piątek, 17 kwietnia 2009

Odpowiedź na polemikę Triariusa

Nic nie sprawia autorowi większej przyjemności, poza premią pieniężną, oczywiście, niż polemika z jego tekstem, tym bardziej, gdy polemika jest szersza objętościowo niż sam tekst.

To nie to samo, co gdy przyjdzie ci ktoś nawrzucać „jobów” i sobie pójdzie pokazując ci na pożegnanie emotikona.
Co prawda w swoim poprzednim tekście ( link ) odniosłem się między innym do jego prywatnego bojkotu eurowyborów, co czyni naszą wymianę poglądów nieco mniej spontaniczną, ale niech tam.

Otóż Tygrys nasmarował tekst wyjaśniający i jak to ma w zwyczaju bez-owijania.blogspot.com/ dopisał mi chęć demonstrowania, pisania listów protestacyjnych, a nawet pójścia na wybory i jakiegoś protestu polagającego na skreślaniu wszystkich kandydatów, w ramach protestu obywatelskiego. Wiele mi tam dopisał, jak na faceta, który ponoć, nie lubi pisać.
Nic z tych rzeczy panie Triarius!

Fragmentu:

„Nadchodzący czas wojenny, związany ze śmieszną kampanią wyborczą do Parlamentu Europejskiego, jest doskonałą okazją, by przejechać się po miękkich brzuchach naszych politycznych reprezentantów” – No, nijak nie da się zinterpretować jako wezwania do demonstracji w formie, jakie zwalczasz i wyśmiewasz.

Podobnie jak nie jest to wezwanie do bojkotu naszych przyszłych krajowych wyborów. To byłoby głupie i nigdzie czegoś podobnego nie napisałem.
Napisałem, że przy okazji wyborów, których wynik mam za jajo, jest dobra okazja by się uczciwie przejechać po naszej klasie politycznej, układającej się właśnie do europejskiego snu, bez jakichś tam przesadnych kalkulacji i dzielenia włosa na czworo.

To, że nie mam zamiaru uczestniczyć w tym głosowaniu, i będą to pierwsze od 89 roku wybory w jakich nie będę uczestniczył nie jest demonstracją tylko wnioskiem jaki wyciągnąłem z obserwacji zarówno PE jak i sposobu traktowania tych wyborów przez naszych polityków.

Niemały wpływ na to, że się w tej kwestii stawiam, ma też, przedziwna, nawet jak na nasze warunki ordynacja wyborcza. Ciekaw jestem niezmiernie, czy ktoś na tyle poważnie traktuje swoich wyborców, że w jasny sposób przedstawi jej meandry. Na razie czytałem tylko uwagi Krzysztofa Leskiego w salonie24.

Napisałem o „naszej klasie politycznej” bo trudno żebym brał się za atakowanie francuskiej.

Co ma do tego PiS – nie wiem. Też wolę PiS niż PO czy jakichś typków z SLD, ale przecież sam na końcu piszesz tak:

„Mój wyborczy "protest" - powtórzę to raz jeszcze na koniec - nie dotyczy polityki krajowej, nie tym razem! On dotyczy polityki jak najbardziej PONADNARODOWEJ. A co do klasy politycznej, to, oczywiście do orgazmu daleko, ale PiS, Jacku Jarecki, dość mi się w sumie podoba. Co oczywiście nie oznacza, by każdy musiał być aż tak mu przychylny, albo by nie należało PiS'u ganiać, pouczać i karcić. Jednak PiS to nie to co postkomuna czy wesoła trzódka Tuska, albo totalitarne ojrobiurwy. Nie dla mnie!”

No właśnie.

Ani PiS, ani Jarosław Kaczyński to nie są święte krowy, i też w swoim skromnym zakresie można im to starać się uświadamiać. Tyle tylko, że każda zgłoszona wątpliwość, każda krytyka jest traktowana przez ich fanów jak zdrada główna i diabli wiedzą, co? W ten sposób daleko się nie zajedzie.

Zwróć uwagę, że na razie – nawet w sprawie tych czerwcowych wyborów, specjalnie się PiS nie wygłupia. Jeszcze nie znamy wszystkich kandydatów, ale nie zanosi się na jakieś kuriozalne akcje werbunkowe w stylu PO.
Dobre i to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz