czwartek, 22 lutego 2018

Wrogość jest łatwa


Od razu dodajmy, że wrogość obarczona wszystkimi jej konsekwencjami łatwa być przestaje. Czym innym jest bowiem zwykłe pyskowanie, a czym innym działanie na szkodę kogoś wybranego na wroga. Bo wróg to figura, stanowisko bez mała. W polityce wrogość jest powszechna, ale nie przypadkiem trwa przeważnie między sąsiadującymi ludami. Trwa często przez stulecia, pomimo szumnych deklaracji państw. Zasypywana i odgrzebywana, gdy zachodzi potrzeba wojenna, zawsze może liczyć na całkiem samodzielny, niesterowany odgórnie rozkwit. Potocznie, jako przykład całkowitego spacyfikowania wrogości, podaje się pojednanie francusko – niemieckie. Dolary stawiam przeciwko orzechom, że gdy zajdzie potrzeba, wystarczy zdjęcie tabu i pół roku propagandy, a przedstawiciele tych zacnych nacji zaczną się ganiać z toporkami po ulicach uroczych alzackich miasteczek. Pojednania i ogólna szczera miłość, nie jest przecież wynalazkiem współczesnym.

Tyle, że nawet najbardziej odporny na wiedzę geograficzną człowiek, nie będzie twierdził, że Polska graniczy z Izraelem. Patrząc zaś ze strony mentalnej, historycznej i każdej innej, graniczy jak najbardziej, a wzajemna wrogość na poziomie niższym niż państwowy jest nadal wrogością sąsiadów. Wbrew rzewnym opowieścią polityków, którzy załamują teraz ręce nad upadkiem wzajemnych stosunków, wrogość i jej nieodrodna córeczka nieufność przez cały okres po 1989 roku miały się jak najlepiej. Różnica w tym, że w Izraelu, a szczególnie wśród diaspory amerykańskiej była wielokrotnie wyrażana śmiało, głośno i publicznie, wspierana grantami na uczelniach, a w publicystyce wręcz warunkowała sukces, o ile autor raczył pisać o kwestiach polsko – żydowskich. U nas zaś ukryta jako wstrętny antysemityzm, obarczona ryzykiem kary i absolutnego ostracyzmu politycznego i towarzyskiego, przecież przetrwała, ponieważ wrogość ma silniejsze geny niż ckliwość.

Pytanie jest takie, co jest w sensie społecznym, moralnym i politycznym lepsze? Czy udawana zgoda i przyjaźń, czy szczerość we wzajemnych stosunkach, choćby ta szczerość była lodowata jak wykuta z lodu kość cholernego mamuta? Bo wzajemne pokrzykiwania zaraz się skończą i wszystko wróci na tory polityki oraz codziennych interesów. Mniejszych i większych. Dobrych i złych, ale przecież zwyczajnych, jak to między ludźmi. Być może w polityce nadejdzie okres zlodowacenia, ale to akurat nic wielkiego. Szczególnie Izrael ma w takich stosunkach doświadczenie, gdyż jego dyplomacja, postrzegana u nas jako znakomita, niespecjalnie udolnie szuka i szukała w świecie przyjaciół i sojuszników. Oczywiście USA, ale Stany Zjednoczone, choć są militarnym hegemonem i gwarantem izraelskiej państwowości, nie są przecież służącym, biegającym na posyłki dla Izraela, choć z niektórych wypowiedzi jego samorzutnych przedstawicieli można wysnuć taki wniosek. Ale to przecież bujda.

Co dzisiaj powinna robić polska dyplomacja, polski rząd? Moim zdaniem, w zasadzie nic, czyli swoje. Należy pozwolić wypalić się wrogości, dać się wykrzyczeć tym, którzy koniecznie chcą krzyczeć, bo zaraz wszystkich zabolą gardła od wrzasku i ani się obejrzymy, a na polu zmagań zostaną tylko ci, którzy bez polsko – żydowskiej wojny żyć po prostu nie potrafią. Wbrew powszechnej opinii, to Izrael jest dzisiaj w nieco trudniejszej sytuacji, choćby dlatego, że zimna wojna z Iranem, nabiera powoli barwy krwi. Zauważę, że po dwóch tygodniach zaczyna przebijać się do szerszej publiczności myśl, którą wyraziłem po pierwszym występie premiera Netanjahu, że celem konfliktu z Polską nie jest, jak sądzono potocznie kwestia wyłudzenia odszkodowania finansowego, a odciągnięcie USA z Europy Środkowej, by zogniskować całą moc, ponownie na bliskim wschodzie. Moc polityczną oczywiście, bo nie chodzi tu przecież o te kilka tysięcy żołnierzy. Można tu domniemywać realizację jakichś rosyjskich roszczeń, w zamian za neutralność wobec ewentualnego konfliktu z Iranem. To oczywiście moje dywagacje, czyli dywagacje publicystyczne, w najlepszym razie. Na razie wolno takie snuć, więc czemu nie?

Wracając do wrogości. Wczoraj mieliśmy przykład w postaci nieszczęsnego filmiku wyprodukowanego przez amerykańską fundację Ruderman Family. Na szczęście nasz rząd wobec tej prowokacji trzymał gębę na kłódkę. Teraz dowiadujemy się, że filmik zdjęto na skutek protestów samych Żydów. Ten wyczyn można traktować dwojako, albo jako typowe „o jeden most za daleko” albo paradoksalnie, jako próbę załagodzenia konfliktu, tak jak można zgasić ognisko, wrzucając do niego odbezpieczony granat. Rozleci się, może gdzieniegdzie tlić się jeszcze jakaś gałązka, ale ognisko siłą rzeczy przestaje istnieć.

Powtarzam: Wrogość jest łatwa, ale żyć trzeba! Ani prowokacjami, ani pobożnie dobrotliwym gadaniem, nie umniejszymy jej ani o krzynę. Ci, którzy z niej żyją, może przez chwilę będą lepiej żyli, ale czy ja mam w tej wrogości jakiś interes?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz