sobota, 27 grudnia 2014

Rok 2014. Cepy młócące Polskę

Przedziwny to był rok. Nawet, jak na standardy polskiej polityki, był przedziwny. Kurz, powstający podczas codziennej młócki nieco przytłumił jaskrawe barwy obrazu, który, niech mi wrażliwsi wybaczą, jest potworny, jako kicz i wykwit sklerotycznych umysłów politycznych przywódców.

Kończymy ten rok, rządzeni przez grupę infantylnych dziwaków, z cuchnącym kęsem jawnie zmanipulowanych wyborów w gardle, z jak się okazuje, sprytnymi złodziejaszkami zasiadającymi na parlamentarnych grzędach i z opozycją, która to wszystko odpuszcza, w kółko ganiając za ogonem medialnej akceptacji.

Kończymy rok w kraju, gdzie wizerunek i doraźny, niepewny zysk na skali poparcia jest bożkiem, a oderwanie klasy politycznej od życia i naprawdę poważnych zagadnień jest takie, że nie dziwi masowe poparcie sejmowych mędrców dla agencji kosmicznej, czy innych zabawek, godnych pięciolatków.

Kończymy rok z mediami, które na skali propagandowego wariactwa, zostawiły w tyle, wydawałoby się niepokonane w tej kategorii, media z czasów idiotycznej komuny. Z mediami „niezależnymi” które ugrzęzły w groszoróbstwie i koleżeńskich, zadufanych w sobie redakcyjnych koteriach.

W kraju, gdzie hańbę wyborczą, zwycięża się ulicznym, pokojowym przemarszem, ale poza kwiatkami pojedynczych fałszerstw, ginie cała łąka nadużycia zaufania, ponieważ sztabów myślicieli, nie stać na wyprodukowanie całościowej, poważniejszej, niż wznoszenie okrzyków, analizy.

Mało, taka analiza, zaczynająca się, od kalendarza zamówień kart wyborczych, ich opisu, pokazania, w którym momencie „książeczki” nabrały ostatecznej formy, dat kolejnych aneksów, nie jest dla nikogo ciekawa, ponieważ nie można „sprzedać” jej w kilku zdaniach, w telewizji.

Albo, jaki wpływ na wynik wyborów miało to, że w tych wyborach, do komisji wyborczych mogli aplikować przedstawiciele jednoosobowych komitetów wyborczych, kandydatów na radnych, co statystycznie umożliwiało, powstanie zblatowanych wzajemnymi interesami zespołów?

Przecież, chyba było jasne przed wyborami, że obrona sejmików „pójdzie” przez PSL, skoro na poziomie gmin i drobno powiatowych miasteczek, PO nie jest w stanie się obronić. Na dobra, ale skoro marsz przeszedł, można machnąć teraz ręką, na przyszłe, czteroletnie rządy świeżo wybranych sitw, prawda?

Podobne machnięcie ręką, skwitowało, w sumie, tragedię smoleńską, gdzie próba znalezienia jednej, efektownej dla łatwości przekazu, przyczyny, zdominowała wieloletni dyskurs, ułatwiając kłamcom i potencjalnym współsprawcom wyjście z opresji.

Reszta, ci wszyscy drobni i grubi naciągacze, lekką ręką podnoszący forsę dosłownie z ulicy, którzy sami sobie uchwalili zasady jej podnoszenia, krzykacze, durnie i szczere chamy, to tylko wirujące w powietrzu plewy, z młocki, która trwa w Polsce od lat. Cóż nam wojna, surowce, przemysł, skoro mamy premierę, której nie bolą nogi, oraz posłankę z sałatką, że o pendolino, już z litości dla wytrwałego czytelnika, nie wspomnę.

Plewy i kurz, moi mili, plewy i kurz w plamie zimowego słońca. 
Tylko dwa młócące cepy, wciąż te same.


1 komentarz:

  1. Trochę mi w tej wyliczance brakuje agentów robiących za jedyną prawdziwą opozycję.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń