sobota, 26 czerwca 2010

Wywiad Samanthy Geiger

Oceniając, odczuwamy potrzebę, jawnie i bez większego trudu, by nie krzywdzić. Tak, chcemy czuć się dobrze, więc rozgrzeszamy się we własnej duszy, że zawsze są dwie strony, a jedna musi ulec drugiej.

Czające się wątpliwości, spychamy w pewien rodzaju niebytu, by odczuć satysfakcję, że wyrażając się w ten sposób, wyrażamy wolę większości.

By nie skrzywdzić tych, których podziwiamy, zapominając, że w ten sposób krzywdzimy samych siebie. Kochamy swoich idoli, więc nawet pokrętnie, próbujemy ich z serca rozgrzeszyć…

Dlaczego to piszę?

Z powodów Polańskiego. Wiem, może to w tej chwili nie ważne, bo wokół wre, ostatnie dni kampanii, a ja o tym. Może i bym nigdy już o tym nie pisała, gdyby nie wywiad z Samanthą Geiger nadany dziś w jedynce.

Chwilę jej słuchałam, nie do końca zdołałam tego wysłuchać. Jedno, co na mnie wywarło wielkie wrażenie, to, to, że powiedziała coś takiego. Cytuję niedokładnie, bo nie spisałam;

Od tamtego czasu, zaczęłam swoim życiem kierować destrukcyjnie, nie skończyłam szkoły…nie sądzę, by ON chciał zniszczyć wtedy moje życie, ON chciał się dobrze bawić. Sądzę, że nigdy do końca nie zrozumiał, jaką krzywdę mi wyrządził.

Przyjrzałam się jej, jest w moim wieku, skoro w 78 miała lat trzynaście. Nadal jest ładną kobietą, tylko te jej oczy, uciekają od oka kamery…by za chwilę, no właśnie widzieć to „coś”, taką prośbę, nigdy nie wypowiedzianą „żeby się to w końcu wszystko skończyło”.

Okrutny kamerzysta wjeżdża jej tą kamerą ta silnie na twarz, by szeroka publiczność mogła dostrzec mimiczne zmarszczki i pootwierane pory twarzy ( a może sam mistrz ujęcia tam stoi?)

Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak ten „epizod” odbił się na jej życiu. Każdy ma jakieś potwory, które wolimy uśpić, by nie gryzły naszej duszy, czasem zdołamy je pokonać. Ale to co ciągnie się latami przez tchórzostwo Romana Polańskiego, to koszmar, koszmar dla tej kobiety.

Nadal uważam Polańskiego za wybitnego reżysera, ale to jak postąpił z Samantą i to że zwiał jak tchórz, dziś oceniam inaczej. On rzeczywiście, wciąż tak naprawdę nie wie, co zrobił, a był wtedy akurat w jej wieku, więc nie można go tłumaczyć, że to była głupota młodości! Był już facetem po czterdziestce, tylko czy on dziś dorósł? Czy zrozumiał?

Wątpię, zresztą inni upewniają go w tym, że „właściwie nie stało się nic”. Nawet ja, tak, ja też długo go tak tłumaczyłam, sama siebie oszukując, że sam na siebie wydał wyrok, odciął się sam od „fabryki snów”, sam wykonał na sobie wyrok. Ale to bzdura!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz