wtorek, 6 stycznia 2015

Korwin po KNP, czyli...chcącemu nie dzieje się krzywda

Wczorajsze odsunięcie Korwina od władzy w KNP to, moim zdaniem,  przejaw, w najlepszym razie, skrajnej głupoty. No, chyba, że KNP nie zależy na udziale w realnej polityce, albo "zakon UPR" dzieli skórę na niedźwiedziu, jakim byłaby powyborcza koalicja z PiS. Innych wytłumaczeń, takich na przykład, jak deklaracje JKM, że wraz z innymi europosłami będzie kandydował w wyborach sejmowych, w razie zwycięstwa tracąc brukselskie frukta, także nie mogę stanowczo odrzucić.
Pisanie o obronie, przed wrogim przejęciem i  zacieśnianiu ideologicznych szeregów to okropna, polityczna bujda, ale przykład, który na swoim blogu podaje Grim Sfirkof, muszę tu dla jasności wywodu zacytować:
„Stąd inaczej teraz patrzę na opisywaną kiedyś przez Rafała Ziemkiewicza scenkę, kiedy na jakiejś koferencji z działaczami angielskich czy amerykańskich konserwatystów, bodaj Ludwik Dorn z satysfakcją obwieścił, że jego partia (PiS)  "poradziła" sobie z dopływem świeżej krwi po wyborczym sukcesie, a było mnóstwo kandydatów. Gość z Zachodu nie załapał o co chodzi, poprosił o powtórzenie tłumaczenia. U nich partie się cieszą, jak zyskują nowych członków. Niestety, u nas warunki lokalne są takie, że ci "nowi" to nie tylko ideowi zwolennicy, ale też ludzie żądni kariery za wszelką cenę, albo podstawieni kolesie ze służb”
No, właśnie!  Zachowanie działaczy PiS zarówno po sukcesie wyborczym, jak i po tragedii smoleńskiej było grą na odrzucenie chętnych do pracy w partii, i tą kluchę PiS trawi do dzisiaj, obecnie bijąc się w piersi, że to był błąd, ale klucha z gardła już nie wyskoczy.
Realnie to jest tak, że wbrew temu, co sądzą zwolennicy czystości ideologicznej, tacy jak Marusiak, wyborcy i pewnie większość z masowo wstępujących do KNP, niewiele o taką czystość dbają.
Ludzie głosują na pewne wyobrażenie, mocno uogólnioną ideę, której składnikiem jest, co się może podobać lub nie, właśnie Korwin. Jest tu wolność ( której zakres jest pojmowany indywidualnie i niekoniecznie chodzi tylko o wolność gospodarowania) radykalny sprzeciw wobec polityków establishmentu, ich medialnej otoczki. Protest przeciwko urzędniczej opresji i wiele innych, czasem sprzecznych z surowym programem partii pragnień, fobii oraz przejawów idealizmu.
Przy czym, ludzie popierający KNP doskonale rozumieją, że wejście tej partii do sejmu nie spowoduje gwałtownej zmiany w ich życiu codziennym, ale chcą mieć prawo do własnego politycznego oddechu, do sprzeciwu wobec konieczności wyboru między politycznymi obozami, z którymi nie mogą się już identyfikować, czy to na skutek rozumowo wypracowanych poglądów, czy to zwykłego obrzydzenia.
Argumenty zwolenników ruchu wykonanego przez Marusiaka, żywo przypominają argumenty padające ze strony mądrali, którzy nie tak dawno opuszczali PiS. Tam, ze względu na statut i sam ciężar partii, musieli odejść, ale idea, że PiS bez Kaczyńskiego stałby się lepszą, większą i bardziej lubianą partią, tkwią w niektórych niedoważonych głowach do dzisiaj.
Pomyślcie, jak wyglądałaby dzisiaj scena polityczna, gdyby zamiast odchodzić, pozbawili władzy w Kaczyńskiego, a ten założyłby PJN? Gdzie byłyby dzisiaj te polityczne byty, PJN z brzydkim JarKaczem, a PiS z pięknym Miśkiem Kamińskim, na czele?
Tu jest jeszcze jedna narzucająca się analogia, ponieważ, jak zrozumiałem, liderami pomysłu odsunięcia Korwina, byli euro posłowie, którzy rok temu, z całą pewnością, i bez Korwina dostaliby się na brukselskie salony, tak jak dostałby się tam, nieoceniony Migalski, bez pomocy Kaczyńskiego.
To już nie są sprawy wewnętrzne, ponieważ dotyczą sympatyków, elektoratu partii politycznej, nie zaś jej zarządu. Nie rozstrzygam, czy spersonalizowanie idei politycznej jest dobre, czy złe, ani nawet tego, czy Korwin jest dobrym liderem, czy złym. Po prostu jest i dopóki sam nie odejdzie, będzie. Takie są realia, a kto chce upiększać rzeczywistość, ten kiep.
Jedyną drogą, prowadzącą do ograniczenia korwinowej omnipotencji, była gra na poszerzenie partyjnego spektrum, o co, właśnie on sam zabiegał. Jasne, że niosło to za sobą wymierne ryzyko, ale na lęku przed podjęciem ryzyka, nie buduje się politycznego poparcia.
Nie ocenia się też, i to jest sprawa podstawowa, własnego lidera, struktury czy elektoratu, na podstawie opinii konkurentów czy wręcz politycznych wrogów.
Przecież już dla pięciolatka, powinno być jasne, że wbrew wczorajszym pojednawczym deklaracjom, Korwin wyspał się i już zbiera siły, by pomścić się na dzisiejszych tryumfatorach.
Stworzy własny komitet wyborczy w wyborach prezydenckich, na jego bazie partię pod dowolną nazwą i stanie do wyborów parlamentarnych. W pierwszej kampanii ściągnie osiemdziesiąt procent członków KNP dobierze nowych, a KNP podzieli los UPR.  
Strata! Jasne, że strata, ponieważ po raz pierwszy, to już nie jest zabawa w politykę, a marnowanie realnej szansy już na starcie roku wyborczego to przejaw (oby) szczerego idiotyzmu. Trudno, jak często powtarzacie, panowie z KNP:
Chcącemu nie dzieje się krzywda!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz