środa, 17 lutego 2010

Politycy czy konferansjerzy?

Politycy zajmują się głownie innymi politykami. Jeden coś chlapnie a już stu otwiera gęby i zawraca mi głowę tym co sądzą o tej wypowiedzi. Wysyłają do siebie jakieś listy i pozwy. Masowo występują we wszystkich możliwych telewizjach i mówią tam oczywiście o innych politykach. Wszystko jest doskonale przewidywalne i przeraźliwie nudne niczym w jakiejś telenoweli.

Można uważać na przykład skoki narciarskie za nudną konkurencję sportową, ale taki Małysz musi w końcu skoczyć. Zmierzą mu odległość, dodadzą punkty za styl i efektem jest jakiś wynik końcowy. Kto by zdzierżył widowisko polegające na niekończącym się ględzeniu skoczków i ich wzajemnych pretensjach. Najcierpliwszego kibica szlag by trafił. Śnieg jest, skocznia jest to skaczcie do cholery!

A ci nic, tylko w kółko zapowiadają co zrobią prawie zaraz ( rząd ) albo czego rząd nie zrobił dotychczas i nie zrobi ( opozycja )
To czemu jeden z drugim nie wyuczył się na konferansjera tylko bierze się za rządzenie?

Są dwa wytłumaczenia takiej sytuacji. Albo nie ma już czym rządzić i nasza suwerenność jest suwerennością jednego z europejskich województw i nikt nie ma już do rządzenia ani głowy ani zapału i tylko pilnuje swojego słoju z miodem, albo wszystkie te konflikty i cała ta wojna polityczna to przedstawienie dla naiwnych. To żadna nowość, ale proszę zwrócić uwagę na fakt, że cichutko zmierzamy w kierunku systemu dwupartyjnego z grupką nic nie znaczących pozaparlamentarnych partyjek, którym łzy obetrze dotacja z budżetu na tak zwaną działalność.

Mnie zaczyna odrzucać, mierzić nasze polityczne towarzystwo gdy widzę i czytam ile energii wkłada w sprawy czwartorzędne. Armia? Gospodarka? Zadłużenie? Można się pytać ale odpowiedzi będą zawsze takie same. Od PO usłyszymy, że jest czarownie i kwitnąco, a jakieś tam drobne niedociągnięcia to wynik szkodliwych dla Polski poprzednich rządów. Co usłyszymy od opozycji, niech sobie każdy sam dopisze.
Ciekawa jest afera hazardowa i może komuś mniej domyślnemu otworzy jasne oczęta, ale to przecież tylko ornamencik, odpięty guziczek u bluzeczki.

Tymczasem Polska stała się militarnym i dyplomatycznym słabeuszem, już nie tylko w skali globalnej ale także biorąc pod uwagę najbliższe europejskie sąsiedztwo. Patrząc na premiera pozującego na tle słynnej, zielonej w oceanie czerwieni, mapy Polski, tym bardziej to razi. Sukces? Dobrze, niech będzie i sukces – tym lepiej, że sukces, bo nikt przytomny nie życzy własnemu krajowi klęsk, ale co to za sukces, skoro wyzuta z jakichkolwiek sukcesów Białoruś z nonszalanckim uśmieszkiem pluje nam do talerza? A my, że hę? Że o co niby chodzi?

Ale wiecie co jest najgorsze? Najgorsze jest to, że dajemy wodzić się za nos ludziom tak marnym. Gdy ich atakujemy, oni mają to od dawna wliczone w koszta. W najlepszym przypadku zbyt dociekliwy wyborca wypada z grupy docelowej do której adresowana jest ta cała łomotanina, zgodnie z komuszą zasadą o jednostce, która jest niczym, a Partia wszystkim. Czy naprawdę tylko na to nas stać, nieodwołalnie „na taki wybór nas skazano”?
Najwyraźniej tak.

2 komentarze:

  1. Żałosny rząd to i sukcesik pożałowania godny.

    Ale liczyłem na więcej zjadliwego humoru

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie ten Łojek?

    (Poza tym, że na Twoim brzuchu oczywiście.)

    A tak w ogóle to słabo się z tym akurat Twoim dziełem zgadzam.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń