czwartek, 25 lutego 2010

Dom Elżbiety XXX- nowa opowieść (Iwona)

Gdy dojechali, zobaczyli, że na ławeczce przed szpitalem siedzi Kanusia, jakby w oczekiwaniu na nich. Gdy ich zobaczyła, jakby już nie mogła się doczekać, kiedy wysiądą z samochodu, więc wstała i zaczęła iść w ich stronę.

- Dzień dobry – Z uśmiechem powiedziała Ela wysiadając z samochodu – jak się pani czuje?

- Dobry…całkiem dobrze, ale chodźcie tu na ławkę – zwróciła się do Eli i Piotra, który właśnie zamykał samochód.

- Jasne – głos Piotra, był wesoły, nawet rozbawiony. – Widzę Kanusiu, że jesteś w formie. Uwielbiam gdy tak nas rozstawiałaś w dzieciństwie.

Kanusia spojrzała na niego poważnie.

- Tu się nie ma z czego cieszyć. A taką mam naturę – tu spojrzała jakby cieplej w stronę Elżbiety. – Muszę wam coś opowiedzieć. Jeżeli to tak daleko zaszło…- tu zamyśliła się, jakby wspominając coś – nie rozumiem, jak ten pamiętnik mógł zostać nie odnaleziony przeze mnie i panią Leokadię.

- Był w kredensie na strychu – poinformowała Ela, jakby chcąc jej wytłumaczyć, czemu go nie znalazła.

- No tak, graciarni – spojrzała na Elę – twoja babcia nie lubiła. W ogóle strychu. Mówiła, że w końcu trzeba tam zrobić porządek, ale się jakoś nigdy nie złożyło, byśmy tam czego szukały. A szkoda jak widzę. Trzeba było te graty dawno porąbać.

- Oj Kanusiu – powiedział Piotr, jego glos zdradzał lekkie rozczarowanie – lepiej chyba poznać ją, znaczy tą Mioducką. Nikt nie jest tylko zły, uwierz. My z Elą to odkryliśmy, czytają te jej wspomnienia.

- Usiądźcie – powiedziała, bo doszli do tamtej ławeczki. Oboje posłusznie usiedli – Mówicie, że nie jest tak całkiem zła, tak?

- Tak – odparli równocześnie.

- Elżbiecie się nie dziwię, ale – tu spojrzała na Piotra – tobie tak. No, ale niech wam będzie. Chcecie wiedzieć wszystko, tak?

- Było by cudnie – powiedziała Ela – zwłaszcza, że podobno bardzo ją przypominam.

- Bzdury – głos Kanusi stał się twardy, nawet nieprzyjemny.- Widziałam ten jej portret, to był portret diablicy. Te jej oczy! Tak zimnego spojrzenia i uśmiechu się nie zapomina. Ona nie miała w sobie żadnych ludzkich uczuć, wierzcie mi.

- Nie przesadzasz? – Zaoponował Piotr.

- Nie, a mam ku temu powody by tak mówić. Znam jej historię, znałyśmy ją obie z panią Karską. Dlatego chciałyśmy zniszczyć wszystko, co było z nią związane.

- Z tego co my się dowiedzieliśmy i to wprost od niej – Piotr patrzył jak na to reaguje Kanusia, która była zdenerwowana. – To, to, że ten jej mąż Gerard, traktował ją jak niewolnicę i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Zwłaszcza, że to była jeszcze nastolatka, nami to wstrząsnęło, prawda Elżbieto? – zwrócił się w stronę Eli.

Elżbieta kiwnęła potakująco. Wpatrywała się w Kanusię, która jakby się nad czymś zastanawiała, może rozstrzygała za i przeciw, o czymś co miała im powiedzieć.

- Tak, zdeprawował ją Gerard, macie rację – zaczęła i westchnęła ciężko – tylko, że to ją nie tłumaczy z tego, co zrobiła…hm. Najlepiej zacznę od początku, dobrze?

Kiwnęli głowami, wpatrując się w Kanusię.

- Nie mam za wiele czasu, bo o czwartej zapowiedział się Robert – tu spojrzała na Elę – mój drugi syn – dodała.

-Ok.!

- No więc tak, rzeczywiście wydano ją za tego Mioduckiego, który zaszantażował jej ojca, z powodu długów. To prawda, że poniewierał nią i bił. Z tych jej francuskich czasów wiem nie wiele. Tyle, co z listów od niej do ojca. Czy pisała prawdę? Bardzo możliwe, że tak.

- A pisała, ze pastwił się nad nią fizycznie, seksualnie i psychicznie? – Zadał pytanie Piotr.

- Tak – Kanusia znów westchnęła – ja wiem, że to was wzruszyło. Fakt, została sprzedana jak worek kartofli. To dlatego jej ojciec zmarł ze zgryzoty, nie mógł sobie tego wybaczyć. Potem… ale zaraz, bo to bardzo ważne, ta jej pokojówka, podobno uratowała ją od śmierci.

- Tego jeszcze nie czytaliśmy – powiedziała Elżbieta.

- Byli w Hiszpanii, wtedy, gdy ona była w ciąży. To wtedy uratowała małą Katalonkę, którą podobno chciano utopić.

- Czemu?

- Podobno była czarownicą.

- Jak Zofii udało się ją uratować? Co na to Mioducki?

- Mioducki cieszył się, że będzie mieć potomka, Zofia stała się dla niego bardzo cenna, więc niczego jej nie potrafił odmówić w tym czasie. Zwłaszcza, że ta Hiszpanka, była podobno przepiękna, a Zofii w tym czasie nawet nie tknął.

- Sugerujesz, że chciał sobie zrobić z niej kochankę? – zapytała Elżbieta.

- Nie tylko sugeruje, ale wiem. – Nagle Kanusia przerwała patrząc w stronę parkingu.

- Coś się stało? – Zapytał Piotr.

- Nie, nic, tylko widzę, że Robert przyjechał wcześniej. Myślałam, że wam opowiem wszystko. Ale mnie starej jakoś nie sporo o pewnych rzeczach gadać. Za nim mój Robciu tu przyjdzie, ostrzegam was dzieci…nie ufajcie jej, jeśli już musicie to czytać, proszę was, nie ufajcie jej!

- Komu mamuś mają nie ufać? Mi? – Mężczyzna który do nich podszedł, był podobny do Andrzeja, ale młodszy i jakby szczuplejszy. – Cześć Piotrek – zwrócił się do Pawlickiego – A pani nie znam – uśmiechnął się ujmująco.

- To wnuczka pani Karskiej – za Elżbietę odpowiedziała Kanusia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz