środa, 2 lutego 2011

Dom Elżbiety CIII


Kiedy zeszli, Piotr próbował namacać włącznik, ale okazało się to nie takie łatwe.

- Może wrócę się po jakąś latarkę, albo świecę – zaproponował Robert. Głos mu drżał, czy to z powodu chłodu panującego tutaj, czy z innej przyczyny.

- Daj spokój – głos Piotra był zachrypnięty, prawie nie do poznania – to nie pomoże. Musimy błądzić w ciemnościach, aż znajdziemy światło. „To” tylko czeka, aż się rozdzielimy.

- Przestań – jęknął – nie strasz mnie. Może powinniśmy zawołać Elę, może się odezwie?

- Nie sądzę. Ale jak chcesz, to możemy – i na cały głos, bez uprzedzenia zawołał –ELŻBIETA!

Robert zadrżał, bo w głosie Piotra usłyszał ból i coś jeszcze, czego nie umiał rozszyfrować, ale to było straszne. Jakby wycie konającego drapieżnika. Mimo panujących ciemności widział jego oczy, a ciężki gorący oddech czuł na policzku. Był przerażony.

Odpowiedziała, jak zapewniał Piotr, cisza. Nie cisza zupełna, ale skrzypiąca i złowroga, jakby coś się skradało, albo czaiło. Nasłuchiwali oboje. Chcieli w tej ciszy usłyszeć coś, co by doprowadziło ich do Elżbiety i Karoliny.

Nagle Robert zaklął.

- Co się stało? – Zapytał Piotr dziwnym głosem, nadal schrypniętym, pełnym cierpienia, ale i jakby szczęścia.

- Coś mnie ukuło, poczułem łodygę róży i teraz – Robert wysunął rękę do przodu, - dłoń mi fosforyzuje.

Usłyszeli śmiech. Histeryczny chichot kobiety. Obaj mimo bezcelowości, rozejrzeli się z trwogą.

- Co to kurwa jest za gra? – Robert nie przebierał w słowach, dodając sobie tym odwagi. – Czemu czaisz się w mroku, stań w świetle i spójrz mi w oczy! – zawołał buńczucznie.

Rozbłysło światło oślepiając ich oboje.

- Maminsynek – odezwał się nieprzyjemny głos kobiety – śniący o potędze i splendorze. Jaki hardy! Można by pomyśleć, że raz chce zrobić coś naprawdę, a nie tylko w marzeniach. Przyznaj, ile razy śniąc o łożu w tym domu, z dziedziczką u boku robiłeś to sobie ręką? – I znów ten śmiech, nieprzyjemny, histeryczny i demoniczny.

Oboje powoli odzyskiwali wzrok. Naprzeciw nich stała kobieta, kruczoczarne włosy, zmysłowe czerwone usta i suknia w tym samym kolorze, która więcej odsłaniała, niż zasłaniała. Piotr mógłby przysiąc, że już ją widział…tak, śniła mu się, kochał się z nią.

Dopiero po chwili spojrzał na Roberta. Tamten stał skulony, jakby mniejszy, w oczach odbijał mu się i strach i wstyd. Jakby słowa kobiety dotknęły go, ale i przeraziły.

- Gdzie jest Elżbieta? – Zapytał twardo, mimo, że wiedział już kim ona jest.

- Tam gdzie chciała – uśmiechnęła się zmysłowo do Piotra – a ty, powiedz. Pragniesz jej, czy mnie? Ja potrafię zaspokoić każde żądze, a ona?

- Znaczy gdzie? – Piotr nie dał się wciągnąć w jej grę.

- Nie jesteś ciekaw, jaką mogłabym dać ci rozkosz? – Nie dawała za wygraną.

- Zamknij się diablico! – Ryknął nagle Robert – My chcemy tylko wiedzieć, gdzie jest Ela i jej przyjaciółka.

- Zamilcz synu służącej – spojrzała na niego wzrokiem, który mógłby miotać pioruny. - Nikt cię nie pytał o zdanie. Idź marzyć o łożu i pięknej dziedziczce.

Robert już otwierał usta, by ją zripostować, gdy nagle poczuł, że jakaś siła unosi go i z siłą rzuca na ścianę.

Piotr, gdy to zobaczył, ruszył się by go złapać, ale było za późno, Robert leżał nieprzytomny pod ścianą, z głowy ciekła mu krew.

Za sobą znów usłyszał śmiech. Ona się dobrze bawiła. Poczuł się jak szmaciana lalka. Zmęczona szmaciana lalka.

2 komentarze:

  1. Iwonko, pewnie się dowiemy o wszystkich nawet tych najskrytszych tajemnicach....oj będzie się działo.Marika

    OdpowiedzUsuń
  2. sądzę, że to już nihil novi, bo już o tym było wspomniane.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń