czwartek, 15 lutego 2024

Co jest do czego potrzebne?

 

Nareszcie jest za co pochwalić małpy z lewicy zarządzające obecnie oświatą. Planowane cięcia w programie historii oraz języka polskiego są wprost fantastyczne. Budzą nadzieję, że wychowane w najnowszym duchu pokolenie wreszcie wyjdzie na ludzi. Pierwsza nauka, historia. Rządzący dotychczas w swoim zidioceniu chcieli trafić do młodych z przekazem patriotycznym w sposób tragiczny, nierozumny i przeciwskuteczny. Dla nich (poważnie!) idealny bohater, którego miałaby naśladować młodzież zawsze kończy fatalnie. I w zasadzie ten fatalny koniec jest najważniejszy. Osobiście nie znam nikogo, kto chciałby być bity, poniżany, zamordowany, a na koniec pochowany gdzieś pod płotem. Do tego dodawano niezbędną w takich sytuacjach informację, że jego oprawcom działo się później jak najlepiej, a dzieciom i wnukom oprawcy, to już ho, ho… a nawet dzisiaj. Takie kuszenie na patriotyzm jest raczej koszmarne. Lewica tych oprawców nie wystawi na piedestał, ale wszystko zamieni w obłędne kłamliwe ględzenie i marudzenie, które nie trafi już do nikogo, a przy odrobinie szczęścia również okaże się przeciwskuteczne. Komuna już próbowała tresować młodych w tym duchu, no może po śmierci Stalina, nie aż tak bezczelnie jak Nowacka i jej banda, ale wykazywała pewien oficjalny zapał. Mam tu pewne zastrzeżenia, bo żal mi bitwy pod Grunwaldem, ale skoro i tak wychowano już teraz całe pokolenia, które nie radzą sobie z osią czasu i wieją w podskokach przed każdym faktem historycznym, jakie to ma znaczenie?


Bez zastrzeżeń natomiast co do rzezi lektur. Marudzenie o kodach kulturowych wsadźcie sobie pod kożuch. Swobodnie można, o ile nadal będzie się zmuszało młodzież do czytania, zastąpić Sienkiewicza Grocholą, a Prusa czy innego Reymonta rozczochraną noblistką Tokarczuk. To, że nieczytanie starych dzieł zastąpi nieczytanie nowszych nie ma większego znaczenia. Żaden kod kulturowy nie jest potrzebny do czytania dzieł jakiegoś Mroza czy innego ananasa. Naprawdę nie ma się czym przejmować. No, może tym, że tak zwana klasyka zostanie całkowicie wypchnięta z bibliotek, gdzie w gruncie rzeczy dogorywała z konieczności szkolnej, jako lektura. Tu też, z tej racji, że biblioteki nie są z gumy, z konieczności dziejowej gorsza literatura wyprze lepszą. Na boku zauważę, że biblioteki, jako instytucje utrzymywane z pieniędzy publicznych nie mają obowiązku udostępniać kanonu literatury polskiej i przede wszystkim światowej. Nikt o tym nawet nie pomyślał.


Przecież trylemat Lema nie powstał dzisiaj, a jakieś pięćdziesiąt lat temu. Jeśli ktoś nie zna, to niech się zapozna poniżej.

Po pierwsze, nikt nic nie czyta.

Po drugie, nawet jak czyta, nie rozumie.

Po trzecie wreszcie, nawet jak czyta i rozumie, natychmiast zapomni.


I tego się trzymajmy!

Rzecz w tym, że od dawna wszystko jest dla chętnych. Naprawdę cieszę się z tych planowanych zmian i chwalę lewicę. Weźmy takiego Jacka Woźniakowskiego, który w 1988 roku wydał zbiór felietonów „Czy kultura jest do zbawienia koniecznie potrzeba?” Tak się zastanawiał, a spłodził Rożę Thun. No właśnie.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz