środa, 7 marca 2018

Sprawa Onetu


Wczorajszy szum, wywołany przez dziennikarzy Onetu nie jest zwykłym szumem medialnym, ani kolejną akcją dezinformacyjną do jakiej przywykliśmy. Mam naiwną nadzieję, że tym razem nie skończy się na połajankach i ogólnym ględzeniu o tym, kto i co miał na myśli. Panowie dziennikarze, którzy raczyli wczoraj uderzyć ( tak, dosłownie uderzyć ) w stosunki polsko – amerykańskie, znaleźli się „o jeden most za daleko” że się tak wyrażę. Liczyli na oddźwięk i taki znaleźli. Najpierw wśród krajowych cymbałów, a następnie, z czego doskonale zdawali sobie sprawę, wśród zagranicznych kolegów po fachu, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt przychylnych sprawom polskim.

Ich działanie zaowocowało oświadczeniem amerykańskiego departamentu stanu. Wiedzieli chyba, że tak się impreza zakończy, no chyba, że są już kompletnymi idiotami. Przecież nawet, gdyby ich informacje były w stu procentach prawdziwe, a nie jak zwykle opierały się na przeświadczeniu o wyższości własnego, maniakalnego oglądu świata, nad rzeczywistym, nikt przytomny by ich wywodów nie potwierdził. To jest inna zupełnie liga i kmiotek z onetowskiej B klasy, może sobie co najwyżej possać palec pod drzwiami. Nie zmienia to faktu, że z każdego możliwego punktu widzenia było to celowe działanie na szkodę polskich interesów i tak, a nie w kategorii publicystycznego pitolenia należy patrzeć na sprawę Onetu. Nawet, gdyby rzecz cała pomyślana była jedynie na użytek wewnętrzny, w co nie wierzę, nie zmienia to zakresu moich zarzutów.

W Polsce, początkowo ostrożnie, a z upływem godzin coraz śmielej, temat podchwyciły rodzime medialne grupy opętańców , źródła amerykańskie mnożyły się jak króliki, uchodzący za wyważonych w opiniach publicyści zaczęli swoje: „a nie mówiłem”. Miałem wrażenie, że i po tak zwanej prawej stronie, część ludzi jakby objadła się szaleju. I gdyby sprawa nie była tak poważna w zamysłach, nazwałbym ją kolejną hecą, którą można śmiechem skwitować. Tyle tylko, że sprawy międzynarodowe to nigdy nie jest powód do śmiechu, a fakt, że coś takiego jak Onet zabiera się śmiało za kreowanie konfliktu pomiędzy Polską a USA napawa grozą.

Zabiera się, bo ma ku temu podatny grunt. Bo jest, jak się niestety okaże za moment, całkowicie bezkarny i następnym razem z powodzeniem powoła się na źródła, choćby marsjańskie. Jeden poda temat drugiemu, drugi zacytuje pierwszego i nasz rząd stanie w głupiej sytuacji, jako psujący stosunki międzyplanetarne.

Dziwię się tylko, że taki prostak i burak jak ja, potrafi odczytać intencje i oznaczyć prawidłowo prawdopodobieństwo zdarzeń, a wielu takich, którzy każą się szanować publiczności, zgoła nie potrafi. Wiem, że część z wrodzonego cynizmu, ale reszta… Naprawdę można zapłakać nad stanem polskich mediów, widząc ludzi, których miejsce jest na przysłowiowym Pudelku, opowiadających zdumionej publiczności o polityce międzynarodowej.

W powyższym tekście celowo nie wymieniłem żadnych nazwisk. Raz, że tekst byłby dłuższy, a miał być krótki, dwa, że wymieniając nazwiska twórców i tych, którzy powielali onetowską prowokację, niewątpliwie przeszedłbym do epitetów, czego ostatnio staram się unikać, a trzy, że wszyscy ci ludzie, ze względu na kaliber sprawy, stali się dla mnie ludźmi „niewymownymi”. I niech każdy tą „niewymowność” rozumie jak chce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz