Najgorsze jest to, że znowu wpuszczono publikę za kulisy. Publika się rozgląda baranim wzrokiem, i widzi, że morze z tektury, że groźna burzę symuluje pan Józio za pomocą zepsutej trąbki i torebek po cukrze.
Aktorzy ze zmytym makijażem nie wyglądają na pięknych. Julia jest podstarzałą dziewoją, a Romeo pijakiem o wątpliwym wyglądzie i niewątpliwie prawdziwej reputacji alfonsa. Wszyscy się dziwią, po co dyrekcja urządza te „Dni otwarte w teatrze" tym bardziej, że po każdej takiej imprezie spada frekwencja?
Bardzo boleśnie przeżywają ten najazd gawiedzi za kulisy, krytycy teatralni. Czuli się tam jak w domu, a teraz stoją pod ścianami i wymieniają sarkastyczne uwagi. Jeden, który w mowie i piśmie wychwalał artystyczne wyniosłości aktorki grającej Julię, aż się skręcił w sobie widząc jak byle kto obmacuje ją przy barze. Aż biedaczyna zarżał i jakby na sygnał wszyscy krytycy zaczęli się skręcać i rżeć. Rżąc zataczali się między plastikowymi kolumnami, tarzali po dywanach udających w przedstawieniu dywany i wierzgać nogami obutymi w lakierki.
Jaka męcząca sytuacja, jaka końska rewia, jaka próba odwrócenia uwagi od nędzy kulis. Rozpaczliwa kabotyńska szarża. Szarża nieskuteczna, bo oto publika zamiast podziwiać ten zaimprowizowany spektakl śmiejąc się i pohukując już szturmuje garderoby. W kryształowych lustrach obwiedzionych girlandami lampek przeglądają się prostacy. Ktoś głośno czyta list od wielbiciela, prywatny list do gwiazdy. W rogu przyklejone złote serduszko, a treść listu przykra i dwuznaczna. Po każdym wulgarnym słowie wybuch śmiechu.
Inni przymierzają peruki, w powietrzu smugi zapachów drogocennych perfum, znowu niekonczące się wybuchy śmiechu. O sztuczny brzuch! O sztuczne cycki! Zobaczcie tu leżą sztuczne uśmiechy! Lecz nikt nie ogląda kolekcji uśmiechów, bo odkryto tajny pokój reżysera, a w pokoju szafę wypełnioną po brzegi różnymi smakołykami, że wymienię tylko kiełbasę i wódkę.
Krytycy teatralni w końcu się wyśmiali ale nie chciało im się wstać i pozostali pod ścianami w pozach niedbałych. Najstarszy i najpoważniejszy z nich w końcu uspokoił się i rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Panowie, stała się rzecz fatalna dla nas i dla teatru. Po pierwsze trzeba będzie wymienić aktorów i trochę tu ogarnąć, bo jest jak w chlewie. Ale Panowie, bez strachu bo „show must go on". Trzeba przejąć tą budę, pomóc przejąć tą budę i razem z nową dyrekcją po pierwsze z kalendarza wykreślić ten cały dzień otwarty w teatrze. Co to jest, żeby byle łajza za kulisy zaglądała, same z tego wynikają nieszczęścia! W innych teatrach się z nas śmieją.
- Ale publika?
- Zapomni. Obniżymy cenę biletów i repertuar się odświeży. Przyjdą, publika zawsze przychodzi bo zawsze zapomina. A bo to pierwszy raz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz