piątek, 11 listopada 2016

Deklaracja 11.11 - Modlitwa o zaśnięcie narodu

W zasadzie nie bardzo wiadomo, czy jesteśmy przed, czy po, eksplozji czegoś, co inicjatorzy nazwali Deklaracją 11 listopada, a profesor Antoni Dudek raczył ogłosić w Salonie24. Sądząc po wyrażonym liczbą otwarć zainteresowaniu, znajduję, że po, ale z drugiej strony, na liście myślicieli widzę kilka osób, które nie zwykły działać dla pospolitego wygłupu, co pozwala domyślać się istnienia jakiegoś budżetu. O jego wysokości, o ile istnieje, przekonamy się wkrótce, gdy autorzy deklaracji zaczną:
„organizować współpracę społeczną i polityczną ponad istniejącymi podziałami, przeciwdziałać polaryzacji i skrajnościom stanowisk, odbudować szacunek dla odmiennych poglądów.”
Naprawdę, właśnie to, między innymi deklarują! Cały, opublikowany w Salonie24 i na stronie Rzeczpospolitej tekst, utrzymany jest w podobnym duchu i tchnie absolutnym, sterylnym wręcz pustosłowiem. Zawsze, gdy mam do czynienia z deklaracją szlachetnych intencji, nie mogąc z braku podstaw im zaprzeczyć, z konieczności przyglądam się stylowi, w jakim są składane, a dopiero potem samej liście szlachetnych inicjatorów.
W tym przypadku autorom udało się w stu siedemdziesięciu trzech słowach nie zawrzeć żadnej sensownej informacji. To jest w jakimś sensie sztuka i za to można pochwalić. W tekście pojawia się sporo mocnych słów, ale nie wiadomo przeciwko komu skierowanych. Jest „zagrożenie wewnętrzne” i „państwo pogrążające się w chaosie” ale sprytni autorzy pragną najwyraźniej, by odbiorcy sami dopasowali sobie, kogo mają na myśli, podczas gdy oni będą moderatorami wielkiej narodowej dyskusji.
To założenie, omijanie przy pomocy figury stylistycznej istoty rzeczy, prawdopodobnie po to, by maksymalnie poszerzyć spektrum poparcia, jest skrajną nieuczciwością intelektualną i wbrew deklarowanym intencjom, właśnie podgrzewaniem konfliktu. Tak, mili państwo, się nie da. Nie ma dyskusji, gdy dla jednego z jej uczestników, zagrożeniem wewnętrznym jest rządząca partia, a dla drugiego, na przykład KOD.  To znaczy jest, ale akurat taka, jakiej mam na co dzień po gardło.  
Styl to jedno, a lista podpisanych pod deklaracją, rzeczą drugą. Niektórych znam, z mediów oczywiście, informacji o mniej popularnych zasięgnąłem w internecie. Nie zaprzeczę, że są to osoby z dorobkiem, bo są. Tyle że chcąc opisać obecny status większości z nich, znaleźć najkrótszy możliwy wspólny mianownik, skreślając kolejne akapity, potem zdania, doszedłem do minimalistycznego słówka „eks”. Prawie wszyscy, albo byli, albo celowali w pozycję wyższą niż zajmują obecnie, choć i tak jest to znaczące, godne uwagi miejsce w przestrzeni publicznej. Niemniej, w żadnym razie nie takie, jakie sprawiłoby, żebym przyjął za dobrą monetę, ich chęć bycia moderatorami polskiego dyskursu. Nie wiem, może dlatego, że jestem zły i krnąbrny, ale nigdy nie uwierzę w dobre intencje łączące radykałów z politycznymi turystami.
Tytuł mojego tekstu nie jest przypadkowy. Uważam, że to kolejna modlitwa o zaśnięcie narodu. – Pozwólcie nam głosić pustosłowie i poprawnie bełkotać, a my wyprostujemy ścieżki waszego myślenia – zdają się wołać autorzy deklaracji.
W momencie, gdy kończę powyższy tekst, deklarację otwarto tysiąc dwieście dwadzieścia sześć razy, z tego ja sam w trakcie pisania, naklikałem ze dwadzieścia. Ale nie zakończę pustym śmiechem nad zamokłym kapiszonem najnowszej samowzbudzonej elity, ponieważ, o czym już wspomniałem, nic nie wiem o ewentualnym budżecie tej inicjatywy.
W każdym razie, ja dziękuję. Jako dziecię strułem się raz nieświeżą rybą i wystarczy.
http://antoni.dudek.salon24.pl/735369,deklaracja-11-listopada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz