sobota, 5 lutego 2011

Dom Elżbiety CIV




Poczuł się bardzo zmęczony, znużony tym wszystkim. Chciał uratować kobietę swojego życia, tak myślał o Eli. Teraz zdał sobie sprawę, że te jego zabiegi, walka…tamta kobieta za jego plecami i ten jej przeraźliwy śmiech? To wszystko zbyt go zmęczyło. On był z natury dość leniwy. Chciał dość łatwo prześlizgnąć się przez okres zwany życiem. Po co mu te niepotrzebne wzruszenia, szarpanina? Mógł łatwo zatonąć w ramionach tej tutaj. Może i była tylko fantazją, czy może raczej złymi myślami, czy raczej samym złem, ale…zawsze była i to bardzo atrakcyjnym zwidem.

Odwrócił się od Roberta leżącego pod ścianą. Jakby przestało go obchodzić, czy potrzebuje pomocy, czy w ogóle żyje. Chciał spojrzeć Carlocie w twarz, chciał…no właśnie, czego chciał najbardziej. Zanim wyszedł z domu, chciał by to Karolina. Jezu! Tak przypomina sobie, chciał by to wszystko się skończyło, a Karolina została jego kobietą. Zobaczył ją w drzwiach i coś w nim zadrgało. Potem ten wzrok z przyganą Janusza…życie powinno być łatwiejsze. Przynajmniej powinno…

- Masz rację – szepnęła Carlota – ten księżulo nie powinien tak nikogo od razu potępiać. – Uśmiechała się tak namiętnie, aż czuł, że cały w środku się sztywnieje, aż do bólu.- są rzeczy dla takich jak on nie dostępne - zasyczała niczym wąż kusiciel. – Ty to wiesz, a ja…- nie dopowiedziała, ale w jej gestach można było doszukać się reszty. – Choć pokażę ci to, czego’ś nigdy nie zaznał.

Już miał ochotę rzucić się w jej ramiona. Tak, to było chyba jego marzenie od początku. Już wtedy, gdy rozciął sobie rękę, ale tylko dlatego, żeby być lojalnym wobec Elżbiety. Wtedy usłyszał jęk Roberta, to powróciło go do realności. Odwrócił się z szybkością błyskawicy i podbiegł do mężczyzny. Ten gramolił się niezdarnie, żeby wstać. Krew na skroni zaczęła zasychać, malując brunatny zaciek na czole.

- Co się stało? – zapytał nieprzytomnie.

- Nic, straciłeś przytomność. Ale mam nadzieję, że nic poza tym. – Stwarzał pozory zainteresowanego losem Roberta, ale tak naprawdę miał to w nosie. Wciąż słyszał szept Carloty.

- Słuchaj – zaczął Robert – ona nie odpuści. - Spojrzał na fosforyzującą postać Carloty. – Myślę, że nic nie przekłamywałeś. Wybacz, że traktowałem to jako przemęczenie. To jest szalone, ale dzieje się niestety na prawdę. A wiem, że musimy wyrwać Elę z jej szponów…- tamta zaśmiała się znów, jakby kpiąc sobie ze słów, które wypowiedział Robert.

- Zamknij się małpo – Głos Roberta był stanowczy – Byłaś taką samą służką, jak moja matka, więc nie wytykaj mi , że jestem synem tejże. Tyle, że ty, ty jesteś jak zły pieniądz, wracający zawsze, robiący zamęt. Zobacz co robisz z Pawlickim, on ci ulega. Ja nie jestem taki, ja wiem, że Elżbieta jest warta sto razy więcej, niż ten twój zwid, bo ty tylko jesteś zwidem, stworzonym przez złość i myśli, może i ja mam w tym udział, bo jestem idiotą.

- Jesteś idiotą – ze śmiechem odparła Carlota – a Ksawery – Piotr, on już wie, że tylko ja mogę dać prawdziwe uniesienia…

- A uczucia? – Robert był bezwzględny.

- Po co komu te uczucia?

- By czuć się człowiekiem. Ty nigdy tego nie zrozumiesz, zły omamie, czarownico!

- Myślisz, że ja jestem czarownicą? Nie. Ja jestem początek i koniec. Jestem pragnieniem, ale i torturą…

- Milcz – Odezwał się nagle Pawlicki – wyraźnie usłyszał jęk kobiety. – Gdzie one są? Powiedz dziwko szatańska! Żadne z nas tak naprawdę cię nie pragnie, chyba, że znów spróbujesz swoich szatańskich sztuczek. Powiedz, czy po tamtej stronie je zamknęłaś?

Zgadnij – zasyczała wściekła – chcesz ją? To musisz przejść przez tamtą wyrwę. Tylko ja nie wiem, co cię może tam po drugiej stronie spotkać. Mistrz znów odzyskał moc, choć ta mała dziwka postarała się, by tak nie było. - Zaśmiała się demonicznie, jakby jej słowa były żartem.


- Mistrz, jak i ty, jesteście tylko tu dlatego, że my tego chcemy.

- Bzdura – była teraz brzydka, zwierzęca, jakby wszystkie cechy ludzkie w niej zanikły – jesteśmy, bo ktoś dał nam ku temu prawo. Dał nam glejt i korzystamy z jej gościnności. Pozwoliła nam tu być.

- Zofia! – jęknął Piotr – To ona pozwoliła wam, wyrażając zgodę, na pobyt Mistrza?

- Jesteś domyślny – głos Carloty, był pomieszaniem szczekania psa, z sykiem węża. – Szukaj wybranki serca. A ty – zwróciła się do Roberta – też chcesz jej szukać? – Myślisz, że zrozumie, że to ty ją kochasz bardziej niż własne życie? Myślisz, że to doceni? Ona kocha tu tego i z nim, chce związać życie, więc twoje zabiegi mogą skończyć się fiaskiem, a ty przecież nie lubisz przegrywać, prawda?

3 komentarze:

  1. Demon stworzony do miłości! A może Myśl, stworzona dla pokusy?

    Pzdrawiam czytelników.;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Iwonko,demon stworzony do miłości, kobieta i mężczyzna......Marika, nie wiem co jeszcze napisać, brak weny

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki, na tym to właśnie polega. Nigdy nie wiadomo, co siedzi w drugim człowieku, prawda?

    Zaraz zabieram się za pisanie następnej części, myślę, że wszyscy już odetchną, gdy napiszę to ostatnie słowo - KONIEC.

    OdpowiedzUsuń