piątek, 1 września 2017

Futbol piramidą. Także finansową

Piłka nożna jest sportem, miliardowym biznesem, ale też machiną propagandową. Niestety, ale to, co w wydaniu popularnym przedstawiane jest za sukces, w rzeczywistości zwiastuje nadchodzący kryzys. Już teraz, niekontrolowany dopływ pieniądza i amok właścicieli najbogatszych klubów, wychodzi daleko poza granice sensownego biznesu.

Popatrzcie na to, wręcz histeryczne, gromadzenie piłkarzy, kreowanie juniorów na światowe gwiazdy. Te wszystkie galaktyczne, kosmiczne, historyczne… No, przecież brednia! Wielcy trenerzy, którzy zamiast szkolić piłkarzy, opowiadają w mediach, że bez transferów za pół miliarda, nie są w stanie osiągnąć sukcesu. Gówniarze, którzy po jednym udanym sezonie plują na klub, który dał im szansę zaistnienia. Ligi, w których poważna rozgrywka toczy się pomiędzy dwiema, trzema zespołami, podczas gdy reszta stanowi coraz śmieszniejsze w swej bezradności tło.

Twierdzę, że obecny kształt piłkarskiego Olimpu, w żadnym z przywołanych na wstępie aspektów, nie ma waloru pozytywnego. Codzienna ligowa i pucharowa - do szczebla ćwierćfinału LM - rywalizacja, z co sezon słabszymi rywalami, nie może w żaden sposób zostać uznana za sprzyjającą rozwojowi graczy. Eufemizm „finansowe fair play” przetłumaczony prawidłowo, to zakaz wydawania więcej, niż się zarabia. Taki to biznes. Aspekt propagandowy, to nie chwała poszczególnych klubów, ale to, co politycy mogą ugrać na istnieniu w ich państwach piłkarskich molochów. Dla takich korzyści, kryje się finansowe machinacje, umarza długi, tworzy cuda fiskalne, by przedstawienie mogło trwać.

Od lat najbogatsze (najwięcej wydające, najbardziej rozwielmożnione) kluby rozpowiadają, że czas stworzyć prawdziwą ligę, gdzie ku zachwytowi publiczności, będą mogły grać między sobą, nie potykając się o pętających się im pod nogami maluczkich. Takie, rozumiecie, piłkarskie NBA, tylko broń Boże, bez draftu. Taki ruch, choć wydaje się konsekwentnym ruchem ku zagładzie futbolu, jaki znamy, jest oczywiście tylko bajaniem, ponieważ takie rozgrywki nie byłyby w stanie zgromadzić budżetu, choćby na miarę Premiership.

Weźmy, szalenie topowy ostatnio klub, jakim jest PSG. Identyfikacja z jego sukcesami, we Francji jest żadna, no chyba, że za taką weźmiemy otaczającą go, delikatnie rzecz ujmując, powszechną niechęć. Nawiasem pisząc, jego główny rywal z księstwa Monaco, też nie jest zbyt popularny, o czym łatwo przekonać się, oglądając skróty meczów tamtejszej ekstraklasy. W tym sezonie, proces alienacji PSG będzie się tylko pogłębiał. Doczekamy się, mili moi, że słabiacy zaczną wystawiać na mecze z gigantami swoje rezerwy, bo prawdę pisząc, po co kopać się z koniem?

I teraz spójrzcie na takie hipotetyczne rozgrywki, gdzie będą grali sami wielcy. Nie wszyscy. Ups. Bez klubów z, Premiership, bo tamtejsi kibice daliby im bobu, gdyby zostali bez swojej najlepszej w Kosmosie ligi. No i bez Niemców, bo ci żartów nie znają. Tego się nie bójcie, to tylko gadanie, by wymóc na FIFA/UEFA rozmaite drobne ustępstwa.


Tak, wszystko zmierza ku ścianie. Rozpędzone piłkarskie stajnie ze swoimi galaktycznymi gwiazdami, absurdalnie rozwleczone, inflacyjne rozgrywki pucharowe, rozdęte, oszukańcze budżety, ta cała magia, która staje się nudna, gdy w końcu pieprznie w ścianę, nie będzie, czego zbierać. 

Wśród najdziwniejszych, najbardziej zabobonnych teorii ekonomicznych dwudziestego wieku, można znaleźć „teorię nieograniczonego rozwoju” ukutą w latach trzydziestych przez niejakiego Lawsona. Na szczęście, nie wiecie, o co chodzi i wiedzieć nie musicie. Wystawcie sobie, że to zapomniane dziwactwo, znalazło swoich nieświadomych czcicieli wśród działaczy i właścicieli klubów piłkarskich. 

Upraszczając: Współczesne piłka nożna jest po prostu wielką, kolorową, zachwalaną przez medialnych naganiaczy piramidą finansową. I rypnie. A huk będzie straszny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz