niedziela, 27 lutego 2011

Czarny Czwartek, bo ludzie się nie zmieniają, tylko okoliczności


Byliśmy dziś w kinie, na Czarnym Czwartku, w reżyserii Antoniego Krauzego.

Chciałam iść na ten film z dwóch powodów, pierwszy, że to jeden z tragiczniejszych wydarzeń historii najnowszej. A drugi powód, że miałam wtedy pięć lat i pamiętam tow. Wiesława z telewizora, czasem zamiast dobranocki.
Wtedy wydawał mi się jedynie nieprzyjemnym dziadem o skrzeczącym głosie popijającym z karafki wodę. Pamiętam też, te podwyżki cen żywności i że potem zniknął nagle skrzeczący dziad, a na jego miejsce wszedł energiczny Gierek z hasłem „pomożecie”.

Tyle własnej retrospekcji.

Nie wiedziałam o wydarzeniach w Gdyni, Gdańsku i Elblągu, no bo i skąd?
Małe dziecko i to w samym środku Wielkopolski.

Ojciec co prawda cicho (bo myślał, że śpimy) mówił mamie, że w Gdańsku podpalili budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Tyle.

Dziś wiemy…tyle, że ta wiedza jest dziś inna, to nie najnowsze wydarzenie, a historia, tragiczna, ale historia.

Czy film mi się podobał?

Na pewno przeniósł mnie na chwilę do tamtej rzeczywistości PRL-owskiej, bo jest zrobiony dobrze, bez zbędnych ozdobników i wyolbrzymień.

Pszoniak jako Gomułka idealny, jakbym cofnęła się w czasie, a Fronczewski jako Kliszko…no cóż, ale kto te postacie dziś pamięta?

Nawet Cyrankiewicza, odstającego od tej proletariackiej „elity”?

Ale nie o tym chciałam, a o tej rodzinie Drywa. Przeciętna rodzina, marząca, by żyć normalnie, spłacić mieszkanie, kupić meble, może potem samochód…potem kanapki do pracy i…zaczyna się jej koszmar.

Ile było takich rodzin?

A on do końca martwił się o prezenty pod choinkę dla dzieci. To miało być ich pierwsze Boże Narodzenie w nowym mieszkaniu.

Polecam ten film gorąco, by przypomnieć, że nikomu nie można dać nigdy całkowitego kredytu zaufania. Bestialstwo rodzi się z bezkarności, bo ludzie się nie zmieniają, tylko okoliczności i zawsze są ofiary i kaci.

Może dziś zmienił się tylko „straszak”, choć czy na pewno?

10 komentarzy:

  1. Bardzo ładnie napisałaś, ale mogłaś jeszcze dodać, że Kociołek miał super odjazdową fryzurę. ;-)

    A w Sczecinie też się działo - cztery miasta w sumie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O!

    A Kociołek, no cóż, fakt, miał...i według filmu sprowokował wydarzenia w Gdyni

    OdpowiedzUsuń
  3. My, młokosy z pierwszych klas podstawówek, aż rwaliśmy się do centrum, żeby coś uszczknąć ze skarbów wyrzucanych z płonącego komitetu KW PZPR w Szczecinie, o których opowiadali nam starsi koledzy. Niestety, rodzice kategorycznie zabraniali jakichkolwiek podróży, mówiąc, że tam sa zabici i milicja nadal strzela. Skończyło się na podkradaniu świec dymnych z milicyjnego Żuka-plandekowca, stojącego w obozie koło Stoczni Szczecińskiej, na skrzyżowaniu Rugiańskiej i Lubeckiego, koło naszych bloków. Milicjanci nas wołali, nie wiedząc nic o kradzieży, i dawali nam serki topione, które mieli jako prowiant.

    OdpowiedzUsuń
  4. Waldemarze

    No tak, ja nawet nic o Szczecinie nie wiedziałam...a podziwiam ułańską fantazję maluchów w sumie.

    Serdeczności.

    Ps. Chętnie bym więcej posłuchała, przeczytała o wydarzeniach Szczecińskich.;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A swoją drogą, myślę, że można było o takie dzieci jak Wy drżeć. ja widziałam wczoraj na filmie, jak zakatowano 15-latka za nic.
    To była tylko taka milicyjna gra! Zabawa.

    O matko, straszne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Iwono proszę więcej o samym filmie.

    OdpowiedzUsuń
  7. sam film można obejrzeć. A jest b. dobry.

    Polecam.

    No cóż, nie jestem recenzentem, ale tyle co mogę powiedzieć, to czuję się podmuch tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czarny czwartek nie byłam, nie widziałam, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w kinie, u nas w Oświęcimiu z kina robili galerię, a filmy wyświetlają w Centrum Kultury, a to nie kino.

    OdpowiedzUsuń
  9. a ja byłam w Galerii nad jeziorem w kinie Helios! No cóż, czasy się zmieniają...a fotele w tych kinach wygodniejsze.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Iwona Jarecka

    O tyle to on właśnie sprowokował, że wygłosił słynne przemówienie, pokazywane w telewizjach, także i w Elblągu (bo przecież nie w całej PRL), w którym wezwał do powrotu do pracy.

    No i powrócili (lemingi jedne! i jakoś nikt o tym nie wspomina dlaczego to zrobili), to ich wystrzelano.

    Widziałem to przemówienie na własne oczy w TV. Stąd zresztą pamiętam tę kulową fryzurę Kociołka. Nawet się zastanawiam, czy też sobie nie wychodować czegoś podobnego. Będzie jak znalazł na kolejną rocznicę.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń