wtorek, 26 października 2010

Dom Elżbiety LXXIII



- To nie to Kanusiu, że ci niedowierzamy – Ela spiorunowała wzrokiem Piotra – szkoda, że nie zachowałaś tej kartki, która ci wypadła zza obrazu. Poza tym, czy to nie dziwne, że w tak dziwnych okolicznościach przechował się ten obraz? Może to też jest jakaś wskazówka. Wiecie, ja teraz już we wszystko uwierzę, wczoraj rozmawiałam z duchem…widziałam go, potem Carlota, która…No właśnie zastanawia mnie jedno, czemu po moim przyjeździe tu, to wszystko, znaczy pamiętnik, duchy, że to wszystko jakby odżyło? Nie uważacie, że to dziwne?

- Myślę drogie dziecko – Kanusia spojrzała z czułością na Elżbietę – że może to wcale nie jest aż tak dziwne. Myślę, że to siedziało w tobie, w środku, no…jak to się nazywa, to…no podpowiedzcie starej, głupiej babie. A już wiem, to taka wrażliwość, podatność na…jakbyś była takim medium. – Spojrzała na nich, czy się nie uśmiechają pobłażliwie i kontynuowała, stwierdziwszy, że słuchają jej z zainteresowaniem. – Wiesz, dotknęłaś swojej rodzinnej historii, a przecież nikogo nie znałaś…no widzisz, mnie brakuję słów, by ci to wytłumaczyć. Chodzi po prostu o to, że wchodząc do domu, stałaś się jego cząstką i bardzo chciałaś nią być, tak myślę. Czy się pomyliłam?

- Masz rację. Zakochałam się w tym domu w momencie gdy przekroczyłam jego próg…a właściwie, wiesz Kanusiu, to dziwne, ale poczułam, że nareszcie jestem w domu.

Piotr nagle zaczął się wiercić na krześle, jakby ta rozmowa zaczęła go nudzić. Elżbieta przyglądając się mu, pomyślała, że zapewne chce wrócić, by czytać pamiętnik. Sama też chciała się dowiedzieć od Zofii, co tak naprawdę się wtedy stało się Rachelą . Czy to z inicjatywy Carloty, mistrza zginął Meyer? Chciała też dowiedzieć się, czy to przez nich ginęły te dziewczęta, co naprawdę wydarzyło się w tym jej domu?

Przyglądając się Piotrowi odniosła jeszcze jedno, niemiłe dla siebie wrażenie, że to znów facet, który chce nią rządzić, wywierać jakąś presję. Z tej zadumy wyrwało ją pytanie Piotra.

- Elżbieta, idziemy do ciebie, czytać dalej pamiętnik?

- Tak, za chwilę. Chciałam się jeszcze zapytać... – spojrzała na Kanusię – nie pamiętasz co było na tej kartce napisane?

- Nie, wybaczcie mi, ale nie – Kanusia była szczerze tym zasmucona – ale to nie było jakieś normalne pismo, to były jakieś znaki napisane czymś brunatnym, jakby krwią, albo czymś takim. Kartka była pożółkła, ale w piecu długo się nie chciała spalić, tam było jednak słowo…choć nie wiem co oznaczało…zaraz chyba sobie przypomnę. To wyglądało jak Eihwaz…a może coś pomyliłam. To było dość dawno, nie, na pewno to było Eihwaz, teraz sobie przypomniałam, Wiecie, patrzyłam na tą kartkę, gdy wrzuciłam ją do pieca, skręcała się, ale nie chciała spłonąć i ten napis długo w tym ogniu był widoczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz