wtorek, 15 lutego 2011

Dom Elżbiety CVII




- Jak śmiesz mi się przeciwstawiać? – W pytaniu mistrza była zawarta i złość i drwina – Męczysz już mnie. Myślałem, że wystąpisz z kropidłem i wodą, nad którą odprawiłeś te swoje czary. – Zaśmiał się nieprzyjemnie. – A ty przychodzisz z pustymi rękoma, a na dodatek uważasz, że mnie rozszyfrowałeś. Jesteś śmieszny. Żałobny wyznawco twojej konsekrowanej prawdy – dodał ze wzgardą.

- Jeżeli jesteś tak silny, silniejszy ode mnie, czemu się mnie boisz? – Z uśmiechem zapytał Janusz – Próbujesz obrzucać mnie obelgami, żeby odciągnąć mnie od istoty rzeczy. A to nie przeciwstawianie, a całkowita negacja ciebie. Nie dam ci już niszczyć niczego. Wypraszam cię z tego domu w imieniu jej gospodyni, która wreszcie pojednała się z Bogiem.

- Nie może – powiedział z wahaniem – nie wiesz, że została wyklęta?

- Nigdy nie była wyklęta. A poza tym, nawet klątwę można zdjąć. I od kiedy uznajesz klątwę kościelną? – Janusz tryumfował – A wiemy gdzie jest pochowana, więc to tylko kwestia czasu, kiedy zostanie przeniesiona na poświęcone miejsce. Poza tym, jej pamiętnik stał się spowiedzią i ja po spowiedzi dałem jej rozgrzeszenie. Nie rozumiesz, że jesteś tu niechcianym gościem? Zabierz ze sobą tą, którą nazywasz Carlota i daj Elżbiecie wreszcie normalnie żyć.

- A Pawlicki? O niego się nie troszczysz?

- Piotr sam zadba o siebie. To nie dziecko, czy słaba kobieta. Ty zawsze znęcasz się na słabszych, bo masz do nich lepszy dostęp, a mnie Bóg każe takich bronić za wszelką cenę.

- Uważasz, że Elżbieta jest słabsza niż Pawlicki?

- Nie. Uważam, że jest dużo silniejszą, co nie zmienia faktu, że jest kobietą, którą łatwiej zranić, poniżyć. Jak przed chwilą ty, który chciałeś jej to zrobić. Nie wiem w jaki sposób zwabiliście ją do tej piwnicy wraz z jej przyjaciółką, ale chciałeś ją zabić, a przed śmiercią zniszczyć jej duszę. Bo zabijając w niej duszę, niszcząc ją i masakrując, chciałeś wciąż tu być. Wiedząc, że inaczej ona wygna ciebie stąd na zawsze.

- Nie doceniałem cię – mistrz uśmiechnął się złośliwie – pod tą sutanną jednak kryję się mężczyzna.

- Słucham? Chyba mnie nie rozumiesz. – Janusza zaniepokoiły słowa mistrza.

- Rozumiem aż za dobrze. Podnieciła cię taka zależna, naga? – Uśmiechał się coraz szerzej, oczy nabierały rubinowej barwy. - Czy się mylę?

- Mylisz się. – Janusz się zmieszał – Bóg ma rację, jesteś mistrzem manipulacji. Już przez moment chciałem się nad tym zastanawiać. Ale nie wciągniesz mnie. Jestem odporny na twoje gry.

- Czy aby na pewno? Pomyśl, mógłbyś z nią zrobić co tylko byś chciał. Była zupełnie ubezwłasnowolniona. Myślisz, że kiedykolwiek trafi ci się lepsza sposobność?

- Milcz! – Krzyknął – Koniec. Od początku nie powinienem wdawać się z tobą w dyskusję. Masz po prostu odejść.

- Oho zdenerwowałem księżulka – zaśmiał się diabelsko – a może powiedziałem tylko głośno to, o czym myślałeś?

- Jak śmiesz!

- A śmię i nawet więcej, myślę, że pod maską pobożności i pokory kryje się rozczarowanie i hipokryzja. Tak, księżulku, nie oszukasz mnie, znam was ludziki. Chcecie być wielcy, zwłaszcza wy, słudzy Boga. Stawiacie świątynie, by was szanowano. Bo jeżeli grzmicie na ambonach tych świątyń, to jesteście wielcy i wszechwładni.

- Milcz!

W odpowiedzi usłyszał śmiech. Mistrz zanosił się od śmiechu, a Janusz stał trochę bezradny.

2 komentarze:

  1. Iwonko, myślę, że Janusz nie był przygotowany na spotkanie z mistrzem, gdzie krucyfiks i woda święcona.....Marika

    OdpowiedzUsuń
  2. myślę, że nie walczy się symbolami...toż ironizował mistrz, że powinien się z wodą święconą pojawić.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń