poniedziałek, 24 stycznia 2011

48 lat. Moja wielka piłkarska tajemnica!

Z okazji 48 urodzin planowałem napisać śmieszną do łez, wzruszająca do łez i przy okazji bardzo smutną notkę. Żeby nie uchodzić za netowego ekshibicjonistę miała dotyczyć moich pierwszych 10 lat życia.

Lat szczenięcych, że się tak wyrażę.

Chodząc po wyziębionej hali dawnej odlewni żeliwa obmyślałem kolejne akapity. Miało być o pierwszych zapamiętanych przebłyskach świadomości, o kolegach i wrogach z podwórka, szkole i przyjaciołach. Miało być o naprawdę najpierwszej miłości, zabawach na podwórku, pierwszym obejrzanym w kinie filmie.
Miało być nawet o tym jak dostałem w nocha od klasowego grubasa Leszka R,a także o tym jak z "Filmu" i "Magazynu Filmowego" wycinałem fotki niekompletnie ubranych a nawet całkiem nagich aktorek i gdzie te wycinki chowałem.

O Gomułce w czarno białym telewizorze i o stu sprawach jeszcze.
Niestety tak mi się to wszystko rozrosło, że w żaden sposób nie da rady zmieścić tego w tekście.

Dobra, ale skoro przez dwie godziny intensywnie myślałem, głupio by było odejść zupełnie z niczym. Doszedłem do tematu: "Sport i piłka nożna"

I padłem na kolana przed wielką tajemnicą! Oto z mojego życia, życia, które w jakiś tam sensowny sposób potrafię odtworzyć przynajmniej jeśli chodzi o fascynacje, lektury, seks i inne poboczne zainteresowania, nagle zginęło kilka miesięcy.

Przenieśmy się do sławnego i dzięki naszym dziennikarzom, przenudnego dnia 17 października 1973 roku. Tak, gramy właśnie na Wembley z Anglią!
Gra całkiem nowy czarno – biały „Neptun”
W naszym konińskim mieszkaniu zebrało się kilkunastu „kiboli” Dziadek, Ojciec z zagipsowaną do kolana, złamaną nogą, ojca znajomi, jakieś ich rodziny. Jak na 35 metrowe mieszkanie w bloku przerażający gwar i wielkie zgrzytanie zębów, popijanie alkoholi und dzikie okrzyki!

( Na boku. Najwyraźniej ktoś z wówczas obecnych został przeze mnie niechcąco wywołany bo za moimi plecami zaczęły spadać książki z półki – Robię chwilę przerwy. Panie! Świeć nad Ich Duszami! Niech odpoczywają w pokoju wiecznym! Amen )

Nie wiem teraz czy mam pisać dalej czy nie? Rozumiem, że ktoś chciał się wtrącić wiedząc, że takie wyczyny mnie nie przestraszą. Niesamowite!
I to mnie ateuszowi i sceptykowi na urodziny! Mogę tylko napisać, że Dziękuję! Bardzo dziękuję!

Uff. Wracamy do października 1973 by w „krótkich abcugach” dojść do „największej tajemnicy”

Tuzin, w większości bliskich mi osób gryzie palce i przeżywa niezwykłe wprost emocje. Tylko dziesięcioletni Jarecczak nie mając bladego pojęcia o futbolu, z racji swej starodawnej wojenno - rycerskiej, naiwnej miłości kibicuje Anglikom!

Jak ja musiałem wszystkich wkurzać, że wspomnę o tak przykrym wyczynie jak płacz po zakończeniu meczu?

Nie grałem, nie kibicowałem i zupełnie się nie znałem na piłce. To był pierwszy mecz jaki obejrzałem w moim niespełna dziesięcioletnim życiu..

Powstaje pytanie, kiedy zostałem zaciętym kibicem? Przecież nie w listopadzie, ani też zimą z 1973 na 1974?

Nie pamiętam! Mam lukę, a we wspomnieniach doskonale i dokładnie widzę się w maju 1974 jako chłopaczek, który wstaje godzinę przed szkołą i pędzi do kiosku z trzema zylami w garści po "Piłkę nożną"

Jako Wielkopolanin pamiętam nawet, że 15 zyli kosztował kolorowy i bajerancki plakat z naszą Reprezentacją Narodową.

I ten łup powiesiłem na słomiance!

Przed Mistrzostwami mam już w chacie książki o futbolu a największym moim marzeniem jest piłka do nogi. Kupują mi piłkę! Nie umiem za bardzo to najpierw przez tydzień kopię ja po domu, odbijam o tapczan i takie różne.

Pamiętam też siebie jak 13 czerwca z ogromna pasją oglądam w TV mecz inauguracyjny. Brazylia gra z Jugolami na 0-0, podczas gdy Mama pakuje walizy bo jedziemy na wczasy do Muszyny.

Na miejscu pierwszą moją myślą w domu wczasowym ( mieszkamy na kwaterze prywatnej ale stołujemy się w DW ) jest wypożyczenie piłki. Nie mają do "nogi" to biorę skórzaną do siatkówki. Tak, tak… do siatkówki były skórzane w pasy i tym się tylko różniły od nożnych, że były nieco lżejsze.

Chodzę z tą piłką wszędzie i kopię po kamienistych dróżkach podczas wycieczek, na górskich łąkach. Zamęczam Mamę opalającą się na leżaku by mi ją rzucała, bym mógł bronić niezwykłymi bramkarskimi paradami w imaginacyjnej rozgrywce z Popradem za plecami. Poprad patrzył na mnie osłupiałą wodą.

Jestem Enwer Marić! Sep Maier! Dino Zoff I oczywiście Jan Tomaszewski. Ba, jakby na przekór chwilami utożsamiam się z naszym rezerwowym bramkarzem Andrzejem Fischerem!

Przed meczami Naszych, porzucam przyjemności związane z górami. Porzucam rzekę, łąki, góry, lasy itp. tylko po to by dwie godziny przed meczem siedząc bezczelnie na wprost telewizora snującego letni komuszy program, wysiadywać młodociane jajka po to by móc oglądać, oglądać z najlepszego miejsca na ekranie Rubina mecz.

Zobaczcie jaką miałem rację, bo od tamtej pory nikt nie widział naszej reprezentacji tak grającej a Beskidy jak stały tak stoją!

Ale to nie jest tekst o piłce i nigdy bym go nie napisał, gdybym wiedział co sprawiło, że ni z tego ni z owego stałem się zawziętym kibicem i zwolennikiem ganiania całymi dniami za piłką.

Jakim cudem z obojętnego, wrogiego, z antykibica przecież, stałem się piłkarskim maniakiem?

Nie poszedłem za sukcesem, bo mecz na Wembley miałem wszak za klęskę. W okresie przygotowawczym nasi niespecjalnie brylowali. Nie zdarzyło się nic, co tak radykalnie mogło mnie, dziesięcioletniego chłopca, przestawić na inne tory, popchnąć w kierunku zawziętej miłości do sportu.

Myślałem nad tym długo i nie znalazłem żadnego punktu zaczepienia. Jedno jest pewne.

Kibice mają lepiej!

Od tego magicznego momentu łatwiej jest mi zwalczyć niepamięć. Spójrzcie wraz ze mną w głąb czasu.

Oto lipiec 1975. Wracam żelaznym mostem ze Starego Konina do domu. Przeglądam kupioną na Placu Zamkowym płachtę „Piłki Nożnej” Słońce prześwietla zaczernione tekstami kartki, w związku z czym zatrzymuje się w cieniu co drugiego drzewa. Czytam a potem idąc kombinuję i zapamiętuję. Tak, Polska pokonała na wyjeździe, w meczu jak najbardziej towarzyskim reprezentację Kanady 8 – 1.

Jak zajdę do domu wszystko dokładnie zapiszę w swoim zeszycie, gdzie statystyki oraz interesujące uwagi. W kieszeni tanich, polskich „dżinsów” siedzą dwa rybaki i papierek przeznaczony na wykupienie piłki od rymarza.

Znaczy się... zagramy po południu mecz!

13 komentarzy:

  1. Piękny wpis urodzinowy :) Też się od dziecka pasjonuję piłką nożną, ale ja już się na sukcesy naszej reprezentacji nie załapałam. Pierwsze, co pamiętam, to kibicowanie Holandii z Gullitem i Argentynie z Maradoną. Do dziś mi tak zostało - nie lubię oglądać polskiej piłki. To chyba jedyna dziedzina w moim życiu nieskażona patriotyzmem :)
    Jacku, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

    OdpowiedzUsuń
  2. Stówki w zdrowiu życzę!

    Na piłce się nie znam.


    Choć z dzieciństwa pamiętam mecz Polska - ktośtam 7:2
    Lato było piękne tego roku a cała męska część wsi, znaczna damskiej i częściowo dziecięcej ryczała z radości. I godności....

    OdpowiedzUsuń
  3. kochana Dorciu!
    Jedyny mecz jaki mi się kojarzy to z Izraelem w latach 60. Było 7-2 :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nicponiu. dzielny! Dzisiaj miałem w firmie powtórkę z rozrywki. Już sam nie wiem, co my śleć. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Laenio, ale jak tu nie oglądać naszej piłeczki? Może fakt, że widziałem na żywo Deynę tak na mnie wpłynął?
    Przesyłam wyrazy uwielbienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądam mecze Lecha w LE, ale to wszystko. Jednak poziom polskiej piłki jest niski, czasem aż przykro patrzeć. Choć pamiętam mecz Lecha z Grashoppers Zurych (6:0), to była bomba :)
    A uwielbienie dla Deyny jest nieprzemijające, często się z nim spotykam. Przydałby się jakiś następca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jacku,
    Też Ci złożyłam życzenia. Nie podobały Ci się?
    Bo ich nie ma:))
    Ładne były!
    To jeszcze na "poprawiny" : Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  8. Marto, chyba się nie wkleiły, ale dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jacku,
    Jak się nie wkleiły to moja wina.
    Jeżeli istnieje coś takiego jak "inteligencja techniczna" to ja jej nie mam:))
    Zdarza mi się ruszyć samochodem przy otwartych drzwiach.
    Jaki chłop to zniesie?
    Nie odróżniam dwusuwu od czterosuwu. To jest tak nudne ,że zasypiam po pierwszym zdaniu:)
    Napisałam Ci ,że jak skończysz 50 lat , to dopiero się zacznie. Co?
    Życie Jacku!:))
    Mimo "cierpienia i zwątpienia" - piękne jest.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspomnień czar, ja pamiętam Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Monachium 1974, mój syn miał 7 miesięcy,ja spacerowałam po ulicach naszego miasta bo dziecko wystraszone,płaczem reagował na bramki i owacje, nieświadome wyczynów naszej drużyny prowadzonej przez Kazimierza Górskiego, która zdobyła 3 miejsce. Z okazji urodzin zdrówka.Marika

    OdpowiedzUsuń
  11. no tak, pokreciłam...
    Ale pogrzebałam mocno w pamięci i trochę w guglu i mam!
    To był Mundial 1982 roku a chodziło mi o mecz Polska - Kamerun 5:1
    Tylko wynik pokręciłam... ;(

    Ważne, że czołówka była roku onego!


    A meczu z Izraelem nie widziałam. Na świecie mnie nie było

    OdpowiedzUsuń
  12. A jak jeszcze pogrzebię w dowodzie osobistym, to dowiem się, że nie były to lata dzieciństwa tylko młodzieńcze ;D

    OdpowiedzUsuń