Hur! Hur! – powiedział pies. Nic więcej nie potrafiłem wymyślić a miałem napisać rozsądną i wiarygodną prognozę polityczną na rok 2009. Wiem, że początek jest w porządku, ale jest trochę za mało tekstu. Chciałem zmienić na „ powiedział pan pies” ale co to znowu za pan, co potrafi tylko powiedzieć: Hur! Hur!
Tyle to każdy głupi potrafi, ale na szczęście dowiedziałem się, że w mieście Calama mieszka pewien emerytowany historyk, który tak zapędził się w studiowaniu historii najnowszej, że doszedł już do 2011 roku.
- Tak się cholera zapędziłem, że nie zauważyłem chwili bieżącej i ją niepostrzeżenie minąłem – wygadał się siedząc na werandzie swego białego domu i popijając akurat herbatę z rumem.
Usłyszał to pewien niepoważny chłopiec i wkrótce za pośrednictwem Internetu ta wiadomość trafiła przypadkiem na moją pocztę.
Ktoś powiedział: - O zaraz tam, z Chile do Polski? A dlaczego nie? – odpowiedziałem pakując walizkę i ledwie ta moja odpowiedź dostatecznie wybrzmiała w przedpokoju, już byłem w drodze na lotnisko!
Fakt, że nie trzeba prosić się o wizę, bardzo ułatwił mi sprawę. Dopiero nad oceanem przeczytałem w przewodniku, że mogłem zabrać ze sobą 10000 dolarów, 400papierosów i 2,5 litra alkoholu. Machnąłem ręką bo nie leciałem do Chile jako jakaś zwariowana „mrówka” tylko, żeby się dowiedzieć co się będzie działo na świecie a przede wszystkim w Polsce, w roku 2009!
Chciałem się dowiedzieć nie w żadnym tam komercyjnym celu, a tylko po to by szpanować na blogu. Doleciałem do Santiago, a potem okazyjnym samolocikiem produkcji czeskiej do Antofagasty. Potem oczywiście autobusem do Calamy. W autobusie, aż ciężko to sobie wyobrazić – sami chyba Chilijczycy, ale nawet się za mocno nie bałem. Trochę ich nawet nauczałem o Polsce i naszej sytuacji politycznej. Jeden taki siwawy profesore chyba coś źle mnie zrozumiał bo zażądał od kierowcy zatrzymania pojazdu w dzikiej okolicy, niby w celu „na siku” a tak naprawdę zaczął uciekać. Kierowca musiał go złapać na lasso, ponieważ tam jest tak, że kierowca odpowiada za bezpieczeństwo pasażerów.
Po drodze spisałem sobie najważniejsze rzeczy, o które chciałem się wypytać. Całą listę sobie przygotowałem pytań. O gospodarkę, o konflikty zbrojne, o to, do ilu procent wzrośnie w Polsce poparcie dla PO? Czy będą wybory? Dla kibiców i aby zwróciła mi się podróż, miałem też pytania o różne imprezy sportowe, w tym mecze Polski w eliminacjach – na przykład ze Słowenią. No masę ciekawych pytań miałem w kajeciku.
Wysiadam w tej Calamie. Słońce świeci a zimno.
Wtedy mi się skojarzyło, że nie znam adresu. Dalejże wypytywać miejscowych przy pomocy podręcznego słownika. Już mnie tak ręce bolały, że postanowiłem iść najpierw do hotelu Diego de Almagro by rozpakować walizkę i coś zjeść, aż tu widzę: „Museo Arqueológico y Etnográfico del Loa” No, gdzie jak gdzie, ale w muzeum powinni historyka znać!
Wchodzę, jakiś facet w kraciastej koszuli przykręca panel stojąc na aluminiowej drabince. Ciągnę go za koszulę – Ej Siniore!
- Czego dusza pokutująca potrzebuje? – on do mnie i już było po kłopotach. Jakiś nasz doktorant i do tego z Łomży.
Znał, wytłumaczył, narysował trasę jak dojść, umówiliśmy się na wieczór w niezbyt odległej knajpce. Idę, a cały czas pod górę. Już mnie nawet przyroda ani tubylcy nie interesują, bo jak to mówią „język na wierzchu”
Wreszcie jest. Biały domek z werandą. Po asfalcie jakiś mało poważny chłopiec toczy koło od roweru. Może ten sam, co wówczas? Nie pytałem.
Dzwonię. Wychodzi gruba baba, zupełnie w typie naszych grubych bab. To ja do niej ze słownikiem, a ona, że profesor wyjechał i już go nie będzie w tym roku, ani pewnie w następnym, że niby coś takiego wyczytał, że się zwinął i czmychnął do Australii.
Ale ja twardo, bo koniecznie chciałem się czegoś dowiedzieć, ale baba gwizdnęła i zaraz się pojawił taki niesympatyczny duży kundel.
- Hur! Hur! – powiedział pies, to i poszedłem. I tyle się drodzy moi dowiedziałem o roku 2009. Tyle, co od tego psa chilijskiego, a przyznacie chyba, że to trochę zbyt mało żeby szpanować na blogu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz