Żeby zrozumieć jak bardzo ta godzina „0”spędzała jej sen z powiek, musimy cofnąć się do chwili, gdy mulieryzm osiągał apogeum popularności, by za chwilę stać się czymś na miarę marginesu i to nieistotnego.
Był rok 2010, początek roku, bo luty, wielu przystąpiło do ruchu, wielu ludzi też zgłaszało poparcie, nawet tych tzw. znanych i lubianych.
Media informowały o nowym dziewiczym ruchu kobiecym ze znamionami szlachetności i normalności, który zastąpi tak nieskuteczny i zmutowany ruch jakim jest feminizm.
I gdy wszystko było w fazie rozkwitu…coś się załamało.
Nie wiedziała, czy w struktury dostali się szpiedzy i tzw. rozbijacze, czy to była tylko ludzka słabość, ale nagle z dnia na dzień wszystko zaczęło się sypać.
Nagle zaczęto jej zarzucać dyktaturę, w mediach zaczęto ją, a co za tym idzie ruch piętnować, że niby chce przejąć władzę i że nawołuje do wojny domowej.
W ciągu dwóch tygodni z prężnego ruchu pozostali tylko ci najbardziej zdesperowani i wierzący w ideały mulieryzmu.
Nasza bohaterka straciła na jakiś czas wiarę w powodzenie, zwłaszcza, że zaczęła osaczać ją brukowa prasa i pisać o niej niestworzone historie, prawie zrobiono z niej kanibala i zboczeńca w jednym…nawet jakaś mało przejmująca się realiami gazeta napisała, że widziano ją ze skalpelem i że próbowała wykastrować faceta o lewicowych poglądach.
W większości, prasa zrobiła z mulieryzmu tanią groteskę, oczywiście były i tytuły, które nieśmiało mulieryzmu broniły, no ale te były w mniejszości i miały maleńki wpływ na opinię publiczną.
Tak mulieryzm zszedł do podziemia, a gdy tam się znalazł, został całkiem odżegnany od czci i wiary…niby PRO PUBLICO BONO, a rzeczywiście by nie zachwiać starego porządku.
Więc nie ma się co dziwić, że naszej bohaterce godzina „0” spędzała sen i burzyła nastrój, bała się powtórki z przeszłości, a zarazem ufała, że teraz jest większa determinacja, bo i czasy stały się nie do zniesienia…
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz