poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Dom Elżbiety - Nowa opowieść ( Iwona )

Weszła na strych, skrzypiące schody dały jej do zrozumienia, że znajduję się we wiekowym domu. Rozejrzała się, w nozdrzach poczuła zapach przeszłości i kurzu, który nagromadził się przez wiele lat. Rozejrzała się. Poddasze spowijał półmrok i nadawał strychowi jakiś tajemniczy wygląd, jakby nierealny. Westchnęła i zamknęła oczy, poczuła dziwne przywiązanie do tego miejsca, choć nigdy tu nie była, coś wewnątrz jej pragnęło tu zostać, tyle, że ona sama nie wiedziała czego by chciała?

Dom spadł jej jakby z nieba. Kiedy tu weszła, poczuła, zapach, to ulotne uczucie towarzyszyło jej cały czas. Mimo, że przyjechała tu tylko na chwilę, dom ją oczarował. Wszystkie jej plany wzięły w łeb, gdy przekroczyła ten próg , siedziby jej przodków o których nie miała pojęcia. Zwłaszcza, że nie miała się gdzie podziać, spaliła za sobą wszystkie mosty, jeszcze za nim ta siedziba stała się realna.

Po długich rozterkach rozstała się ze swoim mężczyzną, straciła chęć do mieszkania z nim pod jednym dachem. Wreszcie, choć przyszło jej to z trudem, zrozumiała, że nie nadają na tych samych falach.

Potem telefon, że jest jedyną spadkobierczynią domu z ogrodem gdzieś na końcu świata, tyle, że właściwie nie miała nic do stracenia, więc spakowała się i pojechała.
Przyjechała tu z chęcią zobaczenia i zlecenia sprzedaży, nie była sentymentalna, zwłaszcza, że babcia, która jej ten dom zapisała, była jej zupełnie obcą.

Nigdy jej nie poznała, w ogóle nie znała rodziny ze strony matki. Ojciec rozstał się z nią, gdy ona była dzieckiem, wychowywał ją sam. Matka się nią nigdy nie interesowała, jakby z niej zrezygnowała. Kiedy dwa lata temu dowiedziała się, że matka zginęła wypadku samochodowym, nie uroniła nawet łzy, nie pojechała też na pogrzeb. Ojciec nie żył już od dziesięciu lat, zmarł na nowotwór, więc czasem czuła się samotna.

Ta samotność dopadła ją zaraz po jego stracie, to dlatego związała się ze swym byłym partnerem, od którego teraz tak pospiesznie uciekła. Nie byli w sobie szczególnie zakochani, raczej był to wybór ekonomiczny. Jedno mieszkanie, mniejsze wydatki, on sam, dobrze zapowiadający się aktor i ona, próbująca się przebić pisarka.

Często jak jedno, taki i drugie brało chałtury, by przeżyć. Potem zaczęły się konflikty, pretensje skierowane w jej stronę, że to przez nią, on wciąż stoi w miejscu. Wreszcie któregoś dnia powiedział jej, że jest zidiociałą grafomanką i że teraz rozumie jej słabość do Nerona.
Uderzył w bardzo cienką strunę, fakt, bardzo interesowała się Neronem, czytała wszystko co go dotyczyło, nawet próbowała napisać o nim powieść. Zabolała ją bardzo jego ocena, więc wykrzyczała mu w twarz „ Masz rację, po co czytać o Neronie, gdy mam w domu Kaligulę”, potem spakowała się i odeszła.

Zatrzymała się u koleżanki, właściwie nie wiedziała, co z sobą począć, gdy zadzwoniła jej komórka i adwokat umówił się z nią na spotkanie.
Dowiedziała się, że jest jedynym spadkobiercą domu po babci, że trochę to trwało, bo nie mogli jej znaleźć. W końcu, gdy zlokalizowali adres, okazało się, że się wyprowadziła. Na szczęście jak zauważył ten adwokat, mężczyzna, który otworzył drzwi, podał im numer jej telefonu.

No i teraz stała po środku strychu, wciągała w nozdrza wielowiekowy kurz i zamiast szukać pośrednika nieruchomości, postanowiła ten dom zatrzymać.
Wiedziała, że to szaleństwo, ale…właśnie coś mówiło jej, że tu jest jej miejsce.
Gdy go zobaczyła, poczuła się na swoim miejscu, chyba po raz pierwszy owładnęło ją takie uczucie.
Dom był piękny, fakt trochę potrzebował remontu, choćby ten strych, ale w sumie to było najpiękniejsze lokum jakie widziała. Dom z historią, przemknęło jej po głowie. Od prawnika dowiedziała się, że ten dom jest w jej rodzinie od XVIII wieku. Kiedyś był większy, ale chyba pradziadek zmniejszył go likwidując dwa boczne skrzydła.

Nie wiedziała, że jej matka pochodziła z tak zamożnej rodziny, oczywiście z majątku nic nie pozostało prócz tego domu, ale podobno przed II wojną prawie cała wieś do nich należała.

Cały dom pachniał historią, a strych? Tu było coś magicznego, stały tu skrzynie, leżały stare zabawki. Wszystko przykrywał wieloletni kurz, a mimo to, pod stertą kurzu i pajęczyn czaiła się jej własna historia. Na jednej ze skrzyń siedziała lalka, była zakurzona i pokryta pajęczyną, ale oczy jej nadal błyszczały się jakby zachęcając ją do zabawy…

Zrobiła kilka kroków w tamtą stronę, półmrok nie pomagał w przemieszczaniu, maleńkie okienko i to zakurzone oddawało nie wiele światła. Potknęła się, więc z cicha zaklęła, nachyliła się, by spojrzeć o co zahaczyła obcasem. Pod warstwą kurzu leżała sterta gazet. Przykucnęła, chcąc zobaczyć co to za gazety, ale przy tak słabym świetle zakurzony i zetlały papier nie dał się przeczytać.

Pomyślała, że powinna tu założyć światło, bo w tej części domu jej nie było. Potem sama się roześmiała ze swojego pomysłu, bo za co to wszystko zrobi.
Jej fundusze były tak ograniczone, że właśnie ten dom miał być jej wybawieniem z kłopotów finansowych, no tak, ale pod warunkiem, że by go sprzedała, na co nie miała teraz zupełnie ochoty.
Zeszła na dół, firanki w oknach powiewały jak sztandary, bo gdy weszła pootwierała wszystkie okna, by wpuścić trochę powietrza do dawno nie otwieranego domu. Wszystko w tym domu było takie, jakby ktoś stąd wyszedł tylko na chwilę. Nawet łóżko z białą pościelą nakryte ciemnozieloną kapą.

Gdy rozglądała się nagle zadzwoniła w jej torebce komórka. Odebrała, po drugiej stronie usłyszała znajomy głos Karoliny, koleżanki, u której ostatnio mieszkała.


- Cześć, czemu nie dałaś żadnego znaku życia ? – Zapytała się z wyrzutem – i kiedy wracasz?

- Słuchaj – zaczęła – nie jestem pewna, czy chcę się tego domu pozbyć. Wiem, wiem – wykrzyknęła, chcąc uprzedzić następny wybuch Karoliny – miałam tu tylko przyjechać by poszukać kogoś do sprzedaży, ale…- chwilę się zawahała – tu jest mój dom.

- Zwariowałaś – głos koleżanki wyraźnie wszedł na wyższe wibracje – Ela, to jest pewnie ruina, po co ci jeszcze jeden kłopot więcej. Dziewczyno nie nadajesz się na rolnika, co ty tam będziesz robić na wsi i to gdzieś na końcu świata?

- Słuchaj, przyjedź tu i zobacz, to wcale nie jest ruina. Dom jest umeblowany, same antyki. Chyba. Wiesz nie znam się. Są też obrazy, mam wrażenie, że jestem bardzo bogata. Poza tym, wiesz może cię to rozbawi, poczułam się tu na swoim miejscu. Nigdy się jeszcze tak nie czułam…

- Ela! – wykrzyknęła Karolina - O czym ty mówisz? Miałaś kupić sobie porządnego laptopa, pamiętasz? Mieć dzięki temu zabezpieczeni finansowe, chciałaś wreszcie pisać!

- Słuchaj, to nie jest rozmowa na telefon, przyjedź…- wyłączyła komórkę.

Chwilę stała, rozmyślając, że rzeczywiście jak mówiła Karolina, miała tu tylko przyjechać w jednym celu, tyle, że to okazało się nie takie proste.
Coś jej mówiło, „ten szósty zmysł”, że tu odnajdzie to, co straciła. Każdy po trochu ma skrzywioną psychikę, tyle, że ona czuła, że jej skrzywienie nie było bynajmniej spowodowane rozbitym małżeństwem rodziców, czy nadopiekuńczością taty. Podstawą była jej wrażliwość, no i gdy tu weszła, poczuła….ten ulotny powiew spełnienia.

Rozglądała się, to było jak zwiedzanie prywatnego muzeum, albo odkrycie archeologiczne, nie umiała nawet tego nazwać, mimo, że starała się być wirtuozem słowa, nagle jej tych określeń brakło. Dotknęła blatu pięknej serwantki, palce przejechały po lekko zakurzonej powierzchni, nie zauważyła, że na palcach zostały ślady kurzu, bo, no właśnie wszystkie meble w tym domu były jak ze snu. Snu, który kiedyś śniła, albo może to jej wyobraźnia płatała jej figle?

Ciekawiło ją, czemu babcia zostawiła w testamencie ten dom wraz z wyposażeniem jej, nigdy nie próbowała się z nią skontaktować. Może dlatego, że matka zginęła?

Była jej jedynym dzieckiem, tak samo, jak jej matka jedynym dzieckiem babci. Była ciekawa, czy babcia była jedyną córką pradziadków, „może to jakaś klątwa? „ pomyślała z uśmiechem.

Wielki drewniany zegar zaczął bić pełną godzinę, wzdrygnęła się na te dźwięk. Dom do tej pory pogrążony był w zupełnej ciszy, więc bicie zegara jakby skalało tą ciszę. Spojrzała na wskazówki, była szósta po południu. „ Jestem tu już od trzech godzin” pomyślała zdziwiona. Nawet nie zauważyła upływu czasu. Potem zdziwiła się, że nie słyszała poprzedniego bicia zegara.

Ktoś za nią głośno chrząknął, dając do zrozumienia, że tu jest. Obróciła się, za nią stała drobna starsza kobieta.

- Panienka dziś przyjechała? – Zapytała, dając akcent na dziś, jakby to było normalne, że tu się znalazła. – Miałam dziś wywietrzyć i posprzątać. Starsza pani zawsze kazał przychodzić w czwartek.

- Dzień dobry – powiedziała, nie wiedząc jak się zachować w tej sytuacji – pani pracowała u babci?

- Dobry – odparła kobieta – a jakże, sprzątałam u starszej pani, robiłam jej zakupy. Panienki babcia była bardzo dobrym człowiekiem i hojnym. Zostawiła u mnie kopertę dla panienki, mówiła, że nie do końca ufa temu prawnikowi – uśmiechnęła się, pokazując prawie bezzębne dziąsła.

- Ma pani ją przy sobie? – Zapytała z ciekawością Ela.

- Nie, nie wiedziałam, że panienka dziś przyjedzie. Mogę pójść i przynieść – i skierowała się w stronę drzwi frontowych.

- Nie, niech się pani nie kłopocze – oponowała trochę zawstydzona.

- E, co tam panienko, jak przywykła do biegania. Przepraszam, że kurze nie starte…zegar nastawiłam i zaraz polecę po tą kopertę.- Odwróciła się w drzwiach z pytaniem – a ze sklepu czego nie przynieść, bo w lodówce pusto jest?

Teraz dopiero Ela zdała sobie sprawę, że nic nie jadła od rana, w torbie podróżnej ma tylko pół butelki wody mineralnej.

- Jeśli nie byłby to dla pani kłopot – powiedziała trochę zażenowana sytuacją – to najważniejsze chleb i masło, a jutro sobie poradzę.

- Co też panienka! – karcąco wykrzyknęła kobieta – jaki kłopot? Sklep jest koło mnie, a świniaka biliśmy, to panience przyniosę trochę wyrobu.

Ela przeliczała w myśli pieniądze w portfelu, nie miała tego wiele i bała się, że kobieta przeliczy się co do jej funduszy.

- Wie pani, nie mam zbyt dużo pieniędzy przy sobie…

- To chleb i masło kupię za swoje, nich się panienka nie martwi.

- Ależ nie, źle mnie pani zrozumiała. - Wyciągnęła dziesięć złotych z portfela – tylko nie wiem, ile chce pani za tą wędlinę?

- No masz ci los! – kobieta wykrzyknęła oburzona – Pan Bóg by mnie chyba skarał, jakbym za wyrób na panienkę pieniędzy wołała. Ja z serca…poczęstować chcę. – Zakończyła dobitnie.

- Przepraszam – wiedziała, że znów palnęła gafę. Kobieta wzruszyła ramionami.

- Panienka z miasta…- powiedziała z lekką ironią – starsza pani opowiadała, że panienka wykształcona i że nie wiadomo, czy tu zechce zostać. – Patrzyła w skupieniu na Elę, jakby w oczekiwaniu jej reakcji.

- Babcia opowiadała o mnie? – Zdziwiła się.

- A jakże, chciała panienkę przed śmiercią odszukać…ale zmarła, zanim ten fircykowaty prawnik panienkę znalazł. Dzień przed śmiercią tak do mnie powiedziała „ Słuchaj Kanusia, ja już Elżbietki nie zobaczę, choć bardzo bym chciała. Dasz jej to ode mnie, jak tu przyjedzie. Pod żadnym pozorem masz tej koperty nie otwierać. Jakby się Elżbietka nie odnalazła, wtedy…ale pamiętaj, tyko wtedy, jeśli dom zostanie oddany na skarb państwa i już nie będzie żadnej nadziei na jej odnalezienie, możesz kopertę otworzyć, list który jest w środku spal, bo on nie do ciebie, a resztę możesz sobie zabrać.”

- To babci słowa? – zapytała zdumiona Ela.

- Mniej więcej – znów uśmiechnęła się pokazując dziąsła. – Ale polecę po tą kopertę i po chleb, bo mi jeszcze Andrzej sklep zamknie.
Zostawiła Elę trochę oniemiałą i wyszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz