środa, 2 września 2009

Dom Elżbiety IV - Nowa opowieść ( Iwona )

Sen na nowym miejscu jakoś nie chciał do niej przyjść, wciąż czuła zimno srebra w swojej ręce. Choć odłożyła kluczyk do pudełka wciąż czuła jego lodowaty dotyk. Gdy w końcu zasnęła śniła o nim, spadał jakby z dużej wysokości i rozbijał się jak grudka lodu, gdy zetknął się z ziemią. Śniła się jej też babcia, uśmiechała się do niej i gładziła w geście miłości jej głowę. Chciała z nią porozmawiać, ale ona spoglądała ze smutkiem i kładła palec na ustach. Obudził ją dźwięk komórki, spojrzała na wyświetlacz, była 8.47, a dzwoniła Karolina.

- Słucham – odezwała się zaspana.

- Cześć, no i jak? Naprawdę nie sprzedajesz tego domu?

- Nie. Przyjedź OK.? – Ela nadal próbowała się całkowicie obudzić.

- Wiesz, właśnie o tym myślałam. Faktycznie przyjadę. Muszę ci przecież wybić to z głowy, nawet już kupiłam bilet na autobus. Będę u ciebie około czternastej, no oczywiście, jak złapię od razu PKS do ciebie, bo poinformowano mnie, że będę musiała się przesiąść.

- Jesteś kochana! – powiedziała Ela z entuzjazmem. – Sama zobaczysz jak tu pięknie, zakochasz się jak ja.


- Słuchaj, wezmę twój neseser, trochę własnych ciuchów. Czy mam wziąć coś jeszcze?

- Nie i tak będziesz obciążona jak muł. Przecież mogę sobie różne rzeczy kupić tu na miejscu.

- Od kiedy jesteś taka rozrzutna – zaśmiała się Karolina – zresztą, podobno twój komp dokonał żywota, tak przynajmniej twierdzi ten fachowiec.

- Tak myślałam – westchnęła Ela. – Słuchaj, o której będziesz w tym Białymstoku?

- Trzynasta piętnaście podobno mam być na dworcu.

- Wyjadę po ciebie, OK.?

- Cudnie! Już się martwiłam, że będę musiała wynajmować jakąś furmankę.

- Ha, ha, ale śmieszne, cywilizacja tu już dość dawno dotarła. Dobra jesteśmy umówione, tak?

- Jasne, dziedziczko fortuny Karskich. To idę pakować do tobołków resztę maneli. 3m się.

- Pa, na razie.

Ela pomyślała, że po prostu kupi sobie porządny komputer, a Karolina jej w tym pomoże. Cieszyła się też, że koleżanka tu do niej przyjedzie, we dwie będzie im raźniej.

Wyskoczyła z łóżka, nastawiła wodę na herbatę i poszła do łazienki, niestety woda była tylko zimna. Szybko się umyła, wzięła trochę wody z czajnika, by umyć zęby. Włożyła jeansy i czerwoną bluzkę, co prawda nie miała innego wyboru, do torby włożyła tylko te spodnie i bluzkę.

Zjadała śniadanie, zasłała łóżko. Wtedy zdała sobie sprawę, że nie wie, o której jest tu autobus do Białegostoku. Pobiegła na przystanek, ale tu nowe rozczarowanie, jakiś dobrodziej zamalował czarnym sprayem cały rozkład jazdy. Pomyślała o Kanusi, sama jej proponowała wczoraj pomoc. Poszła w tamtą stronę. Przed drzwiami sklepu stał mężczyzna około czterdziestki, gdy się zbliżała, uśmiechnął się do niej.
Odwzajemniła uśmiech.

- Dzień dobry – uśmiechnęła się znowu. – Pan jest synem pani Kanusi?

- Dzień dobry. Tak, mogę w czymś pomóc?

- Szukam pana mamy. Chciałam się dostać przed pierwszą do Białegostoku, ale rozkład jazdy jest zamazany sprayem. Może ona wie, o której będę miała autobus.

- Po co ma pani jechać autobusem? Ja jadę zaraz po towar do hurtowni to panią zabiorę. – Ze sklepu wyłoniła się tęga kobieta.

- O panienka Karska? – zapytała. – Jasne, po co ma pani tłuc się PKSem, Andrzej panią zawiezie.

- Tak, Elżbieta Karska, a pani zapewne żona pana Andrzeja, tak? – Po obliczu kobiety rozlał się szeroki uśmiech.

- Tak, Maryla Karnafel, przepraszam, że tak podejrzliwie do panienki podeszłam. -Uśmiechnęła się znowu. Ela uśmiechnęła się również, z zakłopotaniem.

- To ja przepraszam, ale nikogo prócz pani Kanusi nie znam. I jestem po prostu Ela, jesteśmy chyba w tym samym wieku.

Kobieta szturchnęła mężczyznę, aż ten stracił na chwilę równowagę. Gdy ją odzyskał uśmiechając się powiedział do Eli:

- Marylka wciąż nie zna własnej siły – i zarobił jeszcze jednego kuksańca, ale teraz lekkiego.

Elżbieta spojrzała na zegarek, była jedenasta.

- To o której pan, panie Andrzeju jedzie do tej hurtowni?

- Za pół godziny, jak pani chce, może pani wejść do mamy, bardzo się ucieszy. A ja jak będę jechał to przyjdę po panią.

- Cudownie. To idę – i poszła w stronę domu Kanusi.


Gdy potem jechała już w stronę Białegostoku w szoferce samochodu dostawczego rozmawiając z Andrzejem, nie mogła się nadziwić ile w Kanusi jest entuzjazmu.

- Twoja mama bardzo wiele przeszła, a mimo to jest tak naładowana pozytywną energią…nie mogę się nadziwić, wiesz? – Zagadnęła Andrzeja.

- Wiesz, tu jest wieś. Ja nie mówię, że to źle, tylko widzisz…- zawiesił głos – mama tej energii nabyła od twojej babci. Bo wieś, to wieś, inaczej ludzie myślą. Zwłaszcza, jak od kobiety ucieka mąż gdzieś w nieznane, a ona zostaje sama na kawałku ziemi i z trójką drobnych dzieci. Mama była zupełnie załamana…wiesz, pewnie by skończyło się na tym, że nas by wzięto do sierocińca, a matka, albo by się wykończyła, albo sama popełniłaby samobójstwo.

- Wiem, twój mama mi mówiła, przykro mi, naprawdę.

- Wiesz, tu każdy orze, jak może, a mama nagle stała się marginesem wsi, ni panna, ni mężatka i jeszcze my, a każdy z gębą do jedzenia. Ona była ładną kobietą – nagle zmienił temat – tylko życie ją tak szybko zżarło. Namawialiśmy ją, by sobie wprawiła zęby, ale nie chce.

- Wiesz, zęby, czy fryzjer nie zastąpią tej jej pogody ducha. Choć sama mówi, że tęskni za moją babcią, więc pewnie ta pogoda już nie pełna.

- One się bardzo zżyły, tyle lat, rozumiesz? Mama nie jest głupia, wiesz, nikt jej specjalnie do szkoły nie wysyłał, skończyła, co było trzeba i w pole, bo roboty na wsi huk. Potem wydali ją za mąż, no, a dalej znasz. Potem, jak pani Karska jej pomogła, zatrudniła na stałe u siebie, zaczęły stawać się sobie bliskie. Wiesz, zwłaszcza, że twoja babcia była równie samotna jak ona, choć tu była dziedziczka, a tu zwykła chłopka. Mama zaraziła się od twojej babci historią naszej wsi, nie jedno może ci opowiedzieć. – Uśmiechnął się.

- O, nie wiedziałam! – wykrzyknęła Ela – twoja mama może być mi skarbnicą wiedzy o mojej rodzinie? Wiesz, ja jej właściwie nie znam. Babci nigdy nie poznałam, mama odeszła od ojca, gdy byłam mała, nigdy się mną nie interesowała, wychował mnie ojciec.

- Wiem. Twoja babcia śledziła twoje losy, a mama też o tym w domu mówiła. Proszę, dojeżdżamy do Białegostoku.- zmienił temat – gdzie mam cię wysadzić?

- Jeśli można to na dworcu autobusowym, koleżanka ma do mnie przyjechać.

- Jasne. Pewnie będzie miała bagaże, co?

- Tak, nawet trochę moich.

- Słuchaj, zróbmy tak, podrzucę cię na dworzec, odbierzemy koleżankę i wrócicie ze mną, co?

- Wiesz, chciałam zrobić trochę zakupów, znaczy jeden poważny zakup, chciałam kupić komputer.

- To tym bardziej, zabieram was z sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz