sobota, 2 czerwca 2012

Strachy na Lachy. Spokoju życzę!

Państwo wybaczą, ale mam wrażenie, że niektórzy z was, jawnie gonią w piętkę, wietrząc najazd bolszewickich hord na Wrocław i Warszawę. Obserwuję jak rośnie ilość rosyjskich kibiców wybierających się na Euro. Z trzydziestu, przez pięćdziesiąt, a w porywach sięga stu tysięcy. Można jeszcze dodać tych, którzy już teraz są w Polsce a jest ich sporo.

W zeszłym roku, gdy odwiedzałem królewskie miasto Kraków, językiem obcym jaki najczęściej słyszałem, był rosyjski, a już na Wawelu to przez cyrylicę ciężko się było przedrzeć. I jakoś nikt z gości nie darł mordy ani nie prowokował w sowieckim stylu. W katedrze podziwiali co trzeba, nie rozpychali się w kolejce do wiadomej krypty i w ogóle sprawiali raczej sympatyczne wrażenie. Ktoś powie, że to nie byli kibice, że kibice są zupełnie inni. Przepraszam bardzo, ale ja też jestem kibicem a na Wawel się wybrałem.

Dziwne, ale spora część naszej opinii publicznej przyjęła za swój obraz kibica forowany przez nasze media.

Tak naprawdę, specjalnie przyjedzie na Euro kilkanaście tysięcy Rosjan, z czego na pewno, jak to bywa w każdej większej grupie ludzi, kilkuset idiotów. Tamtejsi kibice nie są jakoś przesadnie mobilni w obsadzaniu imprez wyjazdowych i nie są też znani z wywoływania burd w krajach, które odwiedzają. Piszę oczywiście o kibicach, nie armii czerwonej czy jej spadkobiercach.

Pierwszą bramką zaporową jest w tym wypadku kwestia finansowa, ponieważ taki wyjazd sporo kosztuje, a drugą specyficzny kompleks wobec państw i społeczeństw „zachodu” skłaniający, by prezentować się na wyjazdach lepiej niż na własnym podwórku, nawet ponad stan godnie.

Na przykład, jeśli gość schla się w ogródku piwnym na krakowskim rynku i wrzeszcząc raczy się wysikać tam gdzie ucztuje, miejscowi nieprzypadkowo wietrzą w nim Anglika, nie Rosjanina.

A to, że jakiś tamtejszy oszołom wzywa w internecie do przemarszu w koszulkach z sierpem i młotem, pod czerwonymi sztandarami, ma akurat taką moc sprawczą jak, odwracając sytuację, gdyby ktoś w rodzaju Starucha wezwał polskich kibiców przed meczem w Moskwie by maszerowali na Łużniki z przypiętymi do ramion husarskimi skrzydłami.

W podgrzewaniu atmosfery dziwaczną rolę odgrywa nasz rząd, ale w kwestii rozumienia spraw związanych z szeroko pojętym ruchem kibicowskim nie powinno to dziwić. Idea przewodnia jest zapewne taka, że jeśli dojdzie do jakichś zamieszek czy nawet poważniejszych incydentów, można będzie tym grac w polityce wewnętrznej, a jeśli nie, ogłosi się sukces rządu, który dzięki swojemu spokojowi, profesjonalizmowi… Nie kończę, bo chyba już wszyscy znacie tę formułkę w całości. Tak czy tak, rządzący zdadzą, przynajmniej sami przed sobą, egzamin.

No chyba, że tradycyjnie zawalą w kwestii liczebności dostępnych toalet, albo po pierwszych meczach padną te nieszczęsne murawy. Zresztą takie ME to szpas i bujda.

W Polsce odbędzie się, przypominam, tylko piętnaście spotkań piłkarskich i naprawdę nie sądzę, że zbliża się czas apokalipsy. Spokoju życzę!

2 komentarze: