czwartek, 12 marca 2009

Tatuś Bolusia spotyka na meczu piłkarskim kulturalnego pana

Tatuś nie zabrał Bolusia na mecz pierwszej ligi, nie bez pewnej racji uważając, że nie jest to rozrywka mogąca przybliżyć czterolatka do szlachetnych ideałów, jakie Tatuś wykształcił w sobie, dzięki pilnemu oglądaniu w dzieciństwie filmów takich jak: Zorro czy Iwanchoe.

Mecz wieńczył niezbyt udany sezon jego ulubionej drużyny i odbywał się w skwarne niedzielne popołudnie, na początku czerwca, w związku z czym przewidujący Tatuś zakupił w sklepie spożywczym wodę
mineralną w plastykowej butelce i w naiwności swojej próbował wnieść ją na stadion, w reklamówce.

Czujni ochroniarze nie chcieli go wpuścić z reklamówką , sugerując, że może zawierać jakieś niebezpieczne przedmioty. Tatuś wywalił reklamówkę do kosza i próbował ponownie dostać się na trybunę, a wówczas wątpliwości czujnych strażników wzbudziła butelka wody .

- No, ale buteleczkę to sobie odbierzesz po meczyku, bo dzisiaj jest za gorąco na takie tego - tłumaczył Tatusiowi, niczym dziecku , czerwono pyski atleta w czarnym uniformie .

Nie pomogło pokazywanie fabrycznego zamknięcia, ani zbiorowe wąchanie płynu przez ochroniarzy, ale w końcu pod wpływem napierającego tłumu, dano spokój Tatusiowi i ten, dzierżąc w spoconej dłoni podejrzaną butelkę, zajął swoje miejsce, zgodne z numeracją podaną na błękitno białym bilecie.

Mógł teraz spokojnie się rozejrzeć i napawać widokiem piłkarzy biegających, w ramach rozgrzewki, tam i z powrotem pod bezwzględnie błękitnym niebem. Jednak jego uwagę przykuła przede wszystkim grupa kibiców siedząca opodal, w której rej wodził łysy jegomość w siatkowej podkoszulce, z namaszczeniem
rozlewający wódkę do szklanek z litrowej flaszki opatrzonej niedwuznaczną etykietą: Absolwent

Tatusia korciło, by spytać w jaki sposób udało im się wnieść ją na stadion ale widząc, że ci szlachetni obywatele posiadają także całą baterię butelek piwa, które chronili przed słońcem przykrywając je mokrym ręcznikiem, dał spokój i łyknął ciepłej wody o smaku ciepłej wody z której ulotniło się większość gazu.
Kiedy zakręcał butelkę sąsiad z lewej strony poczęstował go Camelem i ośmielony własną szczodrobliwością poprosił nieśmiało.

-Daj pan łyka, bo mnie strasznie zaschło! Po czym napił się ostro i spojrzał na Tatusia boleśnie.

-Jaja sobie Pan robisz, przecież to woda jest ! Po czym obraził się tak mocno ,że gdzieś sobie poszedł zostawiając Tatusia z niezasłużonym papierosem w palcach.

Życie, jak wiadomo, nie znosi próżni, i miejsce przeciwnika ciepłej wody, zajął schludny jegomość w oliwkowej marynarce i białych spodniach, który od razu zawarł znajomość z naszym bohaterem a po minucie spytał grzecznie.

-Czy nie urażę pana, jeśli zdejmie marynarkę i krawat , ponieważ mam wrażenie,że aura z naddatkiem rekompensuje dotychczasowe chłody.

Tatuś równie grzecznie wyraził swą zgodę, ale tak zbaraniał, że nie potrafił kontynuować miłej konwersacji i tylko wytrzeszczał oczy w sposób charakterystyczny dla osób wycieńczonych umysłowo.

Stadion tymczasem zaczął śpiewać niezbyt wyszukane przyśpiewki o drużynie ze stolicy, która co prawda nie brała udziału w meczu lecz zasadniczo, nikomu to nie przeszkadzało.

Tatuś nie tylko nie śpiewał, ale nawet uznał za stosowne przybrać zbolałą minę konesera, któremu dzieje się osobista przykrość.

- Czy nie będzie nikomu z państwa przeszkadzało, jeśli zapalę odrobinę tytoniu? -spytał sąsiad Tatusia, zwracając się uprzejmie do wszystkich kibiców w pobliżu, a uzyskawszy jednomyślną aprobatę, zaczął spokojnie nabijać elegancką fajkę, co Tatuś obserwował kątem oka.

-Wielu znajomych nie potrafi zrozumieć mojej miłości do futbolu, ale jest w tej grze, przy całej prostocie i można powiedzieć... ludycznosći... coś co ...

Tatuś nigdy nie dowiedział się co takiego w piłce nożnej pociąga pana z fajką, ponieważ grzecznie przeprosił i oddalił się rzekomo na chwilkę, zostawiając na swoim miejscu niczym bezcenny zastaw butelkę z wodą.
Początkowo niespiesznie, a po chwili biegiem dostał się na koronę stadionu gdzie znalazł miejsce stojące przy barierce.

Spiker przedstawiał właśnie zawodników gości, wywołując po każdym nazwisku falę gwizdów.

Tatuś Bolusia wykorzystując chwilę ciszy, wydarł się niby ktoś obdzierany ze skóry: PEDAŁY! PEDAŁY! PEDAŁY!

Zgromadzona poniżej, zgrana falanga klubowej młodzieży, spojrzała w jego kierunku z uznaniem i po chwili sektor, a wkrótce cały stadion zagrzmiał jednomyślnym: PEDAŁY ! PEDAŁY! PEDAŁY! PEDAŁY!

W tumulcie przepadł gwizdek sędziego, ale piłka została kopnięta i biało niebiescy ruszyli do pierwszego natarcia.

Futbol jest królem! - pomyślał Tatuś i z całych sił zacisnął kciuki, zupełnie już nie żałując, wydanych na bilet trzydziestu złotych.

1 komentarz:

  1. To ja się zapytowywuję: KIEDY Boluś dorobi się braciszkao stosownym imieniu TEWUŚ?!

    Poza tym zwracam uwagę, ze "Tatusia" dzieli tylko jedno marne "ta" od "Tusia". I może niedługo będziesz go musiał przechrzcić na "Schetatynę".

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń