czwartek, 21 marca 2019

O homoseksualistach i nie tylko


Człowiek z natury rzeczy jest wielowymiarowy i należy do wielu zbiorów, które w punkcie centralnym, tam gdzie się przecinają, ukazują jego pełnię. Tymczasem media i kultura popularna ze wszystkich sił starają się z człowieka zrobić coś w rodzaju płaskiej wycinanki, którą można przesuwać po osi czasu i wydarzeń. Aby osiągnąć cel, a mogąc tylko pośrednio ingerować w samoświadomość, pilnie starają się byśmy tak właśnie postrzegali bliźnich. 

Z pomocą spieszą w tym odczłowieczającym dziele liderzy środowisk, którym ze względu na powodzenie i zasobność materialną wydaje się, że są poza zasięgiem reperkusji, które mogą spaść na ludzi, których przewodnikami sami się uczynili. To w sumie problem typowości, który w wersji literackiej wyśmiewał już Marek Hłasko. I popatrzcie; socrealizm zaginął, pamięć o panu Marku rozpływa się w niebycie, a typowość ma się dobrze, a nawet doskonale.

Wszystkie zabiegi mające na celu odczłowieczenie wynikają z prostego faktu, że człowiek niechętnie przyjmuje pozę radykała i zmusić go do zachowań radykalnych jest niezwykle trudno. Z dumą muszę w tym miejscu podkreślić, że szczególnie trudno zmusić Polaka. Nasi kandydaci na rewolucjonistów wyklinają tę cechę od lat, nie szczędząc nawet naszych przodków, których kości zdążyły rozsypać się w proch i pył. Dzięki niej nawet obecna, dość piekielna awantura związana z roszczeniami środowisk „postępowych” jest tylko dość nużąca w swojej nieudolności oraz bezsensie. 

Aktywiści są bezradni, ponieważ z powodu własnego radykalizmu stoją z definicji na marginesie społeczeństwa i pozostaje im jedynie klepanie dyrdymałów o lęku. Na przykład o lęku przed objawieniem światu swojej seksualnej orientacji. Znaczy się, że homoseksualista, który nie trąbi o swojej orientacji jest zastraszony społecznie. Nie przyjdzie im oczywiście do głowy, że ich brat gej może być człowiekiem kulturalnym, który uznaje, że o pewnych kwestiach nie wypada bajać publicznie. Każdy przecież zna lub znał nużącego heteroseksualnego typa, który przy każdej okazji daje werbalny upust swoim seksualnym upodobaniom, co ma podkreślać jego męskość, a podkreśla raczej prymitywizm. I to ma być ten wzór? Z jednej strony „seksualność to moja prywatna sprawa” ale z drugiej „hej, popatrzcie na mnie!”

Każdy, kto ma znajomego homoseksualistę może bardzo łatwo przetestować na sobie, do jakiego stopnia został już sformatowany. Wystarczy pomyśleć o nim i jeśli nadrzędną cechą jest jego orientacja seksualna, nie jest dobrze z tobą, albo z nim. Tak naprawdę w życiu społecznym jest to, a przynajmniej powinna być, kwestia trzecio czy czwartorzędna. Serdeczność, wiedza, intelekt, zainteresowania… I tak można wymieniać… Kształtują człowieka towarzysko, a jeśli na plan pierwszy wystawimy kwestie seksualności, bardzo łatwo osunąć się w godne mediów szaleństwo. 

Na przykład jeśli jesteś fanem futbolu i twój znajomy, który także ma się za znawcę pieprzy w twojej przytomności od rzeczy na temat piłki kopanej, jakie ma znaczenie, że jest człowiekiem nieprzesadnie rozmiłowanym w damskich wdziękach? Przy czym odwrotnie, jeśli on jest pod wpływem środowiskowej propagandy, może uznać fakt, że przedkładasz powiedzmy Piątka nad Lewandowskiego za atak na jego gejowskie swobody. To bardzo głupie, prawda? Bardzo, ale w sferze publicznej mamy to od dawna. 

Oto prowokator i pętak wyniesiony głupotą wyborców na dość wysokie stanowisko urzędnicze, w zasadzie zajmuje się jedynie prowokowaniem wszystkich dokoła, przy czym jest bardzo prymitywny i chamski, ale gdy tylko ktoś przywali mu werbalnie w zadowoloną z własnego idiotyzmu gębę, zaraz wrzeszczy wniebogłosy, że to z powodu jego seksualności. To też jest bardzo głupie, ale dzieje się na naszych oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz