznie wytyka czynnym kolegom brak powagi, której on sam ma w nadmiarze. Męczy i smuci Pana Rokitę nędza postpolityki.

Oczywiście, gdy działał w PO - gdy w PO był jedną z najważniejszych twarzy – wokół jego osoby gromadzili się inni, mniej rozpoznawalni publicznie politycy. Nic w tym złego – to naturalne.

Naturalne jest też to, że gdy odchodził, część z nich by utrzymać swoją pozycję w partii musiała „na gwałt” znaleźć nowego mentora.

Nikogo a już najmniej mnie – nie dziwi, że tym mentorem stał się dla większości z nich - Pan Schetyna – lider Platformy Obywatelskiej. Niektórzy musieli dla zaakcentowania swej decyzji nawet lekko szturchnąć pana Jana.

Podobno Nitras do nich nie należał, ale to dzięki posłowi ze Szczecina, pan Rokita znalazł się w tym tekście - w arcyniewygodnej roli moralisty oraz autorytetu w sprawach podwyższania standardów.

Przypomnijmy sekwencję wydarzeń:

- W 2006 Pan Nitras pomawia panią Teresę Lubińską, by pomóc w kampanii samorządowej Panu Krzystkowi, który wybory wygrywa – sam Nitras za to przegrywa w trybie wyborczym proces o pomówienie. Odwołuje się i znowu przegrywa. Sprawa usycha medialnie i powraca dopiero teraz, po tym jak poseł PO, sam z siebie – wcale nie torturowany przecież przez Panią Lichocką przyznaje, że pomawiając konkurentkę Pana Krzystka, miał świadomość jej niewinności.

Wyniki samorządówki tutaj:

http://wybory2006.pkw.gov.pl/kbw/geoPowiat.html?id=326201&type=0#wbp

( z wyników wynika jednoznacznie, że pan Krzystek tak czy tak by wygrał, tyle tylko, ze w drugiej turze byc może nie zobaczylibysmy Piechoty z SLD )

- W 2007 Podczas kampanii wyborczej tym razem sam Nitras staje w szranki wyborcze. Wygrywa a do Szczecina spieszy mu na pomoc – nie, wcale nie „tajemniczy Don Pedro” – tylko Pan Jan Rokita, obsadzony tutaj, znowu to zlośliwie przypominam - w niewygodnej roli moralizatora i moralnego autorytetu.

http://www.wiadomosci24.pl/tag/Nitras

Ja rozumiem, że człowiek karmiony medialną papkę mógł zapomnieć, nie skojarzyć faktów – ale chyba nie taki polityk jak Pan Rokita?

Byłyby powiązania koleżeńskie, wspólna przeszłość w SKL ważniejsze niż deklarowane wielokrotnie przywiązanie do wysokich standardów uprawiania polityki?

Mniejsza nawet z tym. Wbrew pozorom nie jest moim zamiarem robienie z Pana Rokity jakiegoś politycznego diabła. Wręcz przeciwnie!

Tekst napisałem po to by zadać jedno pytanie.

Skoro ktoś taki jak Pan Rokita nie widział niczego zdrożnego w udzieleniu poparcia koledze, który dwukrotnie dostał przed sądem w tyłek jako oszczerca, co musi się dziać między politykami, którzy nie podnoszą sobie tak wysoko poprzeczki moralnej jak JMR? Jak to wygląda wśród tych, którzy nie wymawiają słowa „Ojczyzna” z tak dużej litery, jak Pan Jan?

Chciałbym się dowiedzieć jak to wygląda wśród tych, którzy nie muszą zgrywać konserwatystów? ( wiem, wiem - to jest pytanie retoryczne )

Na koniec strzelę sobie z biodra prognozą: Już po Nitrasie i jego karierze!

Nie naciągnie minister Schetyna kołderki zapomnienia i wybaczenia na posła Nitrasa. Na Drzewieckiego tak – już się to zresztą dzieje – ale kołderka jest za krótka dla całego dworu Schetyny. Poseł Nitras jako pozostałość po „dworze Rokity” nie jest specjalnie cennym sojusznikiem w walce o władzę w partii.

Jak to mówią „ wojna trwa – straty muszą być”

Niemniej poseł Nitras jako były konserwatywny liberał może przecież znaleźć miejsce w nowotworzonej partii, zwanej przez złośliwców „Polskie oczko” – tyle tylko, że musi najpierw podwyższyć sobie standardy.

Bez tego nic, bo poprzeczkę zawiesza tam pewnie, gromiący bezlitośnie naszą klasę polityczną – Pan Jan Maria Rokita.


Tekst 3. Dialog uzupełniający


- Jak się o tym dożynaniu watach słyszało, to aż serce w człowieku rosło, że będziemy – wiem, że to tylko taka przenośnia – no, że będziemy tych pisowców wrednych ganiać do skutku. Fakt, że gdzie się dało to daliśmy im popróbować bobu! Nalazło się tego wszędzie, ale nie ustawaliśmy w swej pracy i niektórzy z braku pisowców, zaczęli naszych ludzi dożynać, jeden drugiego - drogi panie!

- ?

- Co się pan tak dziwi? Trzeba walczyć, bo inaczej nim się człowiek obejrzy już siedzi w dziesiątym rzędzie a zamiast słodkich owoców władzy tylko gorycz i na komendę rąk podnoszenie. Zna pan Gawłoskasa – szefa zachodniopomorskiej PO? Nie – mniejsza z tym. Nie dość, że szef Regionu to jeszcze wiceminister ochrony środowiska. Taki działacz! Wydawał się, że nie do ruszenia, przynajmniej w Regionie, bo w rządzie to wiadomo, że czasem trzeba robić za kozła – znaczy się kozła ofiarnego. Zobacz pan, że nagle Nitrotas - zna pan Nitrotasa? – No właśnie ten sam – wymyślił taki haczyk, że - bo w statucie partii napisano, że nie można łączyć kierowania Regionem i takiego stanowiska w rządzie, jak na przykład minister albo nawet wice. Wymyślił to bardzo sprytnie bo wakujące stanowisko jakby na jego miarę skrojone, a poza tym po całości uderza akurat w ludzi Tuskoidesa, bo tu nie tylko o ten Region chodzi. Chociaż zrobiło mu się teraz gorąco, to przecież prze do przodu, bo każdy wie, że najlepszą obroną jest parcie!

- Najlepszą obroną jest atak. Tak słyszałem.

- Właśnie! No to się zabrał za Gawłoskasa - a zabrał się za Gawłoskasa wierząc w poparcie Schetynokratesa. Zna pan Schetynokratesa? – Przepraszam, wiem, że to oczywiste. Ja tak z przyzwyczajenia się pytam, bo pan widzę w polityce głęboko nie siedzi. Mniejsza z tym. Wierzy w poparcie Schetynokratesa, bo wie, że Premier w życiu, ale to w życiu się na jego kandydaturę nie zgodzi! No ale skoro sam Schetynokrates będzie za – pan rozumie? Remis ze wskazaniem.

- Jak w boksie?

- Dokładnie! Tyle tylko, że wczoraj Schetynoktates odwołał jakąś tam Konwencję Samorządową w Szczecinie a co gorsza wyraził się prawie, że publicznie:

- Nie będziecie mnie na minę wsadzać! – Tak powiedział a pił wiesz pan do czego? – Do sprawy Nitrotasa i innych tamtejszych wydarzeń, o czym Grubon informuje Tuskoidesa, a Schetynokrates o tym wie, bo niby czemu miałby nie wiedzieć? No to i powstała niepewność oraz stan rozgoryczenia u Nitrotasa co do własnych swoich dalszych losów. Trochę to pogmatwane, ale to jest właśnie polityka. Trzeba mieć głowę na karku.

- W pewnym sensie chyba nie bez powodu się niepokoi?

- Jasne, że nie bez powodu! W sejmie szum się zrobił. Pisowczyki się cieszą i biegają jak poparzeni, plotki roznoszą, wydruki z jakichś blogów - i w ogóle kryzys, że tak powiem. Lokalny, więc może lepiej kryzysik, ale jest i nas od wewnątrz kąsa.

- Rozumiem, ale…

- Czekaj Pan – teraz będzie najlepsze! Lubi pan westerny? – zresztą nieważne. Na ukojenie nerwów poszedłem sobie posiedzieć przy kawce w tej naszej Hawełce. Tak – tam gdzie ten wasz Osieckopulos wysiaduje całymi dniami! Poszedłem, siedzę i kawkę popijam, ploteczek słucham – Dziennik sobie niby to czytam, ale widzę, że wchodzi Nitrotas – cały w dąsach. A tak się złożyło, że akurat pierwszy żołnierz Tuskoidesa sam Grupon wychodził. Znasz Pan posła Grupona? – Tak – ten sam, co jest ministrem w KPRM. To zaufany człowiek Premiera. Ale zaufany tak naprawdę i w całości A pamięta pan co panu mówiłem przedtem, że Nitrotas, kogo teraz obstawia…?

- Schetynokratesa

- No właśnie!

- Niech pan teraz uważa, bo to jest scena wręcz powieściowa! Do tej swojej opowieści, do tego „Golema” w sam raz – i nie musi pan nic wymyślać. Znają się od lat, są po imieniu i w ogóle – pan rozumie?

- Nitrotas i Grupon?

- Tak - I nagle, dzisiaj - Nitrotas zwraca się do Grupona tak: Nieładnie się pan bawi, panie Grupon!

Ten nic. Płaci za kawę i milczy a Nitrotas, już wyraźnie wkurzony powtarza: Nieładnie się pan bawi panie Grupon!

- Ale w co się bawi?

- W to co się w Szczecinie dzieje – Że Tuskoides o ich lokalnych ekscesach dowiaduje się ze szczegółami - włos mu się jeży i takie tam. W tym rzecz, że Grupon nie reaguje na zaczepkę, mija go i wychodzi jak gdyby nigdy nic.

A dodam w tym miejscu, że od chwili na Sali, cisza jak makiem zasiał. Tylko słychać jak posłowie z PSL mieszają herbatę. I w tej ciszy Nitrotas krzyczy za odchodzącym Gruponem:

- Zajmując się mną może pan zachorować! – tak sobie do ministra w kancelarii Premiera krzyknął w tym wkurzeniu. Zupełnie jak w filmie jakimś. Grupon powoli wraca. Wszyscy zdębieli do reszty, bo sytuacja zapachniała mordobiciem. Zupełnie jak w filmie!

- Czy - to - jest - groźba - karalna? – Grupon mówi powoli, akcentując każde słowo. Ani odrobiny emocji! Western, poker i w ogóle zapachniało sprawą sądową.

- Nie, gdzieżby znowu! – odpowiada pospiesznie Nitrotas, a Grupon odwraca się i wychodzi.

- Czyli do niczego nie doszło?

- Tym razem na szczęście nie, ale niech pan zobaczy do czego my doszliśmy!

- Może kawy, panie pośle?

- Nie dziękuję. Opiłem się w Hawełce i teraz mnie mdli.


Tekst 4. Miller i Nitras stracili okazję, by siedzieć cicho

Jeszcze tylko brakowało wypowiedzi Leszka Millera na temat sporu kompetencyjnego między Prezydentem a Premierem! Brakowało ale już nie brakuje, bo oto człowiek lewicy, były premier, facet który aby zdobyć jakieś fanty wysiadywał jajko w programie „Wysiadujemy jajko z gwiazdami” uznał za stosowne wypowiedzieć się o Prezydencie Kaczyńskim tak:

"On tam jest pośmiewiskiem. Wielu moich znajomych mówi mi to wprost"

I powiedział tak w wywiadzie dla gazety.pl – tyle, że ja mam linka do Dziennika, bo w na stronie Gazety, zaciekawiło mnie co innego, a sprawiedliwość musi być. Ale najpierw skończmy z żyrardowskim królem politycznego obciachu.

Miller dodaje: „Lech Kaczyński nie potrafił wtedy podjąć decyzji w sprawie systemu pierwiastkowego” Znalazł się „pierwiastek” naszej polityki. Dziewica w czerwonym fartuszku z gwiazdką – Pożal się Boże!

"Według Leszka Millera nasz prezydent od tego czasu uważany jest w Brukseli za osobę niepoważną. Lepiej, by trzymał się z daleka. Nie odegra tam żadnej roli. Tylko co najwyżej zaszkodzi swoją niekompetencją" - nie ma wątpliwości polityk lewicy”

Ludzie! I to mówi polityk, którego wstydzi się piecioprocentowy SLD, mające za przywódcę typka w rodzaju Napieralskiego! Czy ktoś pojmuje skale obciachu?

Dziwię się, że jeszcze nikt w mediach nie wpadł na pomysł by o niekompetencji Prezydenta wypowiedział się pan Lepper. To znaczy nie wiem, czy nie wpadł. Ja nie zauważyłem.

http://www.dziennik.pl/polityka/article250750/Miller_Kaczynski_to_posmiewisko.html

Ale co tam Lepper – szukając oryginalnego wywiadu na stronie Gazety, znalazłem wypowiedź mojego ulubionego posła Nitrasa, który nagle się wykaraskał z opresji i zgromił z tej radości nie tylko Lecha Kaczyńskiego ale, uwaga:

„Poseł Sławomir Nitras nie kryje zaskoczenia tym, że prezydent Sarkozy przesłał zaproszenie dla Lecha Kaczyńskiego”

Nie kryje zaskoczenia i „ma nadzieje, że nie będzie śmiesznie”

Informuję Pana, panie pośle, że już jest śmiesznie. Zamiast po nieudanej próbie przejęcia władzy w zachodniopomorskim regionie PO siedzieć cicho, zaraz się pan bierze za prezydenta Francji. Ma pan szczęście, że były Chirac nie wczytuje się w portal wyborczej.

Już on by Panu powiedział do słuchu – niech pan spyta Leszka.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,5808838,Nitras__Mam_nadzieje__ze_nie_bedzie_smiesznie.htm

Tekst 5. Posiadacze zatrzymani

Najpierw nabrałem przekonania, że skoro wraca socjalizm, gdyż coraz głośniej o tym, by rynkiem oraz gospodarką rządziło państwo, ktoś pochopnie zaczął zatrzymywać posiadaczy ziemskich i nowa arystokracja z PSL czy Samoobrony trafiła w dyby, ale okazało się, że chodzi tylko o głupie posiadanie narkotyków.

Radio Zet doniosło:

„Przewodniczący Sejmiku Zachodniopomorskiego Michał Łuczak oraz szef powiatowej Platformy Obywatelskiej i starosta Polic Cezary Atamańczuk zostali zatrzymani przez zachodniopomorską policję. Obaj samorządowcy mieli przy sobie narkotyki. Znaleziono przy nich amfetaminę, tabletki i susz roślinny”
Samorządowcy zatrzymani zostali w piątek wieczorem w czasie rutynowej kontroli na drodze - mówi Maciej Karzczyński z zachodniopomorskiej policji. Jeszcze dzisiaj usłyszą zarzuty. Za posiadanie narkotyków grozi im do trzech lat więzienia. Na razie nie wiadomo, czy zatrzymani samorządowcy byli pod wpływem narkotyków. Przesłuchania trwają”

Niby nic wielkiego, ale dla mnie – skromnego blogera – patrz poprzedni post – jednak wyraj i uciecha, bo to mianowańcy, współpracownicy oraz kumple mojego ulubionego posła Nitrasa, o którym tak mi się dobrze pisało całkiem niedawno:

http://jacek.jarecki.salon24.pl/7520,Nitras,tag.html

I żeby nie było, że jako prowincjonalny bloger powielam ogólnie znane informacje, przeniosę moich czytelników na chwilę na obrady Rady Krajowej PO w myśl zasady, że blogerzy są wszędzie!

Oto przemawia akurat Marszałek Komorowski, a wiadomo każdemu przytomnemu, z czym poza Bobem Marleyem i rumem się kojarzy ta cała Jamajka, gdy jednocześnie na komórki zebranych nadchodzi ta przykra wiadomość, wieść o zatrzymaniu posiadaczy.

No to zaraz szeptu … szeptu … a po trzech minutach na wyświetlaczach komórek należących do szczecińskich posłów PO pojawia się SMS z innego niż oficjalne źródła o żartobliwej treści.

„Trzech szczecińskich liderów PO zatrzymanych za posiadanie narkotyków!

Przepraszamy, dwóch. Trzeci nie został zatrzymany bo spieszył się do studia TVN24”
A nie pisałem, że blogerzy są wszędzie? Głowa do góry – piękne Panie i mężni Panowie!

Tekst 6. Bystrzy i dowcipni politycy

Dopiero premier załagodził sytuację na wesoło, że bystry ten Atamańczuk i dowcipny. A jak ma nie być bystry skoro to były działacz PO i samorządowiec z Polic, przecież nie z nadania PiS? To jak ma być ciemny?

Nawet przez chwilę nie wątpiłem, że to bystrzak. Czy w takiej partii jak PO mógł się jakiś ciemniak ukryć? No, tyle, że dał się złapać, ale potem pełna klasa i żadnych zastrzeżeń.
Chciał Nitras do Europy to Atamańczuk pokazał papierek. Pokiwali wszyscy głowami nad papierkiem i „poszły konie po betonie” - jak to u mnie na wsi mówią.

Niektórzy to ponoć uwierzyli nawet, że naprawdę się tym papierkiem zrzekł, a jeszcze inni z tego przejęcia teraz udają, że pierwsze słyszą o jakimś tam Atamańczuku, a jak słyszeli to są wielce zawstydzeni jego postawą i o honorze zaczynają opowiadać.

Już oczywiście zapomnieli, jakie wojny odstawiał Nitras na Pomorzu chcąc zostać szefem regionu PO kosztem Gawłowskiego, na zasadzie zakazu łączenia stanowiska ministerialnego z partyjnym szefowaniem?
Wy też pewnie nie pamiętacie, co? Czyli słusznie zaprzestałem pisać tego całego „Golema” bo wszyscy brali to za żarty jakieś.

http://amazoniawweekend.blogspot.com/2009/05/archiwum-o-posle-nitrasie-3-golem.html

Dla leniwych wkleję fragment. Nitras z Grupińskim w sejmowej Hawełce:

„- Niech pan teraz uważa, bo to jest scena wręcz powieściowa! Do tej swojej opowieści, do tego „Golema” w sam raz – i nie musi pan nic wymyślać. Znają się od lat, są po imieniu i w ogóle – pan rozumie?

- Nitrotas i Grupon?

- Tak - I nagle, dzisiaj - Nitrotas zwraca się do Grupona tak: Nieładnie się pan bawi, panie Grupon!

Ten nic. Płaci za kawę i milczy a Nitrotas, już wyraźnie wkurzony powtarza: Nieładnie się pan bawi panie Grupon!

- Ale, w co się bawi?

- W to, co się w Szczecinie dzieje – Że Tuskoides o ich lokalnych ekscesach dowiaduje się ze szczegółami - włos mu się jeży i takie tam. W tym rzecz, że Grupon nie reaguje na zaczepkę, mija go i wychodzi jak gdyby nigdy nic.

A dodam w tym miejscu, że od chwili na Sali, cisza jak makiem zasiał. Tylko słychać jak posłowie z PSL mieszają herbatę. I w tej ciszy Nitrotas krzyczy za odchodzącym Gruponem:

- Zajmując się mną może pan zachorować! – Tak sobie do ministra w kancelarii Premiera krzyknął w tym wkurzeniu. Zupełnie jak w filmie jakimś. Grupon powoli wraca. Wszyscy zdębieli do reszty, bo sytuacja zapachniała mordobiciem. Zupełnie jak w filmie!

- Czy - to - jest - groźba - karalna? – Grupon mówi powoli, akcentując każde słowo. Ani odrobiny emocji! Western, poker i w ogóle zapachniało sprawą sądową.

- Nie, gdzieżby znowu! – Odpowiada pospiesznie Nitrotas, a Grupon odwraca się i wychodzi.”


Było, minęło. Nitras będzie nas reprezentował w Parlamencie Europejskim, a jego koleżka, współpracownik i mianowaniec w Sejmie. Akurat za żadnego z nich osobiście nie muszę się wstydzić, bo nawet końmi nikt by mnie nie zaciągnął, bym głosował na takich typków.

Fajnie też było jak policja zatrzymała Atamańczuka z Łuczakiem. Informacja o tym przykrym wydarzeniu dotarła akurat podczas Rady Krajowej PO i ….

„Oto przemawia akurat Marszałek Komorowski, a wiadomo każdemu przytomnemu, z czym poza Bobem Marleyem i rumem się kojarzy ta cała Jamajka, gdy jednocześnie na komórki zebranych nadchodzi ta przykra wiadomość, wieść o zatrzymaniu posiadaczy.

No to zaraz szeptu … szeptu … a po trzech minutach na wyświetlaczach komórek należących do szczecińskich posłów PO pojawia się SMS z „innego niż oficjalne” źródła o żartobliwej treści.

„Trzech szczecińskich liderów PO zatrzymanych za posiadanie narkotyków!

Przepraszamy, dwóch.

Trzeci nie został zatrzymany, bo spieszył się do studia TVN24”


I teraz na koniec sobie popatrzcie. Za pomocą kawałka papieru zrobiono samego Pana Premiera w balona. Zaufał człowiek, wystawił do Europy, poklepał po plecach a teraz pasztet.
Dobrze, że potrafił załagodzić sytuację na wesoło, że niby, jaki bystry ten Atamańczuk a nawet dowcipny!
No bystry, a jaki ma być?

*Komentarz z końca 2016 jest taki:


Nic nowego pod słońcem!

poniedziałek, 26 grudnia 2016

O ruchach partiotwórczych

W związku z tym, że nie ma najmniejszych szans, by radykalny idiotyzm pozyskał miliony wiernych, dla ratowania podstaw bytu polskiej, jakże licznej klasy próżniaczej, na zapleczu rozpoczęły się prace nad stworzeniem nowej formacji politycznej. Słusznie zauważono, że obsuwające się w radykalizm twory w rodzaju PO czy Nowoczesnej, nie są w stanie wygrać wyborów parlamentarnych ani działając osobno, ani startując w bloku wyborczym. Niestety znalazł się w końcu ktoś, kto potrafi liczyć i analizować.
Wrogość wobec Prawa i Sprawiedliwości spowszedniała, a podsycające ją działania z daleka wonieją paranoją. To że utrzymuje się sondażowe status quo, to tylko jeden, wcale nie najważniejszy czynnik opisujący realną sytuację polityczną. Elektorat partii opozycyjnych znalazł się w niewoli jednego odruchu, a powszechnie wiadomo, że z niewolnika nie ma pracownika.
Radykałowie tego nie rozumieją, ponieważ od dawna nie rozumieją rzeczywistości w jakiej przyszło im działać. Nie jest problemem, że stracili władzę, bo to się zdarza. Problemem jest to, że nigdy jej nie odzyskają, ponieważ tak naprawdę nie są nikomu i do niczego potrzebni. Ostatnim sprytnym manewrem było stworzenie protezy o chwytliwej nazwie Nowoczesna, ale partia ta, zamiast stać się enklawą powagi, nie dość, że wyrwała się jako lider idiotyzmu, to jeszcze pociągnęła za sobą „partię matkę”. Doszło do tego, że ludzie przez osiem lat rządzący, a przez kilkanaście rozdający karty polskiej polityki, są wleczeni na sznurku przez wrzeszczącą posłankę Pomaskę i różnych, prawie męskich, troglodytów.
A elektorat? Przez rok nikt nie pomyślał, że poza nienawiścią do Kaczyńskiego, należałoby podrzucić mu trochę innej karmy. Nie wystarczy opowiadać o swoich rzekomych przewagach intelektualnych, o miłości autorytetów, celebrytów i innej, prawda, swołoczy, ponieważ jest to zupełnie pusty przekaz.
Dlatego opłaca się wykonać teraz manewr stwórczy, i manewr ten zostanie wykonany, a jego ofiarą padną w tej kadencji, udający liderów radykałowie, ciamajdanowcy, oraz maniacy Nowoczesnej, z Ryszardem na czele. Do końca nie pojmą, że to nie PiS zasadza się na nich, i będzie to widowisko zabawne.
Oczywiście nowy twór będzie związany z Tuskiem, bez względu na to, czy powróci teraz, czy za trzy lata, bo i tak, prawdziwa walka o władzę rozegra się za siedem lat.
Strategia formacji, która powstanie, będzie polegała na powolnym, namaszczonym marszu, pod państwotwórczymi hasłami. Przeszłość zostanie odrzucona, wewnętrzne opozycje wołające o „tu i teraz” zdeptane, a wojujący swym brakiem jakiejkolwiek powagi, zostaną zmieleni w wielkim młynie zapomnienia.
Początkowo nowy twór będzie traktowany jako platforma ucieczkowa, dla elektoratu „byle nie PiS” ale dość mającego głupoty i wyskoków obecnych liderów opozycji. Przez nią samą zaś, z powodów personalnych jako sojusznik. Nim się zorientują, znikną.
Ktoś się spyta, po co to wszystko, i czy nie lepiej twardo, całą bandą, zjednoczeni przeciw Kaczystom?
Oczywiście że nie, choćby z jednego, zasadniczego powodu:
Aby wygrać wybory, należy nie tylko zaaprobować zmiany, jakie rządząc, wprowadził PiS, ale wchłonąć je, przetworzyć i wskazać drogę ich kontynuacji, zachowując przy tym prawie całkowitą neutralność. Albowiem odkąd polityka stała się odczuwalna realnie jako zmiana, związana z codziennym życiem, pustosłowie i przepraszam za wyrażenie „pieprzenie w bambus” nie wystarczy. 

wtorek, 20 grudnia 2016

Bankomat Polska

Pan Ryś kopie ile wlezie, a bezduszna skrzynia nic. Nie wypłaca, spogląda zimnym okiem kamery i liczy kopniaki.
- Przecież moja karta jest złota – złości się pan Ryś. – Zawsze wypłacałeś – przerywając kopanie, próbuje negocjacji z maszyną.
- Dej spokój, bo już policja się kręci – uspokaja go pan Grześ, wymachując przed jego poczerwieniałym ze złości nosem błękitną kartą z gwiazdkami. – Odsuńże się i udawaj głupiego. Ta zawsze wypłaci.
Pan Ryś odsuwa się i udaje głupiego, co przychodzi mu dziwnie łatwo, podczas gdy pan Grześ majstruje przy szparce, sapiąc.
Pojawia się pozbawiony szacunku pan ochroniarz z marsową miną i pyta:
- Co pan tak majstrujesz przy tej szparce, i co to za sapanie w miejscu publicznym?
- Karta mi nie wchodzi – informuje natręta pan Grześ.
- I złota też nie wchodzi – dodaje wykukujący zza murku pan Ryś. – Ten bankomat się zepsuł!
- Pokażcie no te karty – burczy pan ochroniarz, a następnie wnikliwie ogląda podane mu karty.
- I co? – dopytują się chórem.
- Jajco. Po pierwsze termin wyszedł, a po drugie, to są przecież kwity z pralni pieniędzy, nie do zwykłego bankomatu – informuje ich pan ochroniarz, oddając plastikowe prostokąciki.
- Głupota jakaś – jękliwym głosem skarży się pan Ryś. – Miały działać zawsze i wszędzie.
- Nie jęcz, tylko się trochę zastanów, portfel przewertuj – strofuje go pan Grześ, wpijając mogący jeszcze niedawno zabijać wzrok, w plecy odchodzącego pana ochroniarza.
Wertują portfele.
- Mamy jeszcze karty biało-czerwone. Te wejdą na bank.
- Ja na biało-czerwonej mam debet i hipoteka mi wisi – martwi się pan Grześ.
Pan Ryś z powodzeniem wtyka biało-czerwoną w szparkę, ale okazuje się, że zapomniał hasła.
- Czterech cyferek nie potrafisz zapamiętać jako uczeń geniusza i chodliwy ekonomista?
- Miałem trudne dzieciństwo – tłumaczy pan Ryś. – Może przy okienku wypłacą nam na gębę?
- Tak, na pewno... – powątpiewa pan Grześ. – Z bankomatem nie potrafisz się dogadać, a załatwisz z bardzo złym kasjerem. Wracamy do naszych. Martwią się pewnie niebożęta.
Idą posępnymi ulicami. Zimny wiatr, podniesione kołnierze, obojętność przechodniów dźwigających świąteczne wiktuały. Reklamy migoczą jak diabli, zmierzch zapada.
- Ostała się jeno pizza – grobowym głosem powtarza raz za razem pan Ryś.
- Nawet nie wspominaj. Jesteśmy jak te dziewczynki z zapałkami, z bajki Andersena – zauważa pan Grześ i zatrzymuje się ogarnięty nagłą podnietą.
- Pamela jest w Moskwie – ożywia się pan Ryś.
- Nie rozumiesz? Z zapałkami, czyli możemy coś podpalić, albo chociaż postraszyć kogo trzeba.
- Ja się na dziewczynkę przerobić nie dam – hardo oponuje pan Ryś.
- Z kim ja muszę pracować! – Pan Grześ wyjmuje pudełko zapałek i dla wprawy próbuje podpalić papiery w koszu na śmieci, ale zapałki gasną jedna po drugiej.

niedziela, 18 grudnia 2016

Choć tupie cham wrzeszczący

Demokracja to po prostu forsa we właściwej kieszeni, bezkarność i dożywotnie prawo do strofowania i karania innych. Wiem, to żadne odkrycie. Demokracja to też prawo do kłamstwa, fałszywych sądów i przede wszystkim do realizacji aspiracji sięgających jak nie korony, to chociaż czapeczki magnackiej. Chodzi o to, by liderzy demokracji przechadzali się po Polsce, Europie, a nawet Świecie, tak jak przechadza się pan po swoich włościach, ale żeby te włości nie miały granic. Tu poklepie świnię albo parobka, tam pochwali drzewo, innym razem strzeli z fuzji – Ot tak, z pustoty.
W tym idealnie demokratycznym świecie, nie ma oczywiście miejsca dla Boga. Prawdziwy Pan nie ścierpi, by ktoś go sądził, a szczególnie ktoś, kto nie należy do demokratycznej elity, a Bóg nawet nie aspiruje. Religia, proszę bardzo, ale Bóg w żadnym wypadku!
I wszystko się pięknie składało niczym scyzoryk w kieszeni, aż tu nagle wybory. To bolesne i głupie, że najpiękniejszą idee może zakłócić coś tak nieistotnego. Oczywiście, od lat popycha się starannie ciężar władzy w kierunku, który jest tabu dla niedemokratycznego pospólstwa, ale za wolno to szło i wystąpiło zakłócenie porządku. Najgorsze jest to, że dążąc do oświeconej dyktatury i społeczeństwa jawnie kastowego, nie można ani na chwilę przestać ględzić o demokracji, prawach człowieka i wolności, czyli należy wychwalać to, z czym się walczy ze wszystkich sił. Może się zdarzyć, a nawet tu i ówdzie już się zdarzyło, że ludzie wzięli deklaracje swoich nadzorców za prawdę i dalejże wybierać według swojego nędznego interesu i przekonań.
Owszem, od dawna trwają usilne prace nad zmianą samego pojęcia demokracji, ale elektoraty nie lubią poruszać się w tworzonych na poczekaniu modelach teoretycznych. Należy uzmysłowić plebsowi rzecz całą na przykładach. To jest ryzykowne, tym bardziej, że zabrali się do tego z gorliwością neofitów, prostacy w rodzaju Donalda Tuska. To, co ten człowiek wczoraj nawygadywał, w miałkim przecież przemówieniu, świadczy, że prawdziwym jest powiedzenie o strachu, który odbiera rozum.
Jak się przecedzi jego słowa i przecedzonym nada właściwe znaczenie, powiedział właśnie to, co napisałem w pierwszym zdaniu tego tekstu, a mianowicie, że demokracja to po prostu forsa w ich kieszeni, bezkarność i dożywotnie prawo do strofowania i karania innych. To są właśnie te jego „wartości europejskie, dobre obyczaje, poszanowanie dla konwencji itd.
– Patrzcie - powiedział Tusk – to nasz świat, a wy możecie go podziwiać, o ile sprzedamy wam bilet. – Możecie chwilę porządzić, ale z nami na karku.
Wyrwało się niebożątko, ale jako dokooptowany z nikąd neofita, nie posiadło toto jeszcze daru należytego posługiwania się frazesem i retorycznym unikiem.
Jasne, to chcieli usłyszeć jeszcze prymitywniejsi, którzy bronią nie wizji, a już szczerze własnej forsy, wrzeszcząc i podskakując na ulicach. Usłyszeli i chętnie powtarzają. Można całkiem za darmo obejrzeć i posłuchać tej menażerii. To nasi Panowie, nasze elity schodzące i aspirujące do wykiełkowania. Ci, którzy przechadzają się po waszych plecach, mili moi. Ci, którzy łakną chłeptać waszą krew, gdy zaśniecie, albo odwrócicie wzrok. Gęby jak z obrazów Hieronima Boscha, wykrzywione nienawiścią, bo nagle ich głos mniej wartościowy, bo nie za sto się liczy. Ich nadzieja w spętaniu społeczeństwa, wszczepianą od lat pokorą i wyuczoną bezradnością wobec medialnej przemocy. Nie przypadkiem ubeckie gęby powtarzają jak mantrę bajki o ideach solidarności, zgodzie narodowej i przywołują demokrację, taką jaką lubią. Nie przypadkiem na ustach zaprzańców Polska. Mamy się bać ich gniewu, ulec ich chciwości.
Jan Tadeusz Stanisławski śpiewał kiedyś bardzo pouczającą piosenkę, którą dedykuję tym, którzy z lękiem pytają, co dalej? Co z nami będzie? Otóż...
„Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama
 Kształciła mnie matka na historii świadka
 Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama
 Bo cham to jest cham i boi się sam”

czwartek, 15 grudnia 2016

Transmisje z trądu

Czy to jest konstytucyjne, by grupa niekompetentnych debili mogła decydować o losach obywateli, jako tak zwany „majestat prawa”? To przerażające, ale tego typu pytania może zadać każdy, kto poświęcił choć godzinę uwagi, pracom komisji śledczej, przesłuchującej rozmaitych ancymonów, w sprawie afery Amber Gold. Ktoś powie, stając w ich obronie, że oni tylko udają cymbałów. No, jeszcze lepiej! Brakuje tylko, żeby któryś rozebrał się publicznie do naga, sugerując własną niepoczytalność.
Człowiek wpatrujący się w zeznającego błazna, pełniącego jakimś cudem obowiązki sędziego, jednocześnie czytając na pasku newsa, że z innego sądu wyprowadzają pracowników w kajdankach, ma zachować marsową, propaństwową minę? W tym zamieszaniu umyka sędzia, niedawny bohater mediów, oskarżony o składanie fałszywych zeznań. A jakie, niby miał składać, skoro sam fałszywy?
Swoją drogą ciekawe, czy klęcznik, który służył gdańskiemu sędziemu do odbierania telefonów „z trzema gwiazdkami” został kupiony w uczciwym przetargu? Przecież jak tak dalej pójdzie, to fałszujących mecz sędziów piłkarskich, kibole będą wyzywać od „prawdziwych sędziów” a telewizyjne relacje z procesów będą zaczynały się słowami: - Oskarżony Jan W. stanął dzisiaj przed sądem, któremu przewodniczył sędzia Jan Z.
Włosi lubowali się kiedyś w barwnych tytułach filmów, opisujących korupcję ich własnego wymiaru sprawiedliwości. W 1945 Ugo Betti napisał „Trąd w pałacu sprawiedliwości”. Sztukę sfilmowano prawie trzydzieści lat później, a dzisiaj na stronie „filmweb” możemy przeczytać  króciutki opis tego dzieła. Początek jest taki:
„Pomysł tego dramatu politycznego oparty został na sztuce Ugo Bettiego "Trąd w Pałacu Sprawiedliwości". Szokujące w tamtych latach założenie filmu - że wiele urzędów włoskiego systemu sprawiedliwości przeżartych jest korupcyjnymi wpływami korporacji, polityków, a nawet gangsterów - wkrótce, niestety, miało znaleźć potwierdzenie w rzeczywistych wydarzeniach w tym kraju
W Polsce, kraju pozbawionym sensownej kinematografii, zamiast fabuły, relację z „trądu” mamy dostępną na żywo. Do tego, co nas korzystnie wyróżnia, nie pozbawioną akcentów komicznych, choć rodzące się pytania podstawowe brzmią przecież dramatyczne:
- Do jakiego stopnia „mafia” zawłaszczyła państwo pod rządami PO-PSL?
- Czy rządzące nami partie były ofiarami trądu toczącego Polskę, czy może nadawały ton przestępczej zmowie?
Za ostro?
Miło i grzecznie już było, że zacytuję liderów społeczno-ubeckich protestów. Może stąd ta histeria, panowie politycy, bo nagle się okazało, że starczy czasu, by nie tylko oderwać was od koryt, ale też przejrzeć ich zawartość. Metoda „na wrzask” zawodzi, ciągłe darcie szat i gąb, zamiast nużyć, zaczyna zaciekawiać. Potem co? Amnezja? Udawanie durnia?
A...Niektórzy nie będą musieli udawać. To wiem.
Wczoraj, ach cóż to był za dzień! I sędziowie, i gimnazja, i zdrowemu, łażącemu chłopu, sejm wybrał następcę, i folksdojcze w całej swej nędznej okazałości, a jakby tego było mało Jego Zachłanność Janusz Lewandowski, zgoła niepotrzebnie acz geopolitycznie, zabrał głos. Na twitterze redaktor Skórzyński, w związku z tym zaczął wrzeszczeć, że europoseł nie powiedział „a” zrobiwszy jedynie pauzę. Uważam, ze pauza przydałaby się dziennikarzowi z TVN, a panu Januszowi L. to nawet... przerwa w życiorysie.

wtorek, 13 grudnia 2016

Polacy to ludzie łagodni

Dobre w tym wszystkim jest jedno, że Polacy są podzieleni politycznie, a jeszcze lepsze, że jest to podział jawny i dość radykalny. Nie ma bowiem nic gorszego na świecie, jak narzucony narodowi płaszcz tak zwanej zgody narodowej, pod którym gnicie i gazy, zatruwające życie społeczne. Skuteczną zgodę narzuca się siłą i przy użyciu przemocy się jej pilnuje. Jak nie pałą, to choć niekończącym się ględzeniem. Niewinnej młodzieży wmawia się, że kiedyś, ach kiedyś, Polacy byli monolitem. Już to w stanie wojennym, w latach 1980-81, albo w czasie wojny, albo przed wojną, albo w czasach zaborów, albo za królów. To są oczywiste bajki, na domiar złego szkodliwe.

Raz coś podobnego powiedział Kaczmarski, śpiewając: „ ... do zgody nawołuje furiat, do diety z warzyw ludożerca”. I tego się trzymajmy, a propagandziści niech sobie spokojnie opowiadają o wymarzonej zgodzie. Za to im w końcu płacą.

Polska znowu się zmienia, a problem w tym, że reformatorzy nie obdarzają przywilejami ustępujących elit, jak to miało miejsce po osiemdziesiątym dziewiątym roku. Na dodatek, zachodzące zmiany nie są częścią ogólnoświatowych przemian, co stawia Polskę w trudnej sytuacji. Stąd, zgoła niepolityczne wsparcie z zewnątrz dla przegranych, przy których moskiewskie dolary wożone w reklamówkach wydają się po prostu żartem.

Zmiany, które zachodzą w Polsce nie są dobre ani złe. Moim zdaniem, w ogóle nie podlegają takiej ocenie, ponieważ w pierwszym rzędzie, są konieczne, o ile nadal mamy chlubić się przynależnością do szeroko pojętego „zachodu”. W ścisłym, politycznym sensie, to, przeciwko czemu dzisiaj wrzeszczy lewactwo i tak zwani liberałowie, będzie stanowiło podstawę do budowy i rozwoju Polski. Nie da się tego robić w kraju radosnego rabunku i jawnego lekceważenia większości społeczeństwa. To, że praca naprawcza przypadła Prawu i Sprawiedliwości, wynika nie tylko z politycznego przekładańca, ale także z tego, że nikt nawet nie wyraził takiej woli, nie mówiąc już o zdiagnozowaniu przyczyn, dla jakich załamała się nagle populistyczna, a jakże, przewaga formacji rządzących Polską od ośmiu lat.

Następcy Prawa i Sprawiedliwości przejmą kiedyś zupełnie inny kraj razem z radykalnie zmienionym społeczeństwem. Inne będą aspiracje, potrzeby i marzenia. To, że obecna opozycja nie nadąża mentalnie za zachodzącymi procesami, niezmiernie mnie cieszy.
Aby silnie przemówić, już dzisiaj muszą włazić na chybotliwy medialny stołek, a wszystko na co ich stać to podgrzewanie stygnącego kotła nienawiści. To już troszkę śmieszy. Te zabiegi, roszczenia, nagle nabyty patriotyzm, istne koci łapci.

Dzięki podziałowi, ekscesom takim jak planowane na dzisiaj, sporo ludzi mniej zaangażowanych politycznie, zyskuje możliwość oglądu spraw we właściwej perspektywie. Nic lepszego nie może się przydarzyć obecnie rządzącym, niż kolejny pokaz bezsilnej furii ludzi, z którymi po każdym kolejny zakręcie, trudniej się identyfikować. Ładnie Jarosław Kaczyński przywołał w ostatnim przemówieniu „darwinizm społeczny” którym cechowały się rządy tak zwanych liberałów. Tyle że bezwzględni piewcy i wykonawcy tej doktryny, jakoś nie dostrzegli jej demograficznego wymiaru. Tak właśnie wymierają gatunki.


Nie twierdzę, że łajdacy wymrą, bo ci rodzą się po prostu na kamieniu w każdych warunkach, ale akurat ci, z całą pewnością. Razem ze swoimi kompromisami, z coraz bardziej wątpliwą chlubną przeszłością, razem z, pożal się Boże, autorytetami. Tak jak nie da się zawrócić Wisły kijem, tak nie da się wmówić coraz bardziej zdumionej publiczności, własnych idiosynkrazji. Ich gry uliczne są niebezpieczne, głównie dla nich samych. Dobrze, patrząc z mojej perspektywy, że nie zdają sobie z tego sprawy, ale pro publico bono przypominam im całkiem za darmo, że radykalizmem, w Polsce jeszcze nikt niczego nie wygrał, ponieważ Polacy to ludzie łagodni. 

czwartek, 8 grudnia 2016

Diariusz polityki krajowej y uwagi różne

Dręczony okrutnie przez chitrą niewiastę, niejaki Szeremet w łozinę przecie uszedł. Tamże nie pomnąc, ni skąd się wziął, ni po co, przecie drugich podobnych latami wodził, kiedy ci w Chłańsku niecnotę psucia kruszcu protegowali.  Co z tego będzie, przy powszechnym niepokoju o bieg spraw nie wiadomo. W dawnych czasach, które zawsze ze łzami wspominać należy, prawdy dojść było łatwiej. Kiedy już kat dobrotliwy, niczym chemikus jakowyś, ołowie szare topić począł, już i pamięć niejednemu, co łotrował chętnie, wracała chciwie. Niewiastę oną w dobrym czynów sposobie wspomóc należy przeciwko bałamutnikom, a okularnikom niepoczciwym.
Timmermans, Olęder nieprzyjemny, z drugimi gryzipiórkami zasiadłszy, gardło tanim wińskiem sycąc, pouczeń naszej Rzplitej ukochanej nie szczędzi. Już o Olendrach dobrze radzę i przez jednego gębatego gęsiora, z onej mysli nie ustąpię. Lud to skrzętny, mokradła suszący, choć ni urodą ni fantazyją nad inszymi górować nie może, przecie i handlem zamorskim się zajmując, do znaczenia przyszedł.  Dziwne to czasy, kiedy kiep byle jaki, w Ojczyźnie naszej posłuch u drugich znajduje.
Jaśnie Oświecony Pan Duda, nasz Prezydent kochany, zwiedziawszy się, że w stolicy jakowaś Legija się znajduje, do ichnich koszar wieść się kazał. Miast szabel, pik a muszkietów, chłopów młodych prawie gołych nalazłszy przy święcie jakowymś, przecie łaskawość onym okazawszy, w dłonie swe pańskie klaskać raczył.  Zaczem o wikt i żołd zapytaszy, czy aby godziwy, zaraz do domu się udał, wąsa, jak powiadają, ze zgryzoty zapuszczać.
Piotrowicza sprawa przykra. Nalazłyszy u Onego listy jakoweś, opozycyja zza pieców sejmowych wylazłszy, do szału przyszła, że gnębiciel nieszczęsnych, im podobnych  szczybiotów.  Już się do płaczu a spazmów co delikutaśniejsi biorą delegaci, moralne wywodząc jeremiady, że nie wolno takowego u dworu trzymać. Osobliwie pan Sto Pociech, któren sam na moskiewskim żołdzie siedząc, do majątków wielkich doszedł, i puszczę w dzierżawie dla pozoru trzymie.
Lud prosty, zadufanie w swym rozumie mając, powiada, że kto w sobotę pierze, w niedzielę się nie ubierze. Dziwnym przeto się zdaje, że burzyciele na tegoż ludu wolę się powołujący, chciwie w dzień przedświąteczny breweweryje swe chcąc odprawiać, Warszawę od dni kilku ekscytują. Już też hołysz jakowyś, dragon niegdyś ponoć, strzelbą wymachuje, że niby strzelać będzie. Z halabardą wysłani, gdy onego w piernatach znaleźli, zaraz w płacz popadł, że niby z głupoty a gorzałki, furią takową wiedziony się ogłaszał. Nic widać do głów próżnych trafić nie może, poza halabardą, bizunem a wstrząsem substancji życiowej ordynaryjnym.

środa, 7 grudnia 2016

Jak wzmóc determinację opozycji?

Obawiam się, że prześpię rewolucję i na dodatek żaden patrol nowoczesnych liebelicjantów nie pofatyguje się na prowincję, by zamknąć mnie do ciupy. Brak im do tego stosownej determinacji. Przed taką, jaką prezentują, z powodzeniem obronią mnie Róża i Azunia, moje dwie dzielne suczki.
Wrzeszczeć, prawda, każdy potrafi, a mnie nie wzruszają wrzaski ani pobożne nauki o szacunku jaki niby to jestem winny grupie jawnych cymbałów, przemocą oderwanych od żłobu. Już są Narodem, z dużej litery, już polakami, nie tylko europejczykami, a ja nadal nie muszę czuwać po nocach z lęku, że ta banda przejmie z powrotem władzę. Ich prawa, skoro raz zostały skutecznie zakwestionowane, wbrew temu co może sądzić ktoś oglądający pasjami telewizję, wygasają w ciszy.
Nie żebym wierzył w przesadną długotrwałość rządów Prawa i Sprawiedliwości. Dwie kadencje, przy odrobinie szczęścia, ale świat, ani polska polityka nie kończy się na Jarosławie Kaczyńskim. Rzecz w tym, że rozwiewa się podtrzymywany przez lata miraż i tej chybotliwej, łudzącej wzrok i umysły konstrukcji, nie da się z powrotem przywrócić do stanu, w którym większość uwierzy w jego realność. Powstaną nowe, ale nie ma szans, by stało się to dzięki magikom wrzeszczącym dzisiaj o zagładzie demokracji. W zasadzie ich już nie ma. Owszem, mogliby coś zdziałać, gdyby mieli w sobie, wynikłą z determinacji odpowiednią moc.
Weźmy takich starożytnych Helwetów. Lud wielokroć dzikszy, waleczniejszy i mający aspiracje o których nie śniło się nowoczesnym peowcom, czy nawet mazgułowatym kodowcom. Wydawałoby się, że determinacja oparta na takich cechach jest wystarczająca, by odwrócić przykry dla nich porządek świata, a jednak postanowili ją wzmóc, podnieść do potęgi, nim ruszyli na podbój Galii. Czytamy na kartach „Wojny galijskiej” Cezara, jakie kroki podjęli dzielni Helweci, gdy doszli do wniosku, że własna wielkość i waleczność predestynuje ich do rządzenia Galią, do zajęcia lepszego, dogodniejszego miejsca na mapie świata. Aby ich determinacja była pełna, ale taka pełna, pełna, przygotowywali się dwa lata, szykując zapasy. Potem załadowali wozy, spalili swoje miasta, wsie i wszystko czego nie mogli zabrać ze sobą. Te jawne, uczynione przez nich  głupstwa miały właśnie na celu wzmożenie determinacji. I to rozumiem!
Cała ta eskapada skończyła się oczywiście fatalnym laniem, a z trzystu osiemdziesięciu tysięcy zdeterminowanych zdobywców, na uczynione przez siebie pustki, wróciło nieco ponad sto tysięcy tych ancymonów. I jakoś rozmnożyli się na tyle, że dzisiaj zawracają przyzwoitym ludziom głowę kursem swojego franka.
Ale, przyznacie, to był przejaw szczerze wzmożonej determinacji. A te nasze dzikusy? Nie namawiam, żeby nie było, do tego, żeby wychodząc na demonstrację, podpalać własne mieszkanie, czy wyrzucać za okno mrożonki, ale bez odrobiny determinacji, zdobyć czegokolwiek na drodze pozaprawnej się po prostu nie da.
W wyborach można oszukiwać publiczność i w tym bywali dobrzy, można duby smalone opowiadać w zaprzyjaźnionych telewizjach, a nawet wmówić słabszym umysłowo, że dobrostan Schetyny czy innego Piniora jest równoważny z dobrostanem wyborcy. Ale na ulicy? Ale przemocą?
Od kilku dni awanturują się na przykład o jakąś ustawę o zgromadzeniach. Chcą, jeśli poważnie potraktować to co wypisują w swych wezwaniach, istną społeczną rewoltę. Może jeszcze zapisać w ustawie,  prawo do wywołania takowej, żeby w razie groźby obicia mord, policja chroniła samych rewolucjonistów? Paradne.
Patrzę, słucham, czytam i dzięki temu mogę spokojnie iść spać nawet dwunastego grudnia, bez obawy, że obudziwszy się ujrzę na ekranie komputera prymitywną twarz Ryszarda Petru, no chyba, że w kolejnym, stutysięcznym „memie” z jego udziałem. Szczerze przyznam, że nawet „memów” z herosami opozycji już nie mogę oglądać bez wstrętu.  

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Reanimacji nie będzie!

To jednak nowatorskie, by trzynastego grudnia w obronie demokracji defilowali obok znanego doskonale, zmąconego umysłowo politycznego płazu, skrzywdzeni esbecy. To ci dopiero będzie heca, gdy zaczną skandować: „Solidarność! Solidarność!” a na koniec wszyscy razem, robiąc miny i pokazując victorki, odśpiewają „Mury” Kaczmara. Wiele widziałem ciekawych rzeczy w ciągu minionego roku, ale to będzie prawdziwa wisienka na torcie.
Tak bywa, gdy za robienie komedii biorą się ludzie o poczuciu humoru walca drogowego. Najdziwniejsze jest to, że nikt, naszej dziwnej, teatralno-totalnej opozycji, do takich kompromitujących zachowań nie zmusza. No chyba, że uznamy wygłoszoną dziesięć lat temu opinię Jarosława Kaczyńskiego, o tym, kto gdzie stoi, za szkodliwą sugestię. Bez mała, za samospełniającą się prognozę. Jeśli tak, można ogłosić, kto ponosi winę za tą śmieszną auto kompromitację i dlaczego lider PiS-u.
Wydaje się, że planowany popis może być tylko robotą komika, albo wariata. Z drugiej strony, oglądając popisy opozycji w parlamencie, miotającej się między patosem a histerią, można spodziewać się, że zapowiedź udziału w demonstracji mazgułowych kohort, jest efektem głębokich przemyśleń tuzów intelektu, właśnie z PO czy Nowoczesnej.
Skoro posłanka Scheuring-Wielgus nie widzi niczego zdrożnego, czy niepokojącego w jawnym wzywaniu do nieposłuszeństwa żołnierzy czy policjantów, można domyślać się dosłownie wszystkiego. Fakt, że wspomniana posłanka dysponuje umysłowością i czarem osobistym ameby, niczego nie zmienia. Patrząc z marsową miną, widzimy, że mamy do czynienia z próbą wywołania zamieszek, wspieraną werbalnie przez posłów partii opozycyjnych zasiadających na co dzień w parlamencie.
W tym właśnie, choć brzmi to poważnie jako zarzut, przejawia się, ze szkodą dla organizatorów, aspekt humorystyczny. Nigdy w historii żaden spisek, rewolucja czy inna rewolta, nie były organizowane przez ludzi do tego stopnia wyzutych z autorytetu czy pospolicie pojmowanego rozumu. Nawet, gdy siedzą spokojnie na obecnie zajmowanych miejscach, ich udział w życiu publicznym jest obrazą dla demokracji parlamentarnej. Jeśli przyjąć, że na poważnie, na trzeźwo, planują zaburzenia uliczne, mające przywrócić ich do władzy, mamy do czynienia jednak z komedią. Odegraną przez ponurych naturszczyków, zamiast w stodole, na ulicach Warszawy.
Wielu sugeruje, że organizatorzy nie łakną zainteresowania, a przelewu krwi, że marzeniem jest choć jeden rozbity łeb, najlepiej jakiegoś trzecioligowego konspiratora. Nie sądzę. Uważam, że brną, radykalizują, bo nie widzą innej drogi. Swoimi publicznymi występami starannie odcięli się od tego, co przy odrobinie dobrej woli można nazwać powagą. Cóż pozostaje poza błazeństwem? Mnożeniem, stopniowaniem przymiotników w opisie rzeczywistości dawno oderwali się od rzeczywistości. Zamiast argumentów został histeryczny wrzask i przedstawienie, śmieszne niczym polski współczesny kabaret.
Smuci, że fundują nam komedię akurat trzynastego grudnia. Brak wrażliwości? Nieuctwo? Skrajna bezczelność? Przywłaszczenie roli ofiar przez utuczonych beneficjentów systemu? Pewnie wszystkiego po trochu, ale przede wszystkim poczucie absolutnej bezkarności. Nie wobec strasznego PiS-u, rządu, policji, wrogich im tłumów, a wobec swoich własnych wyborców.
Wiara w to, że ci „łykną” wszystko, wiara wynikająca z doświadczenia, a zbudowana na strachu i nienawiści do jednego człowieka. Tak, łykną! Cóż to w końcu strasznego w ubecji skandująca o wolności, skoro gdzieś tam na Żoliborzu...
Uważajcie, mało mądrzy macherzy, bo tym razem możecie się udławić, czego ze szczerego serca wam życzę, a wtedy... Jak to delikatnie ująć?
Już mam! Wtedy reanimacji nie będzie.

niedziela, 4 grudnia 2016

Najnowsza rewolucja przed ołtarzem demokracji

Po przegapieniu rocznicy wybuchu powstania listopadowego, odpuszczeniu Mikołajek, opozycja wzięła się za wzniecanie burzy w rocznicę stanu wojennego. Tym razem, jak rozumiem, celem tej ostatecznej, największej w zamyśle demonstracji, ma być wypowiedzenie posłuszeństwa władzy. O to, co ma oznaczać takie „wypowiedzenie,” proszę zapytać profesora Kijowskiego. Rozumiem, że po zakończeniu demonstracji, jej organizatorzy i uczestnicy przestaną podlegać polskiemu prawu, w tym także zrzekają się oczywiście ochrony, jaką im zapewnia.
Ton wezwania, jego bełkotliwa, gorączkowa narracja świadczy raczej o lęku, niż o wojowniczości. Dziwi, że wśród wzywanych do udziału brakuje emerytów i rencistów, czyli naturalnej bazy ludzkiej, na której opiera się KOD. Ci pewnie tak czy tak nie zawiodą, a wzmocnieni przez byłych esbeków, którzy będą reprezentowali współczesne wojsko i policję, będą stanowili o liczebności zgromadzenia.
Tak oto historia zatacza koło. Oto trzynastego grudnia, Lech Wałęsa będzie fetowany przez obrońców papieża z SB, a zapewne i kilkunastu staruszków z UB. Ktoś powie, że to nie żadna nowość, ale symbolicznie jest to, przyznacie, dość paradne.
Całość apelu, razem z listą organizatorów, żywo przypomina ołtarz polowy, sprzedany przez feldkurata Otto Katza razem z kanapą ukradzioną przez tegoż, właścicielowi mieszkania, które rzeczony kapelan wynajmował.
Ołtarz wykonany w żydowskiej firmie „Moritz Mahler” Jarosław Haszek opisywał tak:
„Namalowany krzyczącymi barwami wyglądał z daleka jak kolorowe tablice przeznaczone do badania daltonizmu u kandydatów do służby kolejowej. Wyróżniała się tam jedna figura. Był to jakiś nagi człowiek z aureolą nad głową i ciałem koloru zielonkawego jak gęsi kuper, kiedy jest w rozkładzie i zalatuje.
Temu świętemu nikt krzywdy nie czynił. Przeciwnie, po obu stronach był otoczony jakimiś skrzydlatymi stworami, które miały przedstawiać aniołów. Widz miał wrażenie, że ten święty mąż ryczy ze zgrozy nad społeczeństwem, które go otacza.
Anioły wyglądały na straszydła z bajek, coś tak jak uskrzydlony kot czy też bestie apokaliptyczne. Przeciwstawieniem tego obrazu był obraz mający przedstawiać Trójcę świętą. Jeśli chodzi o gołębicę, to malarz nie mógł sprawy zanadto pokpić. Namalował jakiegoś ptaka, który mógł być równie dobrze gołębicą, jak też kwoką z rasy białych wyandottów.
Za to Bóg Ojciec wyglądał jak zbój z Dzikiego Zachodu, taki, jakich się widuje w filmach kowbojskich. Syn Boży natomiast był przeciwstawieniem tamtego; młody, wesoły mężczyzna z pięknym brzuszkiem, przysłoniętym czymś w rodzaju majteczek kąpielowych. Robił wrażenie sportowca. Krzyż trzymał z taką gracją, jakby to była rakieta tenisowa. Z daleka wszystko to zlewało się w jedną całość i miało się wrażenie, że obraz przedstawia pociąg wjeżdżający na stację.
Co miał przedstawiał trzeci obraz, nie można było w ogóle dociec. żołnierze kłócili się zawsze na ten temat i usiłowali rozwiązać ten rebus. Ktoś nawet twierdził, że jest to krajobraz znad Sadzawy. Był wszakże pod tym napis: Heilige Maria, Mutter Gottes, erbarme unser. ”
Przepraszam za ten przydługi cytat, ale umieściłem go z dwóch ważkich powodów. Po pierwsze uważam go za piękną alegorię, nie tylko zbliżającej się ulicznej rewolucji, ale działań całej naszej dzielnej opozycji. Po drugie, doszedłem w tekście do miejsca, gdzie nasuwały mi się już tylko wyrażenie powszechnie uważane za wulgarne, a nie jesteśmy, prawda, na twitterze.
No dobra, mamy taki oto ołtarz, poświęcony przez kapłanów na Czerskiej i Wiertniczej. Aby padać przed nim na kolana, aby go obnosić w procesjach, aby wmówić jego pokraczne walory tłumom, nie wystarczy błogosławieństwo wymienionych wyżej świątyń zaprzaństwa. Takim ołtarzem, choćby nie wiem jak pozłacanym, nie zachęci się tłumów do rewolucji. Pogardzana i jednocześnie zachęcana do zrywu hołota też ma oczy, a wystarczy spojrzeć na gęby organizatorów, by łatwo dociec, co ich sprowadza na nienawistną jeszcze niedawno „ulicę”.
Aha, te asocjacje religijne nie są moim wymysłem. Pani Dominika Wielowiejska, na ołtarzu namalowana jako gołębica, albo kura z gatunku białych wyandottów, wezwała na twitterze do założenie stosownego kościoła „obrońców demokracji”. Miałoby to uniemożliwić „władzy” blokowanie ich ulicznych ekscesów.
Niestety, znowu przychodzą mi do głowy jedynie bardzo brzydkie wyrazy. Nie chcąc się narażać na opinię chama, zostawiam was z listą organizatorów najnowszej rewolucji. Niech każdy sam zmówi stosowną modlitewkę przed tym ołtarzem pychy i...
Sławomir Broniarz
Władysław Frasyniuk
Krystyna Janda
Jacek Jaśkowiak, Prezydent Miasta Poznania
Jacek Karnowski, Prezydent Miasta Sopotu
Mateusz Kijowski
Marta Lempart, inicjatorka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet
Płk dypl. rez. mgr inż. Adam Mazguła, były dowódca wojskowy, harcmistrz
Ryszard Petru, Przewodniczący Nowoczesnej
Krzysztof Pieczyński, aktor, stowarzyszenie Polska Laicka
Grzegorz Schetyna, Przewodniczący Platformy Obywatelskiej
Aleksander Smolar, Prezes Fundacji im. Stefana Batorego
Lech Wałęsa

sobota, 3 grudnia 2016

Smok korupcji

Korupcja to sieć powiązań bez których cała gama przestępstw jest albo w ogóle niemożliwa, albo zostaje obarczona tak dużym ryzykiem, że z codziennej praktyki, zmienia się w szereg groźnych ekscesów. Nad ekscesami można zapanować, ale przeżarte korupcją państwo jest bezradne i nie może spełniać swoich podstawowych funkcji.
W zasadzie, bez udziału w procederze korupcji, niemożliwe jest istnienie żadnej trwałej struktury przestępczej, żerującej na państwie, czy jego obywatelach. Bez jej istnienia, umocowania w systemie, poza przestępstwami związanymi z szeroko pojętą gospodarką, niemożliwa byłaby skuteczna działalność grup przestępczych, wszędzie tam, gdzie zysk ze zbrodni wymaga zorganizowanego działania w dłuższym okresie czasu.
Skutkiem korupcji jest bylejakość działania organów państwa. Nie da się budować wieży chroniącej prawa obywateli, skoro część cegieł używanych do budowy, wyklepano, za przeproszeniem, z gówna. Taka budowla, poza tym że cuchnie, grozi zawaleniem.
Należy zdać sobie sprawę, że korupcja to zmowa przestępców, gdzie jedna strona reprezentuje Rzeczpospolitą. Dotyczy zatem organów ścigania, sądownictwa, oraz oczywiście decyzyjnych urzędników wszystkich szczebli, od samorządów do ministerstw. To nowotwór toczący państwo, dzięki rozmaitym zabiegom, także medialnym, lekceważony przez ogół, który poza werbalnym oburzeniem, zdaje się uważać, że rzecz sprowadza się do tego, że jeden drugiemu coś tam dał, w zamian za coś. - A gdzie moja krzywda? – duma obywatel i bywa, czuje się winny, że z niego taka niedojda i nikt mu nie napycha kieszeni.
A przecież każdy akt korupcji, z samej definicji wyrządza wymierną, finansową i nie tylko krzywdę wielu ludziom, a to, że ci o tym nie wiedzą ani nie usprawiedliwia korupcji, ani nie powoduje, że jej skutki nikną. Akurat mamy na tak zwanej tapecie dwie głośne sprawy korupcyjne: Amber Gold i tak zwaną "aferę reprywatyzacją" (w mediach, na razie warszawską). Są to grube, nagłośnione medialnie przejawy bandytyzmu, którymi wreszcie zajęto się na poważnie. Obydwie są ściśle oparte na korupcji, ponieważ bez niej, w żaden sposób nie mogłyby zaistnieć. Obydwie dotyczą samorządów i wymiaru sprawiedliwości. Mają też wspólny mianownik w postaci krzywdy konkretnych ludzi, co ma przełożenie na sposób ich postrzegania.
Tego waloru brakuje na przykład, żerującemu na polskiej gospodarce procederowi wyłudzania zwrotu podatku VAT, piramid faktur kosztowych itp. Dla ludzi, którzy nigdy nie prowadzili działalności gospodarczej, to jakieś abstrakcje, a idące w dziesiątki miliardów kwoty jeszcze potęgują wrażenie nierealności. A przecież i ten złodziejski proceder nie mógłby trwać bez korupcyjnej osłony. Może czas wyciągnąć wnioski? Podam przykład: Kilka lat temu jednym z popularniejszych pomysłów było wyłudzanie VAT-u na obrocie złomem. Gdy nanieść na mapę firmy prowadzące tę przestępczą działalność, zauważamy, że centrum tej kosztownej fikcji to okolice Bydgoszczy, ze szczególnym uwzględnieniem miasta starodawnego grodu Inowrocław. Ciekawe jak to było możliwe, prawda?
W drugim akapicie wymieniłem aparat ścigania, sądownictwo i urzędników jako drugą, konieczną stronę niszczącego Polskę procederu. W największych aferach korupcyjnych, z których z powodu szczupłości miejsca wymieniłem dwie, by w ogóle mogły zaistnieć, nieodzowna była także, szeroko rozumiana opieka polityczna nad przestępcami. Od tego nie da się uciec. Tu także mamy do czynienia z konkretnymi ludźmi, ze wspólnikami bandytów, na dodatek takimi, których uśmiechnięte cynicznie twarze znamy z telewizyjnego okienka. Teraz śmieszni w swym oburzeniu narzekają na łamanie demokracji, opowiadają łzawe historyjki, nadal zadufani w swej bezkarności. A tak się składa, że to także dzięki nim bankrutowały działające uczciwie firmy, ludzie tracili dorobek, a niektórzy także życie. Dopóki oni pozostaną bezkarni, wszyscy będą bezkarni.
Korupcji w państwie nie da się zwalczyć ani ograniczyć, wielokrotnie przytaczaną przy różnych okazjach metodą burmistrza Giulianiego, zaczynając od stuzłotowych „wziątek”. Nie da się zabić smoka, szczypiąc go w palec u łapy. Smokowi należy ściąć wszystkie łby. Publicznie i ku radości postponowanej i poniżanej przez lata gawiedzi. Tylko widok tarzającego się w błocie, tryskającego krwią potwora, może ostudzić korupcyjne zapędy maluczkich smoczków. A potem...Potem trzeba tylko uważać, żeby z tej radości nie wyhodować kolejnego potwora.    


czwartek, 1 grudnia 2016

Jak wsparłem Nowoczesną

To, że kilka dni temu Nowoczesna zaszczyciła mnie prośbą o datek, wydało mi się dość zabawne. Trochę, jakby zaproponować kanibalowi prenumeratę czasopisma „Świat brokułów”. Trochę z tego było śmiechu i tyle. Kupili, cwaniaki, jakąś bazę danych i rozesłali bez namysłu. Niezbyt to może ładnie i politycznie, ale co w tej partii jest ładnego, czy politycznego, wiedzą chyba tylko jej zwolennicy. Słaba bardzo ta akcja, skoro jawnych wrogów zanęcają, ale wpisuję się w logikę działań naszego dziwnego lidera - bankiera.
Wczoraj wieczorem otrzymałem kolejny list od lidera wszystkich liderów, który mogę potraktować jako potwierdzenie dokonanej przez mnie wpłaty. Jego treść jest taka:
„Szanowny Panie
Bardzo serdecznie dziękuję za wparcie. W trakcie trwania naszej kampanii ponad 1000 osób dokonało płaty na rzecz Nowoczesnej na naszej stronie
https://wspieraj.nowoczesna.org
Traktuję to jako dowód Państwa zaufania i swoje zobowiązanie. Nie zawiedziemy, będziemy skutecznie działać na rzecz Polski - lepiej zorganizowanej, nowoczesnej i przyjaznej dla wszystkich obywateli. Na rzecz Polski która łączy a nie dzieli.
Bardzo serdecznie dziękuję za wsparcie.
Z poważaniem
Ryszard Petru”
Oczywiście pierwsza moja myśl zmierzała ku temu, że to dalszy ciąg idiotyzmu oraz chaosu, charakterystycznego dla tego ugrupowania. Wysłali milion próśb, a potem powielili listę, dziękując wszystkim „jak leci” sądząc, że ten który wpłacił, ucieszy się z podziękowań, a ten który, tak jak ja, ma ich głęboko w pewnej części ciała, machnie ręką.
A co z tymi, którzy nadal zastanawiają się nad wsparciem Nowoczesnej?
Przecież takie podziękowanie może zdziwić i zachwiać powziętym planem, polegającym na wysłaniu Rysiowi gotówki.
Jeśli klikniecie w podany powyżej link, zapoznacie się z zasadami, na jakich można udzielić wsparcia Nowoczesnej. Wynika z nich jednoznacznie, że odbiorca ma, bo mieć musi z powodów ustawowych, narzędzia do weryfikacji darczyńców. Istnieje bramka, która odsiewa na plewy przelewy z kont firmowych, a skoro istnieją limity wpłat, także anonimowych. Korzystając z bezpośredniego mechanizmu, należy podać dane personalne, łącznie z numerem telefonu, a dalej to już konto, i wszystkie związane z nim szykany.
To nieco zmieniło mój ogląd tej błahej, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, sprawy. Mam bowiem prawo sądzić, że Nowoczesna, dziękując mi za wsparcie, wie co robi.
Znaczyłoby to że naprawdę dokonałem wpłaty, wspierając ugrupowanie polityczne, którym szczerze pogardzam. Oczywiście, nawet do głowy mi to nie przyszło!
Jednakowoż mam dobre prawo w tym miejscu zasugerować, że ktoś wpłacił pieniądze, posługując się zdobytymi w internecie moimi danymi personalnymi. Jeśli tak jest, mamy do czynienia z dość grubym przestępstwem, a przy okazji z osobistą zniewagą, polegającą na sugerowaniu mi podobnie niegodnego postępku.
Oświadczam niniejszym, że nigdy nie wpłaciłem i wpłacić nie mam zamiaru jakichkolwiek sum na działalność partii Nowoczesna z kropką. Jeśli ktoś będzie sprawdzał prawidłowość tej akcji, a znajdzie na liście Jacka Pawła Jareckiego, niech wie, że to fałsz.
Wczoraj próbowałem zapytać o te przelewy któregoś z obecnych na twitterze Nowoczesnych, ale niestety wszyscy oni blokują solidarnie moje konto, dając wyraz wspólnej trosce i temu co łączy, nie dzieli. Liczę, że może tutaj znajdzie się ktoś nowoczesny z kropką, zorientowany na tyle, że wyjaśni mi mechanizmy rządzące zbiórką i podziękowaniami za wpłaty.