piątek, 24 kwietnia 2009

Mistewicz we Frondzie. Także o blogerach

W najnowszej, papierowej „Frondzie” Eryk Mistewicz zamieścił tekst – jak to ma w zwyczaju – o postpolityce. Wybrałem z niego dozwolony objętościowo fragment i zamieszczę tutaj - jako cytat. Dlaczego ten fragment?

Każdy kto doczyta do końca, łatwo się zorientuje w moich pobudkach ( he he )

Kataryna to wiadomo, ale Free Your Mind się ucieszy!

Całość bardzo ciekawa. Niestety nie mogę dać linka, ponieważ nie znalazłem wersji elektronicznej – a szkoda! Trzeba się udać do „Empiku” U nas w Golinie – „Frondy” nie prowadzą - na przykład!

Eryk Mistewicz - "Witajcie w postpolityce" - fragment


„Ofiarą postpolityki stały się też partie. Ponad 50 proc. Polaków nie utożsamia się z żadną. Podobne wyniki nadchodzą z innych krajów. Ostatnia funkcja partii to kadrowa rezerwa, armia postulantów do ministerialnych funkcji. Ale i ta funkcja się kończy. Komórka sekretarza generalnego-wicepremiera z pamięcią 250 numerów telefonów w zupełności
wystarczy.

Cóż to zresztą za partie, w porównaniu z gigantami jeszcze
niedawno liczącymi po kilkaset tysięcy członków, które "rozprowadzały" europejską politykę. Nawet kandydaci w wyborach prezydenckich starają się być coraz dalej od "partyjnego betonu". Bardzo źle wygląda on bowiem na
zdjęciach.

Profesor Serge Guerin twierdzi wręcz: "Partie nie niosą już
wielkich zmian". Co gorsza, najczęściej też łapią wirusy najgorszych praktyk styku polityki i biznesu, generują złe społeczne praktyki. Gubią się w postpolityce partie, gubią się mądre głowy. Co jest dziś lewicą a co prawicą? Co partią liberalną a co konserwatywną? Partia lewicowa na
swoich sztandarach umieszcza Ojczyznę a nawet Boga, chowa czerwone flagi w to miejsce wywieszając narodowe, zaś prawica mówi o wartości pracy i społecznej wrażliwości. Pochowały się partie radykalne. A jeśli tak, jeśli wszystkie partie głoszą z grubsza to samo, mają podobny program i tożsame
idee, to co właściwie w polityce jest ważne? Różnice są takie jak między Coca-Colą a Pepsi? A więc wizerunek, ułuda, miraż?

I jeśli już, to konieczność wykończenia jednej firmy przez drugą?

Nie odpowiedzą na to pytanie media, w postpolityce bowiem te tradycyjne już schodzą z placu boju. Niegdyś jeden artykuł we wiodącej "papierowej" gazecie mógł zmienić losy kraju. Niczym "J'accuse" Emila Zoli czy "Wasz prezydent,
nasz premier" Adama Michnika. Dziś coraz więcej wysiłku trzeba włożyć w wykreowanie politycznej "linii przekazu dnia" czyli tego, o czym się mówi a co się przemilcza.

A źródłem tak "przekazu dnia" jak i wiodącej opinii mogą
stać się Kataryna, Maria-Dora, Jacek Jarecki czy Free Your Mind, wyrastający na kultowych blogerów polskiej cyberprzestrzeni. Komunikacja staje się rozproszona, zaś badania D-Link Technology Trend wskazują: internauci wyżej oceniają treści serwowane im przez innych użytkowników sieci, niż
profesjonalnych dziennikarzy. Obie grupy mając podobny zasób informacji, dostęp do podobnych źródeł, podejmują rywalizację.

Swoją drogą już dziś współczuję przegranym.

Współczuć należy też socjologom, politologom, wielkim publicystom, magom zbiorowej wyobraźni. W postpolityce "pośrednicy informacji" są coraz mniej potrzebni, coraz mniej w oglądzie sceny publicznej mogą narzucić,
zablokować, zredefiniować narzucając swój odbiór wydarzeń. Stracili zdolność mobilizowania ludzi. Komunikacja przeskakuje nad nimi, niczym iskra w samochodowym zapłonie.

Jeśli tylko jest dobrze przyrządzona - potrafi ich ominąć”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz