sobota, 12 września 2009

Dom Elżbiety VI - Nowa opowieść ( Iwona )

Jeszcze potem do zmroku próbowały rozgrzać metal kluczyka. Choć obie podświadomie wiedziały, że się nie uda. Ela podzieliła się z Karoliną przypuszczeniem, że za tym kluczem zapewne kryje się jakaś straszna tajemnica. Karolina zbyła tą rewelację raczej sceptycznie, choć…no właśnie, straciła tą pewność i racjonalność.

Wieczór nadszedłem niepostrzeżenie, zajadały kolację złożoną z super smacznej szynki od Kanusi i wczorajszego chleba. Obie milczały, każda z nich próbowała na własną rękę odkryć we własnym umyśle tą zagadkę. Pierwsza odezwała się Karolina.

- Szynka jest boska, cholera, to jest właśnie urok mieszkania na wsi. A co do tego klucza, wiesz, powinnyśmy poszukać do niego zamka, musi być w tym domu. Gdyby był sam klucz, nie przechowywano by go z taką pieczołowitością, prawda?

- O tym samym myślałam…tylko gdzie szukać tego, co ten klucz otwiera. I czy powinno otwierać się coś, co tak długo jest w zamknięciu?

- Nie przybieraj postawy wieszczącego medium! Brr…aż mi zimno po plecach przeszło. To normalne życie, nie film o wampirach, wiec nie dramatyzuj, OK.? Chyba, że w twojej rodzinie są jakieś niewyjaśnione i tajemnicze sprawy?

- Niewiele wiem o własnej rodzinie. Ojciec własnej nie miał, jego rodzice, a moi dziadkowie zmarli zanim ja przyszłam na świat, nie miał rodzeństwa. A matki rodziny nie znałam, babcia niby mi napisała, że cały czas kontaktowała się z ojcem, miała o mnie dokładne informacje, ale ja nic o tym nie wiedziałam.

- Ta babcia, co ci ten dom zapisała? Nie znałaś jej?

- Nie mówiłam ci? Nie, nie znałam jej, nawet nie wiedziałam o jej istnieniu! Wiesz, tu tkwi cała tajemnica. Jak mama od nas odeszła, ja miałam dwa lata, ojciec wychowywał mnie sam. Nigdy też nie mówił o matce, ani jej krewnych. Może to dla niego było zbyt bolesne? Nie umiem ci tego wytłumaczyć, bo sama nie wiem…nigdy się ojcu o żadnych dziadków nie pytałam.

- Kurcze! I teraz babcia po śmierci zapisuję ci ten dom? Daje ci tajemniczy klucz? Cholera, to już samo w sobie jest dość tajemnicze, nie uważasz?

- Fakt. Widzisz, ona podobno bała się ze mną spotkać. Może czuła, że jest winna temu, że matka była, jaka była.

- A jaka było twoja matka?

- Trudno mi ją określić. Odeszła od nas, bo podobno spotkała miłość swego życia. Potem, z tego co wiem, potrafiła zmieniać swoje uczucia do coraz to nowych partnerów. Nie wie, może miała jakieś kompleksy. Nigdy się mną nie interesowała odkąd odeszła, więc i ja uznałam ją w sercu za zmarłą. Potem jak zginęła, nawet nie zrobiło mi się przykro.

- Rozumiem, chyba zachowywałabym się tak samo. Przepraszam za to moje wścibstwo, ale próbuję ci pomoc rozwikłać zagadkę kluczyka.

- Wiesz, nigdy specjalnie nie kryłam mojego życia. A że o tym nie mówiłam? Nie było się czym chwalić.

- Jasne. Głupio mi, wiesz, nie wiedziała, że twoja matka cię zostawiła.

- Znamy się pięć lat, prawda?

- No tak, pięć. Cholera, kawał czasu.

- Pamiętasz, ja ci mówiłam, że moja matka zginęła w wypadku samochodowym?

- Tak, to było chyba ze dwa lata temu. Pamiętam, że wtedy dziwiłam się, że mówiłaś to obojętnie, teraz rozumiem, dlaczego.

- No właśnie. Dziś jednak mam wyrzuty sumienia, ze wtedy tu nie przyjechałam na pogrzeb. Może poznałabym babcię, która, z tego co mówi Kanusia, była bardzo dobrym człowiekiem. Może było jej równie ciężko jak mi? Chciałabym z nią porozmawiać, ale niestety dziś już jest za późno. Może ona powiedziałaby mi, dlaczego mama była taka. Czemu ona sama bała się konfrontacji ze mną. Podarowała mi wszystko, ale nie dała najważniejszego…wskazówki.

- Jakiej? Nie rozumiem.

- Widzisz, ten dom, to historia moich przodków, a ja tu weszłam jak laik i profan. Nic nie wiem, a chciałabym. Mam nadzieję, że z pomocą Kanusi czegoś się dowiem. To skomplikowane, nigdy nie byłam sentymentalna, przecież wiesz…ale tu, cholera, trudno to określić, ja czuję, że coś powinna odkryć, czegoś się dowiedzieć, rozumiesz?

- No…jakby. Słuchaj na dziś dość, OK.? Idziemy spać, jutro z rana przyjeżdżają fachowcy od komputera, musimy być przytomne. Myślę, że potem zaczniemy robić takie prywatne dochodzenie. Też wydaje mi się, że ten dom kryje jakąś tajemnicę, zbyt dziwne było zachowanie twojej nieżyjącej babci, ona też coś ukrywała. Jeżeli bym mogła, to chciałabym ten jej list do ciebie przeczytać, OK.?

Obie były bardzo zmęczone, zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień, zwłaszcza, że Karolina miała za sobą długą podróż. Piszcząć umyły się w zimnej wodzie, a Ela przyrzekła, że jutro sprawdzi jak się tu robi ciepłą wodę. Poszły spać, Ela do sypialni babci, a Karolina do białej sypialni.
Usłyszała jeszcze jak Karolina gasi światło w pokoju i kładzie się na łóżku, bo stęknęły sprężyny wiekowego łoża. Sama też weszła i spojrzała na zieloną kapę łóżka, by po chwili ją odchylić i przytulić policzek do chłodnej, białej pościeli.

Nie wiedziała jak długo spała, obudził ją szelest w pokoju, myślała, że to Karolina. Śniła znów o kluczyku, który rozpryskiwał się na milion kawałków…przyzwyczajała oczy do mroku, by dojrzeć, co ją obudziło. Ale w pokoju nic się nie działo, ani nikogo nie było, więc otuliła się kołdrą, bo poczuła chłód i zaczęła zasypiać. Zagłębiała się znów w sny, kluczyk wirował jej przed oczami, ale tym razem widziała rękę, drobną, wypielęgnowaną dłoń dziewczyny, to w niej wirował kluczyk. Potem usłyszała perlisty śmiech, który zamienił się w szloch. Drobne bose stopy biegły po schodkach na strych, długa jasna suknia zamiatała schodki…a potem kluczyk spadał i rozbijał się o posadzkę, jak grudka lodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz