środa, 7 sierpnia 2013

Sakiewicz - Kup pan cegłę!

Tomasz Sakiewicz opublikował w Salonie24 tekst, który mnie zadziwił. A jestem, niczym jakiś Radziwił, człowiekiem, którego nic nie dziwi. W swoim czasie przysiegałem, że nic mnie nie zdziwi. I dotrzymałem do wczoraj, aż tu nagle Sakiewicz – Niczym Bolek Radziwił, mnie dziwi!
Pan Tomasz napisał, że jesień będzie nasza. Nieprecyzyjnie napisał. Jeśli Sakiewicza i jego nienasyconych kolegów, łże publicystów z Gapola czy innej Republiki to na pewno nie moja, czyli - Nie nasza, tylko ich. A co mnie jacyś „oni” obchodzą? Nic!
Nie kupuję „Gazety Polskiej” podobnie jak nie kupuję „Gazety Wyborczej” To nie żadna prasa tylko medialne szczujnie. Bujdy, nędzna publicystyka skierowana do fanów i zaspokajanie ambicji, przypadkiem potrafiących pisać koleżków/ synalków koleżków, oraz innych grafomańskich ananasów. Nic wielkiego – Ot, nędza.
I ta nędza chce prowadzic lud na barykady!
Pan Sakiewicz nie ma ambicji wykraczającej ponad medialny tryumf nad równie żałosną bandą Michnika. Ale co tu ma do rzeczy Polska, czy obalanie rządów imć Tuska? Włazi pomiędzy ostrza szermierzy i jeszcze się tłustawą pupą rozpycha.
On i inne marne publicysty wolność raczą nam wywalczyć? Taką, jak na ogarniętych szałem cenzury portalach internetowych, którymi zarządzają? Wolność- 0, cholera!
Rewolta spoleczna - Jakie to łatwe! Trza ino kupic plik gazet i opłacić abonament za „niepoprawną i do bólu niezależną telewizję” – Czegoś takiego, nawet szczery wariat by nie wymyslił. Zobaczcie - a redaktor Sakiewicz wymyślił! I na dodatek pisze to otwartym tekstem!
Przemyślałem. Nie jest liderem – Liderem jest i chyba pozostanie Lech Wałęsa, ze swoim hasłem: - Zdrowie wasze  w gardła nasze!
Pan redaktor jest tylko marnym epigonem, wobec genialnego w swej prostocie Lecha. Za dużo, prawda, kombinuje. Mam nadzieję, że pana Sakiewicza wraz z towarzyszącemi mu osobami, Kaczyńszczak odgoni na sto tysięcy kilometrów.
Słaba to nadzieja, niemniej jest.
Oczywiście, można użyć Gazety Polskiej w sposób skuteczny, nie zbaczając z ideologicznego kursu. Pałę owijamy, wymienioną wyżej gazetą. Zaczajamy się w miejscu słabo monitorowanym i sprzedajemy napotkanym lewakom, innym leberałom, oraz ludziom starszym, osłabionym przez życie, nabyte uprzednio cegły, po stówce, używając starodawnego sloganu – Kup pan cegłówkę za stówkę, a ocalisz pan główkę!
Jest zysk – Jest impreza! Redaktorzy popracują na świerzym powietrzu, rozerwą się, podyskutują z ludem roboczym und słabosilnym.
To nic wielkiego, inne, zasłużone dla demokracji 3RP media robią to od ponad 20 lat. Gdyby ludzie mieli tego świadomość, każdy, nawet przeciętny czytelnik czy oglądacz, dawno wybudowałby sobie z tych cegieł zgrabny domek.
Ktoś spyta, gdzie tu stówka? Przepraszam, a ile już naliczył licznik tego całego Balcerowicza?


sobota, 3 sierpnia 2013

Straszna nasza Polska cała!

Premier Tusk, jako wyjątkowo ohydny, określił czyn jakiegoś oszołoma, który strzelił w pysk funkcjonariusza jednej z telewizyjnych szczujni. Moim zdaniem, ohydni są przede wszystkim „nasi” łże dziennikarze, przez ludzi wydelikaconych do absurdu, nazywani funkcjonariuszami medialnego ścieku. Mniejsza z tym.

Uderzył. Wpłynęło oskarżenie. Odbędzie się proces i napastnik zostanie ukarany. OK. Każdy akt przemocy powinien być karany i napastnik winien ryzyko odsiadki wkalkulować w swój wyczyn.  Ale co tu ma Premier do gadania? 

Obrywanie po pysku to nie jest jeszcze najgorsza opcja w podobnych przypadkach – Ośmielę się zauważyć.

Namnożyło się ostatnio postaci, które można zamknąć w niezobowiązującym zbiorze pod łatwą nazwą „stary a głupi” Piję tu oczywiście do księdza Bonieckiego, który wylazł z tego zbioru, doszlusowując do grupy „zwariowanych staruszków” W obydwu grupach trwa zawzięta walka o „żółtą koszulkę lidera” Aluzję do tzw. „żółtych papierów” uważam za uzasadnioną.

I na koniec straszliwy pokaz kibiców Lecha Poznań w Wilnie. Wyborcza donosi z rozpaczą w kilku akapitach, że kibole odśpiewali pod Ostrą Bramą polski hymn, a następnie wznosili okrzyki – Polskie Wilno! Kolejorz! Kolejorz! – jeszcze pono deklamowali fragment poematu Mickiewiczjusa na stadionie! Ohyda! – Prawda, że ohyda?

Obejrzałem te ekscesy na Tubce. Mój podziw wzbudziło to, że kibole znają prawie cały hymn. Błądząc historycznie, przecież opowiadają na błądzenie litewskie, które nie głosami kiboli, a polityków, neguje oczywistą, polityczno–kulturalną, polskość Litwy. Co tu się czepiać kiboli?

Lepiej porazić ich ideą Rzeczpospolitej – Mogliby wówczas wznosić neutralne narodowo okrzyki w rodzaju:

„Warszawa! Wilno! Lwów i Kraków! – Rzplita dla wszystkich, nie tylko dla Polaków!”

„Gdańsk! Lwów! Królewiec i Warszawa – Rzeczpospolita to wspólna sprawa!”

„Szczecin, Wrocław, Kamieniec Podolski…

I tak dalej, i tak dalej…




czwartek, 1 sierpnia 2013

1944 - Odwrócenie

Skuteczny agresor, który na skutek zwycięstwa nad armią podbijanego kraju, rozpoczyna czasową lub trwałą jego okupację, wedle niektórych współczesnych autorów, winien móc w spokoju pożywać owoce swego militarnego sukcesu. 

Ci, którzy nie chcą pogodzić się z jego dominacją, podejmując działania zbrojne przeciw niemu skierowane, odpowiadają za straty wśród ludności cywilnej, oraz patrząc kategoriami państwa, niemniej ważne straty materialne. Wszelki ruch oporu, partyzantka, prowokowanie zaborcy, a szczególnie jawne powstanie w niego wymierzone, wedle tego rozumowania jest większą zbrodnią niż krew rozlana przez okupanta w ramach represji, odwetu.

Zbrojnego buntu nie usprawiedliwiają nawet jawne cele zaborcy, czy jak w przypadku II Wojny Światowej; zaborców. Rozumując w ten sposób można dojść do wniosku, że AK, zamiast w Warszawie, powinna wywołać powstanie w Berlinie, razem z niemieckim antyhitlerowskim ruchem oporu. Powstanie w Berlinie to byłoby coś! Niemcy musieliby zniszczyć swoją własną stolicę, nie czekając na koleżków ze wschodu.

Z prezentowanego jako realizm, zespołu poglądów, wynika niezbicie, że sprawiedliwą wojną jest wojna zaczepna. To jakieś dziwaczne ideologiczne zatwardzenie umysłowe z czasów, gdy decydowała walna bitwa, a jednym z ostatnich problemów szaraczków było to, jaki król jak raz nimi akurat rządzi.

Owszem, to były niezłe czasy, ale Hitler czy Stalin nie byli zasadniczo średniowiecznymi królami, tylko całkiem nowoczesnymi politycznymi mordercami w skali masowej.

Rozumując po tej linii wyrażam zdziwienie, że PT Moskalom, opłacało się wyganiać Polaków z Kremla, pomimo ogromnych strat ludzkich, oraz spalenia swojej ulubionej Moskwy. Romantycy!

Najstraszniejsze czasy dla Polski to była połowa 17 wieku. Chmielnicki, Szwedzi, Kacapy. Kraj został zniszczony w sposób wręcz niewyobrażalny, ponieważ wszystkie te wojny toczyły się na naszym, wówczas, podwórku. Mało tego! Nie tylko wrogowie, ale i nasza rozbita, nie płacona, partyzancka po części armia, wszędy siała spustoszenie.
Rozumiem, że trzeba było się wówczas poddać i o tyle wcześniej dopuścić do rozbioru Rzeczpospolitej? 

Przecież to wariactwo!

Zupełnie nie w tym rzecz. Nie byłoby wówczas tej hekatomby, gdyby Rzeczpospolita posiadała silną, nowoczesną armię i zapobiegawczo lała kogo popadnie w okolicy. Narzekamy na ówczesne lenistwo legislacyjne, marnotrawstwo środków, na królów? O cholera!

Bitwa, wojowanie to wyjątkowo trudne, jedne z najtrudniejszych przedsięwzięć logistycznych. 

Żołnierz musi jeść, koń mieć obrok a czołg paliwo. I poza czołgiem, wszyscy obecni muszą mieć zapewnione miejsce, w którym mogliby się wybejać nie zapuszczając w szeregach zarazy czy innej dyzenterii. Bez starannego przygotowania, nawet najbardziej kochana i patriotyczna armia jest niczym szarańcza. Nawet taki, często przywoływany major Hubal musiał dzielić swój nieliczny oddział, by jakoś przetrwać, a jego żołnierzami byli w większości subordynowani zawodowcy.

W dawnych czasach, bywało, że źle przygotowany pochód wojska pochłonął więcej ofiar niż sama bitwa.

Jak na tym tle wygląda Powstanie Warszawskie? 

Było miejską bitwą, która minęła cel, może o włos a może o sto kilometrów. Nie potrafię, pomimo przyrodzonego krytycyzmu, przyłączyć się do chóru rozumnych. 

Być może dlatego, że moi bliscy przeżyli je do samego końca. Ojciec miał w czasie PW mniej więcej tyle lat, co mój synek dzisiaj, babcia była „lekko po 40”, dwa lata starszy od niej dziadek był wówczas w niewoli. Stracili dosłownie wszystko, ale jakoś nigdy nie słyszałem od nikogo z nich, a także ich warszawskich znajomków jojczenia, charakterystycznego dla dzisiejszych rozumnych. 

Z całego ich ówczesnego życia zostały, wygrzebane po wojnie spod gruzów, pożółkłe, zniszczone fotografie. Jakiś, cudem ocalony, ozdobiony portretami dziewiętnastowiecznych władców świata, ozdobny talerzyk. 

I tak zostało, takie to dziecictwo, "nim werble warcząc ruszą"