Kiedy onegdaj nabijałem się ze „spin doktorów” bloger Jogurt zwrócił mi uwagę, że nadszedł czas na „story spinerów” Jogurt zna się na rzeczy, bo właśnie obserwujemy pierwszą spektakularną akcję tych doktorów spinningu społecznego.
Newsweek poleciał historyjkami o Premierze i zaraz naiwni, a tych nigdy w Polsce nie braknie, zaczęli ujeżdżać na panu Tusku, że palił trawę, że pił tanie wina, że w ogóle był normalnym młodzieńcem o charakterze przywódczym, który to charakter nieraz prowadził go na manowce. Dodatkowo jako dziecię dostawał pasem od ojca.
Ble ble ble i ble ble ble!
Brawo „Story Spinersi” pana Tuska! Nie biorą kasy za darmo!
Pierwsza rzecz, to wrzucili swojego klienta jako pokoleniowego równiachę generacji obecnych 40-50-latków i to tak sprytnie, że jeśli ktoś z racji politycznych przepychanek nawet gardzi panem Donaldem, przecież w piwnicy swego politycznego serduszka dojrzy powinowactwo z własnymi przeżyciami z lat durnych i chmurnych.
Po drugie, jest to obliczone na utwierdzenie wśród młodzieży wizerunku premiera jako faceta, który jadł chleb z niejednego pieca i zatarcie tych 51 lat w świadomości P.T. odbiorców-wyborców.
Sportowiec po przejściach i tyle.
Nawet dla niektórych prawdziwy ziomal. Patrzcie państwo, ziomal a premier. Ziomal a z Papieżem gada. W zdrowym ciele zdrowe ciele i to pomimo młodzieńczych błędów & wyskoków.
Skalkulowano już nawet wrogą kontrę; że narkoman, pijak i ladaco, ale tu chyba przestrzelono. Story spinersi musza się teraz napracować nad wywołaniem fali drobnomieszczańskiej krytyki. Będzie ciężko, bo przeciwnicy Pana Tuska jakoś się nie kwapią. Chyba zakumali, o co tu biega.
Jednak akcja jest prowadzona na wysokim poziomie, przy czym oczywiście nie neguję prawdziwości wyskoków pana Tuska. Daj mu Boże zdrowie!
Jest w tym dodatkowo piękny szantaży moralny, bo nikt nie chce wyjść na ciemnogrodzianina, który wytyka komuś innemu błędy młodości. Szczerze mówiąc dość powszechne, co autor, opierając się na faktach z własnego życia, przedstawi kiedyś zdumionej publiczności.
Teksty naśmiewające się z Premiera, że pił tanie wina czy coś tam sobie zajarał są faktycznie poniżej wszelkiej krytyki.
Podobno Churchill lubił wysmerfować dużą flaszkę wiskacza każdego dnia. I co z tego?
Tusk by nie dał rady tyle wysmerfować, ale przecież nie o to chodzi.
Gość jest "spoko dupkiem" i żadne jaranie ani picie mu nie pomoże, choćby „story spinersi” z wysiłku narobili w portki.
Zresztą te jego ekscesy, mój Boże, to zwykła zwykłość jest. Nic nadzwyczajnego.
Niemniej trudno iść o krok dalej bo można popaść w syndrom Nozdriowa.
Z całego zamieszania dotyczącego tuskowych sensacji wyłania się tylko jedna nauka.
Donald Tusk obrywał od swego ojca pasem i powiedzmy szczerze, jakichkolwiek efektów tej edukacji brak. No i jak wam w pyskach, P.T. zwolennicy kar cielesnych?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz