niedziela, 12 kwietnia 2009

Iwona - Dziwne znaki zwiastujące nieszczęścia, czyli mulierystki. II

Gdy tamte feministki debatowały przy kawiarnianym stoliku wokół…choć one o tym nie wiedziały, rozpoczynał się bunt.



Zwłaszcza, że dni obfitowały w wydarzenia w świecie polityki…premier pojechał do Brukseli, by wrócić z niczym, a zachowywał się tak, jakby coś osiągnął. Swoim zwyczajem kokietował media jaki to z niego mąż stanu i mediator, nie był w tym osamotnionym, bo Rostowski mu w tym wtórował.

Ale to na marginesie, bo ten bunt, o którym wspomniałam, ściśle łączył się z wydarzeniami politycznymi.
Kiedyś przez jednego mężczyznę wspomniany pomysł o tym, żeby stworzyć coś jako przeciwwagę dla feminizmu – mulieryzm, rozwinął się w stowarzyszenie kobiet, którym nigdy nie odpowiadał lewicowy charakter ruchu feministycznego, ba, nawet odczuwały do niego niechęć.
Niechęć była spowodowana nie tylko tym lewactwem, ale i wyraźnym narzucaniem im jarzma – ubieraniem w tzw. spodnie i dyktowanie im warunków dobrej feministki.

Wreszcie kilka z nich zauważyło, że w kraju coraz gorzej, faceci, politycy, to stado eunuchów, bojących się podjąć jakąkolwiek walkę, kobiety które w polityce były, powtarzały jak mantrę feministyczne hasełka, a te które tego nie czyniły, odsuwano na margines polityki i to one w pierwszym rzędzie padały atakiem postępowych środowisk.

I tu dopiero zaczyna się nasza opowieść, wybaczcie ten przydługi wstęp.

Zorganizować kobiety jest niezwykle trudno, bo te, które się organizowały, miały niechęć do takich zwrotów, jak „my kobiety polskie” czy „czujemy się dyskryminowane, w domu i pracy”. Nie znosiły pojęcia „my”, bo każda z nich czuła się jednostką o wielowymiarowej wyobraźni, była niepowtarzalna jak linie papilarne na dłoni, więc to „my” budziło w każdej z nich niechęć.

Ale to „my” także je zjednoczyło, podjęły walkę, by już nigdy z ust kobiety nie padła wypowiedź, która tak je drażniła.
Po drugie, chciały podjąć walkę, walkę o to, by znów z faceta zrobić mężczyznę, bo to stado eunucho-lemingów, było jak manekiny, które bez wskazówki nie potrafiło wykonać żadnego ruchu.

Zorganizowały się przez Internet, a teraz odmierzały czas do godziny „0”, spotykając się potajemnie w większych miastach, dając sobie znać przez komunikatory i telefony.
Godzina zero nadchodziła, wiedziały, że wszystkie ruchy feministyczne już o nich wiedzą, same się o to postarały.
Wojna, więc należy uprzedzić wroga, tak to wymyśliły, bo chciały od początku grać w otwarte karty.
Wiedziały, że mają po swojej stronie kilka tysięcy kobiet, ale i co niektórzy mężczyźni im dopingowali…a nawet pomagali.
W strukturach feministycznych też odzywały się głosy poparcia, a nawet niektóre z feministek zaczęły im jawnie sprzyjać, co powodowało jeszcze większe napięcie w coraz wyższych kręgach.

Twórczyni mulieryzmu siedziała przed komputerem, myślała o tym, że gdy wygrają wojnę wiele się zmieni, bała się, czy odrębność i normalność jeszcze może mieć tak szeroki odzew, nie tylko wirtualny, ale na czas wojny-realny…

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz