czwartek, 21 kwietnia 2016

7.05.2016 - Rewolucja w weekend czyli palma

Jako dziecko lubiłem bawić się żołnierzykami. Miałem ich ponad stu pięćdziesięciu. Trzon mojej armii dostałem od  kuzyna, który dorósł i porzucił pole bitewne, by zostać lewicowym intelektualistą. Bywa i tak.

Moja armia charakteryzowała się tym, że trudno ją było scharakteryzować, co ani mnie, ani moim kolegom zupełnie nie przeszkadzało. Byli tam rycerze, napoleońscy grenadierzy, współcześni nam strzelcy, saperzy, czołgiści, ale też kowboje i murzyn w mundurze khaki, który nie wiedzieć czemu, pełnił rolę zdrajcy. W armii służył też gumowy, enerdowski Indianin, Zorro i aż sześciu sierżantów Garsijów.

Z powodu tej zadziwiającej różnorodności, moja armia, która dawno temu poszła w rozsypkę, w przedziwny sposób przypomina mi dzisiejszą opozycję. Różnica w tym, że nasze bitwy, te toczone na podłodze, stole i w zakamarkach mieszkania, a latem w fortecach wybudowanych w piaskownicy, miały większą dramaturgię i były lepiej zorganizowane niż dzisiejsze ekscesy.

Weźmy gigantyczną, milionową demonstrację, planowaną na siódmy dzień maja. Już sam wybór daty poddaje w wątpliwość  determinację organizatorów. Początek maja, dosłownie roi się od znakomitszych terminów.

Pierwszy maja, dzień, który dla większości starszych uczestników planowanej manifestacji, przez lata był naturalnym dniem przeznaczonym na maszerowanie, wymachiwanie i skandowanie haseł, odpadł, choć wypada w niedzielę. To pominięcie rozumiem.

Drugi maja, efemeryczny Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej, też wydaje się lepszy, ponieważ wypada w środku „długiego weekendu”, ale przecież nazajutrz mamy święto narodowe, w jasny sposób związane z genezą protestów! To zadziwiające, że wśród tak zaangażowanych, zdeterminowanych bojowników nie znalazło uznania, przegrywając najwyraźniej z ideą byczenia się na łonie natury. Aby uzasadnić to jawne lenistwo, przeniesiono wielką, albo jeszcze większą demonstrację na dzień siódmego maja, który wedle organizatorów jest Dniem Europy, choć łatwo sprawdzić, że takie święto wypada piątego maja, zaś dziewiątego, nikt przytomny nie obchodzi  Dnia Unii Europejskiej. To drugie święto wypada pechowo, bo w poniedziałek, ale za to ósmego mamy Dzień Zwycięstwa i okazję do konfrontacji z defilującą armią.  

Aż się w głowie kręci od tych dat i świąt! Dodam, że gdyby organizatorzy chcieli naprawdę postraszyć rząd, mogliby wybrać dwunasty maja, jako rocznicę przewrotu majowego.

Wybrali siódmy, by rywalizować z paradną Paradą Schumana. To, że obydwie demonstracje mają przyciągnąć tych samych uczestników, może spowodować bieganinę i niejedną zadyszkę.

Zwróćcie uwagę, ile się trzeba nakombinować, żeby ustalić wygodną dla wszystkich datę takiej mega, super manifestacji. Gdyby ci ludzie mieli ustalać datę wybuchu rewolty, od samego myślenia o dacie, popękałyby im głowy.

Warto też zauważyć, że organizatorzy nie uzgodnili do końca, w imię czego mają maszerować, wymachiwać i skandować. Na fejsiku czytam, że KOD będzie bronił pozycji Polski w Europie, PO  stanie przeciwko wyprowadzaniu Polski z Europy, a radykalny Rysio chce zapobiec podziałowi Polski, pod hasłem „Obywatele przeciw PiS”. Barbara Nowacka, tradycyjnie apeluje o położenie wszystkich rąk na pokładzie, a PSL nadal obmyśla, z czym tutaj wyskoczyć.

Porównanie z moją dziecięcą armią jeszcze nie jest pełne. Plastikowi wojownicy skromnie siedzieli w pudełku, nim ja, sześcioletni demiurg powołałem ich kolejny raz pod broń. Na przykład, nie pamiętam, by sześciu Garsijów kiedykolwiek grało rolę tłustych sierżantów ścigających Zorro. Byli krzyżackimi knechtami, albo Szwedami oblegającymi Jasną Górę i jako grubasy zawsze ginęli pierwsi.

Nie wiem, kto teraz otwiera pudełko, gdy w środku są sami sierżanci, ale z pewnością nie jest to Zorro, o którym wiemy, że był obrońcą uciśnionych i walczył z chciwym gubernatorem. Zasadniczo Warszawa nie jest też Kalifornią, choć w naszej stolicy, palma nie tylko odbija, ale też stoi, pyszniąc się swą plastikową doskonałością.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz