sobota, 21 grudnia 2019

Sprawy za proste



Próżno deklamować Herberta, jeśliś sam wnuczkiem dziecka Aurory. Nie dla ciebie potęga smaku, skoro wielbisz potęgę hordy, z jej bezwzględnym przyzwoleniem na przemoc wobec podbitego niegdyś ludu. Trucizna, którą mu podawałeś przez dziesięciolecia osłabiła go, wykrzywiła nie do poznania, ale nie zabiła. Wielu nazywa ją lekarstwem, tak jak lekarstwem był bicz, czy strzał w potylicę. Leczyła z pamięci, z dziedzictwa, z wrażliwości na krzywdę ludzką, dając w zamian łatwość uproszczeń, wyparcia, pazerność i pełną pychy świadomość obiegowej, aktualnie pożądanej mądrości.

Zacząłem za wysoko i zaraz się dowiem, że znowu nikt nie rozumie, o co mi chodzi, a to są rzeczy proste, choć nadal wiele wysiłku idzie w zacieranie śladów. Większość wie, jak kupiono po wojnie część polskich elit, z jakim zapałem zniszczono resztę, razem z niepotrzebną nowej władzy wiedzą, by potem wielokrotnie aktami specjalnej łaski przywracać i znowu rzucać w niebyt. Falami, albo punktowo po nazwisku, a wszystko po to, aby zachować przemocą nabyte prawo do przewodzenia narodowi. Podległość i szanowanie roszczeń tych dzikich, ledwie ociosanych, w rzeczy samej, ludzi, nazwano ładem społecznym.

Jest to ład fałszywy do samego gruntu, aż do najprostszych odruchów, ale nie zanosi się wcale, by został zmieniony, czy choćby znacząco skorygowany, ponieważ polityka jest obecnie tylko emanacją zjawisk społecznie głębszych. Wszystko jest doraźne, chwiejne, bo bez oparcia w moralności, szczerze przeżywanej religii, czy w choćby w praktycznych zasadach wywiedzionych z filozofii, która nie jest jak się sądzi obecnie, zbiorem nikomu niepotrzebnych nudziarstw. Jakby tego było mało, powoli, z dnia na dzień pozbywamy się języka, w którym moglibyśmy opisać, zapytać, czy odpowiedzieć.

Nie naprawimy Polski werbalnymi deklaracjami o własnym patriotyzmie, czy europejskiej nowoczesności. Nie podniesiemy nauki, ochrony zdrowia, armii ani sprawiedliwości ględzeniem o ich naprawie, ponieważ to co złe już się stało. Kto niby ma to zrobić, skoro większość ludzi, którzy mają choćby zbliżone do pożądanych umiejętności, sama wymaga naprawy? Sił starcza im co najwyżej na chronienie własnych przywilejów. Mam wierzyć w moc sprawczą ich dzieci czy wychowanków? Jaka może być odnowa w kraju, gdzie najsłuszniejszy nawet postulat rozmywa się zaraz w bylejakości?

Jestem człowiekiem pospolitym i nie mam rady, jak zmienić, ruszyć z posad bryłę tego czegoś, co bynajmniej nie jest kamieniem. To znaczy mam, ale się z Wami nie podzielę, ponieważ jakoś mi nie spieszno na salę rozpraw. Zauważę tylko, że gdyby ktoś przemógł niechęć do historii i zaczął zgłębiać dzieje, choćby starożytnego Rzymu, ma szansę zauważyć, jak wiele opisów zawrotnych karier politycznych i finansowych kończy się skromną uwagą, że na koniec zwłoki delikwenta wrzucono do Tybru. U nas nie ma Tybru, tylko kobieca Wisła, a my tak sobie chodzimy po świecie, choć już sami nie bardzo wiemy dokąd zmierzamy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz