czwartek, 22 sierpnia 2019

Niemoralne propozycje

Ponad dziesięć lat temu do założenia konta na twitterze namówił mnie pan Mistewicz i choć od lat blokuje mi dostęp do treści, które sam prezentuje, nadal jestem mu za to wdzięczny. Jest to bowiem jedyne dostępne szerszej publiczności medium, gdzie można oglądać polityków, dziennikarzy oraz inne publiczne osoby w całej ich intelektualnej i emocjonalnej nagości. Nieco przypomina to okres, gdy tak zwani liderzy opinii masowo pisali teksty w blogosferze, bo też było z tego dużo śmiechu, ale na twitterze dla łatwości i skrótowości przekazu jest to znacznie ciekawsze. Ludzie bowiem zapominają kim są i koniecznie chcą przypodobać się, zadziwić, albo sprowokować przeciwników tylko po to, by za ich wpisami szedł stosowny aplauz. Co dziwne nie rozumieją najprostszych spraw związanych z prowadzeniem konta, z zasadami bezpieczeństwa, a przede wszystkim nie potrafią oszacować wiarygodności rozmówców. Wszyscy chyba znają powiedzonko „Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”. Otóż w sieci jest odwrotnie i to jest pierwsza zasada, którą każdy z tych naszych żałosnych wipów powinien zrozumieć, a ni cholery nie rozumie.  
Weźmy aktualnie grzaną aferę pana wiceministra w randze sędziego. Sprawdziłem swoje konto i okazało się, że ta cała Emi obserwuje moje wyczyny na twitterze, a ja jej wyczynów nie, choć w dziewięćdziesięciu procentach przypadków odwdzięczam się obserwującym wzajemnością, bo akurat mnie to nic nie może zaszkodzić. Z tym, że najpierw zaglądam i sprawdzam, co delikwent wypisuje. Oczywiście nie pamiętam, dlaczego negatywnie zweryfikowałem akurat Emi, ale najwidoczniej coś w jej pisaniu sprawiło, że strząsnąłem ją z twitterowego płaszcza. Takie reakcje nie wynikają z jakiejś tam mądrości, a z doświadczenia. Ze szczególną ostrożnością należy bowiem traktować ludzi, którzy wznoszą patriotyczne okrzyki, deklarują dozgonną miłość ideom, partiom politycznym czy samym politykom, co już jest aberracją wyższego stopnia. Skąd o tym może wiedzieć polityk, urzędnik, czy inny ananas obdarzony władzą? Ano znikąd, bo pewnie na co dzień otaczają go podobne deklaracje i wyrazy najwyższego uwielbienia. Co najwyżej zweryfikuje osobę, z którą rozmawia u przychylnych mu młodych dziennikarzy, którzy nie dość, że są idiotami, to na dodatek prześcigają się w serwilizmie w stopniu wprost nieprawdopodobnym. Ponoć niektórym pali się w związku z Emi pod tyłkami, z czego bardzo się cieszę, ponieważ są to ludzie najzwyczajniej w świecie wstrętni.
Sama myśl, że można wymieniać na prywatnej poczcie twittera uwagi poważnej rangi, albo co lepsze spiskować z osobami, których nie znamy jest co najmniej dziwna, a uważać to za prywatne i niedostępne… Tu brakuje mi słów. Ku nauce, nie żeby się chwalić, bo nie mam czym, ale prywatnie rozmawiam tylko z ludźmi, których znam. Niekoniecznie osobiście, ale na przykład z blogosfery i mam o nich dobre zdanie. Z zasady nie otwieram też żadnych załączników. To jest elementarz. Myśl bowiem, że ktoś podsuwa akurat mnie jakieś istotne dla spraw państwa materiały jest absurdalna w najwyższym stopniu i podejrzana, choć warto pamiętać, że ja nic, ale to kompletnie nic nie znaczę.
Przed kliku laty dostałem materiały z wnętrza Platformy Obywatelskiej i wówczas przerobiłem je, bo były naprawdę fajne i zabawne, na teksty humorystyczne, że niby tak sobie wyobrażam kulisy ówczesnej władzy, a i tej zabawy zaniechałem, gdy zorientowałem się, że to tylko element wewnętrznej rozgrywki w PO. Kto ciekawy może je sobie znaleźć w necie, ale ostrzegam, że to nadal tylko teksty humorystyczne. To chociaż były informacje od osób publicznych, których tożsamość była dla mnie jawna. I to są właśnie tytułowe „niemoralne propozycje”. Potem miałem jeszcze do czynienia z dziennikarzem, który był wówczas zagrożony a dzisiaj zaszczytnie jest redaktorem naczelnym pewnego szmatławca, ale to już było za głupie, żeby na tej kanwie choćby sobie żartować. Ostrzegam, nigdy nie łapcie się na podobne chwyty, na informacje o sprawach, które tylko wy możecie upublicznić i temu podobne brednie. Nie zwracam się tu do polityków czy urzędników, bo oni i tak nie zrozumieją, ale do was mili blogerzy i komentatorzy. Dla tych pierwszych mam tylko taką radę: Jak nie umiesz pływać, to nie próbuj przepłynąć jeziora, choćbyś uważał się za tego jeziora kierownika, bo pewnikiem utoniesz.


Wracając do obecnej afery pragnę zauważyć, że dziennikarze i politycy, którzy tak przeraźliwie wrzeszczą z jej powodu tak naprawdę zgoła jej nie rozumieją. Dobre i jednocześnie złe jest to, że szersza publiczność także.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz