niedziela, 13 listopada 2016

Polityczna niedziela w mediach, czyli stół gołych Szwedów

W niedzielę ludzie pobożni chadzają do kościoła. Na tych mniej aktywnych w służbie Bożej spada kara w postaci serii politycznych programów, rzekomo publicystycznych, serwowanych od rana przez rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne. Ich pierwociny tkwią chyba w dawnym programie „Forum” i radiowych połajankach Moniki Olejnik. O udziale w tym pierwszym, ktoś przed laty ładnie napisał:
„Jego partia zdobywając 3,5% głosów uzyskała dotacje, a on sam okazję, by za darmo wygłupiać się w programie Forum”.
Do tego drugiego mam osobliwy sentyment, ponieważ pierwsze teksty jakie opublikowałem w internecie oparte były na prostym pomyśle, wyśmiewania uczestniczącym w nich polityków. Od tego czasu minęło ponad dziesięć lat i czas postawić  pytanie: Ile można?
Format, jakiego od lat zażywają radiostacje i telewizje, by dręczyć niczemu niewinnych widzów i słuchaczy jest potworny pod każdym względem, a jedyne czemu służy jego powielanie, to utwierdzanie publiczności w przekonaniu, że polityka to bełkotliwe przedstawienie, gdzie za rodzynki czy perełki służą czasem ludzie kompletnie wyzuci z rozumu i empatii. Dodatkowego niesmaczku dodaje świadomość, że dyskutantów wybierają same, przez nikogo nie przymuszane, partie polityczne.
Ludzie interesujący się polityką już przed emisją znają tematy i stanowiska jakie zajmą dyskutanci, ponieważ programy te są czymś w rodzaju bigosu sporządzonego z zebranych w ciągu tygodnia resztek. Dla nich jedyną atrakcją mogą być wzajemne przytyki dyskutantów, albo jakieś horrendalne wpadki, które można posłać w świat przy pomocy twittera, czy kto tam co lubi. Jeśli zaś założeniem tych programów jest zapoznanie szerszej, nie śledzącej na co dzień politycznych zmagań publiczności, z wydarzeniami minionego tygodnia, nie dziwmy się, że tak trudno przekonać potem obojętnych, do udziału w wyborach.
Usadzenie kilku zagorzałych antagonistów przy stole, nie tworzy dyskusji, tym bardziej, że próbujący ją moderować dziennikarz, w każdym przypadku jest jawnie stronniczy. Podstawowym argumentem za utrzymaniem tych dziwnych programów na antenie, poza popularnością wśród ludzi, których antenaci szturmowali namioty cyrkowe, by napawać się widokiem kobiety z brodą, jest mit pluralizmu. Dlaczego różnorodność opinii ma być wartością, skoro i tak trudno zrozumieć, o co rezonującym Politykom chodzi? Przecież gdyby wprowadzić do studia lwa (na smyczy, oczywiście) część upierałaby się, że to pies buldog, a są tacy, którzy w płowym grzywaczu dostrzegliby Jarosława Kaczyńskiego, bo widzą byłego premiera dosłownie we wszystkim. Nawiasem mówiąc, jest to jeden z powodów dla którego tace z ciasteczkami, dostarczane przez czułych gospodarzy, przeważnie pozostają nietknięte.
Cóż to są w ogóle za dyskusje, skoro nawet ubliżając sobie wzajemnie, antagoniści zwracają się do mnie? Skoro tak, nim dostrzegłem pułapkę, odpowiadałem im chętnie na twitterze, zyskując opinię czołowego chama i prostaka, wśród bardziej wrażliwej publiczności. To mój zysk, poza wymienionym na końcu tekstu.
Przynajmniej TVP Info powinno zarzucić ten format. Nie jestem, oczywiście za tym, by odcinać nawet skrajnych durniów od anteny publicznej. Wręcz przeciwnie! Chętnie obejrzałbym polityków opozycji, w programie prowadzonym przez wytypowanego przez nich dziennikarza, którzy objaśniliby mi  z właściwym sobie wdziękiem wydarzenia tygodnia. Może udałoby się im przedstawić jakieś sensowne argumenty, a brak przymusu ciągłego przerywania rozmówcom, sprawiłby, że zaprezentowaliby zdumionemu elektoratowi jakiś konstruktywny pomysł? Wszystko jest ponoć możliwe.Nawet potwór z Loch Ness strzelający gole dla reprezentacji Szkocji w piłkę kopaną.
Na razie, zapraszany na przyjęcie, zamiast szwedzkiego stołu, bogato zaopatrzonego w idee, koncepcje i programy, nieodmiennie natykam się na mebel, który obsiedli goli, ponurzy, awanturni Szwedzi. Ani to przyjemne, ani pouczające.
Aby uniknąć tego przykrego widoku, ledwie wstałem, zaraz po przemyciu chabrowych ocząt, zapytałem na twitterze profesora Zybertowicza, czy i gdzie, będzie dzisiaj pełnił swoją, jak sam to określa „posługę medialną”.  Dla niego warto ścierpieć widok wymachujących  kulasami politycznych Wikingów, ich porykiwania z trudnym do zniesienia akcentem, ale jak poucza łacińskie powiedzonko, spopularyzowane w Polsce przez pana Zagłobę:
Nec Hercules contra plures. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz