poniedziałek, 20 grudnia 2010

Dom Elżbiety LXXXIX




Zgodziła się na warunek Piotra i obaj poszli wypisać ją ze szpitala, a ona miała w tym czasie się ubrać i uszykować do wyjścia. Poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Miała bladą i zmęczoną twarz, wokół oczu pojawiły się cienie. Włosy w nieładzie i przyklapnięte.
Westchnęła nad sobą.
Ma trzydzieści pięć lat, nic w życiu nie osiągnęła. Zawsze pakowała się w zły związek, teraz jeszcze ten dom. Miejsce które miało być dla niej ostateczną przystania, jakimś azylem od zła i nieszczęść, stało się następnym wyzwaniem, następnym źle ulokowanym uczuciem. A Piotr? Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa?

Albo ten ksiądz. Niby prowincjonalny niezguła, a jednak błyskotliwy i chwytający w lot sytuację, która każdemu normalnemu człowiekowi wydałaby się jakimś szaleństwem.

- Czy ja to wszystko śnię, czy to się dzieje naprawdę? – zapytała głośno spoglądając na swoje oblicze w lustrze.

Usłyszała, że przez korytarz ktoś przechodzi, szedł w trepach głośno wybijają rytm o posadzkę, gdzieś w pobliżu otwierały się drzwi. Takie niby normalne odgłosy oddziału zaczęły działać jej na nerwy.

Znów spojrzała na siebie. Nie miała przy sobie żadnych kosmetyków, żeby choć trochę zatuszować ten dramatyczny wygląd.

Ktoś cicho zastukał w drzwi łazienki.

- Kto tam? – zapytała

- Elżbieto – usłyszała głos Piotra – Nic ci nie jest? Mam już wypis, możemy jechać.

- Za chwilkę, dobrze, jeszcze nie skończyłam. – Skłamała, bo nadal stała w szpitalnej koszuli – daj mi jeszcze z dziesięć minut.

- OK. Będziemy z Januszem czekali na głównym hollu

- Cudnie. Już za chwilę będę gotowa.

Usłyszała jak Piotr oddala się od drzwi łazienki.
Zaczęła się ubierać, niestety były to rzeczy w których ją tu przywieźli, a za oknem lał deszcz i było chyba chłodno. Ale nie mając innego wyjścia szybko włożyła ubranie. Ręką poprawiła i lekko nastroszyła włosy. Już miała wyjść, gdy znów spojrzała w lustro. Znów dopadły ją wątpliwości…i to, czy to wszystko jest realne, czy tylko to sobie w jakiejś chorej wyobraźni wymyśliła. Teraz niby była trzy dni nieprzytomna, ale, czy możliwe jest, by tamto, przed jej zapaścią było prawdą? Czy prawdą jest, że stoi w szpitalnej łazience, że na korytarzy czeka na nią Piotr wraz z księdzem. Czy babcia? Czy Kanusia? Carlota? Zofia?

- Boże – jęknęła głośno – czy ja wariuję?

Szybkim krokiem podeszła do drzwi i je otworzyła, jakby sprawdzając, czy nie śni i czy to wszystko jest realne. Drzwi ustąpiły z lekkim jękiem. Wyszła i skierowała się w stronę wyjścia z oddziału. W hollu na drewnianej ławce siedział Piotr wraz z księdzem. Uśmiechnęła się do nich blado, jakby rozczarowana, że to niestety jest realne.

4 komentarze:

  1. Wesołych świąt Bożego Narodzenia
    zdrowia, szczęścia i miłości
    w gronie rodziny i przyjaciół
    żeby Jezusek u was zagościł!
    Czyżbyś Iwonko o nas zapomniała.
    Marika

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki Mariko

    Nie zapominam, tylko jak zapewne znasz z autopsji, po prostu czas przedświąteczny jest dla kobiety bardzo napiętym.

    Pozdrawiam i też życzę wszystkiego co najlepsze na Boże Narodzenie i na Nowy Rok.Ech...;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Trupio zielona, ale za to JAKI DUŻY TYŁEK!

    ;-p

    Raczcie przyjąć Wszelkie Stosowne (Hanuka itd.) Życzenia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech Piotr, a Ty jak zawsze tylko popatrzysz na pupę.;p

    A dzięki serdeczne, Jacek miał robić drajdel, ale wiesz, pogoda raczej pod psem.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń