wtorek, 20 października 2009

Kto wierzy w sny, zbiera guzy

Ludzie ze wszystkim przesadzają. Nawet ze snami. Śpi sobie jeden taki obywatel, rozwalony na tapczanie jak jakiś Rasputin. Chrapie tak, że słabsi psychicznie sąsiedzi po prostu umierają ze strachu, ale nagle jak nie podskoczy! Siedzi na łóżku. Lampką świeci, bo przyśnił mu się, uważacie, wróbel w koszuli.
Co też może taki sen znaczyć? Czy nie spotka mnie, aby jakieś nieszczęście? Budzi żonę i opowiada jej o tym wróblu.
Żona oczywiście zaraz wypada na niego z mordą i w pewnym sensie jest to już jakieś nieszczęście, tym bardziej, że jest akurat piętnaście po trzeciej.

- Ty mi tu – mówi- z głupim wróblem w środku nocy wyskakujesz a jak mi się śniła nieboszczka babcia, babcia Miglaszewska siedząca na mrowisku, to nawet nie chciałeś na mszę za jej duszę w czyśćcu pokutującą dać!

Faktycznie. Każdy przytomny obywatel przyzna, że wróbel w koszuli to nic nadzwyczajnego, a już na pewno nie powód by zakłócać ciszę nocną.

W ogóle sny to bujda na resorach. Dzisiaj na przykład śniło mi się nie byle, co, tylko prawdziwa powódź. I na dodatek w tym śnie bawiłem się obsługując tamę. Puszczałem wodę i zamykałem jej wypływ przy użyciu takiego fajnego komputera z kolorowymi lampkami. Aż tu nagle system mi się zawiesił i woda zaczęła zalewać jakieś miasto. Na szczęście nie Golinę, ponieważ u nas raczej tramwajów, metra, ani Pałacu Kultury i Nauki zasadniczo nie ma. Pędzę przez ulice by ludzi ostrzec, ale ulice puste. Wiatr tylko gazety roznosi, a za mną szemrzą już języki wody. W końcu natknąłem się na policjanta. Ten na mnie z pyskiem, żebym się schronił tak jak inni w metrze.

- W metrze? W metrze mam się chronić przed powodzią? – Po prostu nie dowierzam własnym uszom a stoimy już po kostki w wodzie.

- Władza rozkazała żeby w metrze to trzeba w metrze, argumentuje policjant i ciągnie mnie za połę płaszcza.

Obudziłem się. Usiadłem w pościeli. To jest dopiero sen! Sięgam po komórkę, żeby zobaczyć, która godzina i bach! Szklanka z herbatą wywrócona. Mam, cholera, powódź. Zachciało mi się powodzi.

Zasadniczo nie lubię rozmów o snach. O tym, co się, komu śniło i co taki sen może znaczyć. W tym gustują kobiety. Zejdą się ciotki to każdej obowiązkowo śnią się nieżyjący od dawna nieboszczycy albo dla odmiany coś związanego ze ślubami, narodzinami dzieci, chorobami i temu podobne ekscesy. I wszystko coś znaczy.
Przyznaję bez bicia. Lubię się powygłupiać i czasem też coś wymyślę. Na przykład – mówię- śniła mi się Julia Pitera sprzedająca ciastka w cukierni.

- To na chorobę! Takie zimno a ty bez czapki chodzisz!

Innym razem zmyślam, że śnił mi się Jarosław Kaczyński naprawiający naszą pralkę.

- To na chorobę! – Orzekają po krótkiej konsultacji. Kaszlesz, ale nadal chodzisz bez czapki!
Zupełnie jakbym dziennik w telewizji oglądał, takie to przewidywalne.

Niestety do ideału wiele mi brakuje, ponieważ, choć nie zastanawiam się nad snami i zaraz je wesoło zapominam to jednak praktycznie każdej nocy coś mi się śni. Kolorowo, plenerowo, a czasem z niezwykłym wprost przepychem. Ideałem jest mój szwagier, który twierdzi, że przez czterdzieści siedem lat, które szczęśliwie przeżył, miał tylko jeden jedyny sen, a i ten zaraz po przebudzeniu zapomniał.

Obywatel, któremu śnił się wróbel w koszuli, w końcu zasnął. Przyśnił mu się natychmiast pies w koszuli. Wyskoczył z łóżka. Pędzi do kuchni, a tam wierny Enter gryzie jego ulubioną, melancholijnie błękitną koszule i jeszcze głupio się krzywi!
Zamiast się zastanowić nad tym, że zdarzył mu się niczym ślepej kurze ziarno proroczy sen, dalejże ganiać za psem z zamiarem kopnięcia buldoga w tyłek. Zaplątał się w koszulę, poślizgnął a wywalając się zahaczył łbem o marmurową płytę. Jeszcze mu się Magda Mołek ukazała a potem stracił przytomność.

Żona przykłada mu nóż do guza, a guz jak kartofel. Pies go liże po nodze.
Doszedł do siebie. Usiadł na taboreciku. Patrzy na płytę. Szczerba jest. Ładny, prawda, marmur. Znowu w branży marmurowej obywateli oszukują! Napisać by gdzieś list, albo do telewizji! Sny – myśli – zachciało mi się w sny wierzyć. Koszula? To już nie koszula tylko łach. Co to za jakość za siedemdziesiąt złotych? Oszustwo nie jakość. Ledwo pies do mordy weźmie – zaraz łach. Iść gdzieś? Protestować? List napisać do wyższych władz?

- Chodź spać. Zrobiłam ci kompresie! – Mówi żona

- Że też kary na takich awanturników nie ma! – Dziwi się sąsiad za ścianą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz