wtorek, 3 lutego 2015

"wSieci" - Grają, jak Cajmer o północy

Dzień się wydłuża, wiosna zbliża, ale ludzie ponurzy i jeden na drugiego łypie okiem niczym jakiś... Cajmer po północy. To jest powiedzonko z lat pięćdziesiątych: „zagrał, jak Cajmer po północy” Lubię je, od czasu, gdy dobre dwadzieścia lat temu, podczas gry w brydża, użyła go moja teściowa, widząc, że zegar wskazuje dwudziestą czwartą dziesięć. I zgodnie z ironicznym znaczeniem, którego nie znała, faktycznie wpadła bez pięciu.

Skąd mnie dzisiaj przyszedł do głowy Cajmer, nie mam pojęcia. Chciałem napisać o wygłupach dziennikarzy, przez niektórych, zwanych z przyzwyczajenia „naszymi” aż tu nagle ten Cajmer. I od razu siedzę na mieliźnie, inaczej mówiąc, na d...e.

Poszedłem sprawdzić na zasadzie, że jak w głowie pusto, można zajrzeć do Wikipedii. Już sam ten pomysł zbliża mnie nieco do tematu dziennikarstwa, w sensie poszukiwania źródeł wiedzy. Czytam, że Cajmer to był muzyk pochodzenia żydowskiego, studiował w Wiedniu, grał w kawiarniach, z armią czerwoną przywędrował i w końcu, pod wodzą Szpilmana prowadził Orkiestrę Taneczną Polskiego Radia i w 1957 – niespodziewanie - jak zabawnie piszą w Wiki – wyemigrował.
Życiorys, jak życiorys, ale nadal nie zbliża mnie do naszych dziennikarzy kochanych.  Ha, jednak docieram do informacji, że dla Wytwórni Mieczysława Fogga „Fogg record”, która działała w latach 1945-1951, a okazuje się, że dzięki prawnukowi artysty działa i dzisiaj, nagrywał pod pseudonimem Jan Rem.

Z tego pseudonimu korzystał później  znany i popularny dziennikarz Jerzy Urban. I w ten sposób dotarliśmy po wielu perypetiach do zasadniczego tekstu, który wyposażony w świeżo nabytą wiedzę, mogę śmiało zatytułować „wSieci” – Grają, jak Cajmer po północy”

Repertuar wytwórni Fogga był nastawiony na publikę przedwojenną. Mamy i czerwone maki, wierzby płaczące, miłość nad Nilem i dymki z papierosa. Walce, panie i panowie, a nawet Monolog Konrada z Dziadów. Po repertuarze widać, że gdyby Fogg miał wówczas odpowiednie „moce przerobowe” i to coś twardego, z czego robiło się wówczas płyty, zostałby grubym miliarderem a jego potomek wykupiłby te nieszczęsne Polskie Nagrania, nie żaden głupi Warner.

- No dobra, facet miał koncesje, zarabiał i gwiazdorzył, podczas, gdy innym strzelano w potylice – oburzy się zaraz niezawodnie jakiś wzmożony patriotycznie dobrodziej, na co nic mu nie odpowiem, bo inaczej nie przejdę do zasadniczego tematu tego tekstu.

Panowie dziennikarze zbudowali swój projekt medialny na podobnych zasadach, jak ten starodawny projekt muzyczno - wydawniczy. Tu, prawda, płynie szerokim nurtem rzeka kłamstwa, obłudy i propagandy, a tu – nieco z boku – nasze żwawe strumienie prawdy, gdzie i ptaszek ćwierka i można się napić wprost ze źródła (po opłaceniu abonamentu – żeby nie było!) Publiczność zapewniona, pióra - prawda – świetnie naostrzone, facjaty przyjemne. Nic, tylko liczyć forsę i cieszyć się rosnącym prestiżem.

A tu figa z makiem. Zamiast wartkich strumieni, coś płynącego w odwrotnym kierunku, ale zasilanego wodą z głównej, cuchnącej trupem rzeki . Napić się z tego nie idzie, bo flaki rozrywa.

Wszystko wtórne, bo powstałe z reakcji oraz pragnienia dorównania zwalczanemu na łamach wrogowi. Szata graficzna, działy tematyczne – zupełnie, jakby taki Newsweek zjadł kamień filozoficzny na śniadanie. My o winie, oni o piwie, oni o samochodach hybrydowych, my o hybrydach samochodu i paralotni, ci o filmie „Ida” my dla odmiany o filmie „Ida”, oni na okładce dają Palikota w trumnie, nas brzydzą asocjacje funeralne i dajemy faceta z trzema cyckami. I tak to się kręci. Oni mają Czuchnowskiego, my anty Czuchnowskiego. My kręcimy karuzelą „Wpolityce” głupi Lis ma swoją „parówkę” Licytacja trwa, a publika ziewa. Nakład spada, to trzeba podkręcić emocje! A może złagodzić ton i trafić do centrowego ( to ci dopiero!) czytelnika? I tak źle i tak niedobrze. Migrena i księżyc nad Warszawą.

Wytwórnia Fogga, co widać po repertuarze, ciśnięta przez UB i cenzurę, z biegiem lat upadała w ludowość i akordeony grały aż huczało. Was ciśnie spadek zysków, ale reakcja jest podobna. Coraz prościej, łatwiej, z większym przytupem! A efektów nie ma. Co z tego, że Newsweek czy Polityka są jeszcze żałośniejsze? Nawet nie mam zamiaru tego porównywać. Czy w Polsce nie ma miejsca na interesujący, w miarę obiektywny tygodnik traktujący o polityce, także międzynarodowej z aspiracjami wyższymi niż czytadło na podróż koleją czy autobusem?


To są pytania retoryczne, na które nie oczekuję odpowiedzi. Nie macie Fogga, ale czy koniecznie musicie grać, jak ten przysłowiowy „Cajmer po północy”? I uważajcie, by się wam nie zalągł w redakcji, jakiś całkiem nowy i „nasz” Rem – niekoniecznie Jan.

1 komentarz:

  1. Jak się zrobi dłuższą przerwę w blogaskowaniu, to się potem tak ma. Żadnych komętów, nikt nie przyłazi.

    Też to znam, choć przerwałem kiedyś na krócej i bez obiektywnego powodu.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń