sobota, 24 października 2009

Dom ElżbietyIX - Nowa opowieść

Była tak zaskoczona znaleziskiem, że chwilę nie mogła wyjść ze zdumienia. Była ciekawa jak tu długo to leżało i czemu nikt przed nią tego nie znalazł? Przecież szuflada była widocznie płytsza…a może tylko ona chciała coś znaleźć? Może nikt przedtem niczego nigdy nie szukał?
No tak, ale kluczyk? Przecież powinno kogoś to zainteresować, że jest kluczyk, a nie ma zamka? Powinny już wtedy nastąpić poszukiwania, a jednak nikt niczego nie szukał.
Matka chciała, co prawda wyłudzić ten kluczyk od babci, ale czy powodem tego było, że też chciała poszukać tego, co ten kluczyk otwiera, czy ze względów emocjonalnych? Tego już się nie dowie. Wpatrywała się w tą księgę – dziennik, boją się jej dotknąć, zbrukać, a z drugiej strony ciekawość aż paliła jej zmysły.

Wpatrywała się w zameczek księgi, idealnie podobny do srebrnego kluczyka, który leżał na dole i podświadomie wiedziała, że pasują do siebie idealnie.

Wreszcie wzięła księgę do ręki, była ciężka, cięższa niż się spodziewała, wciąż miała mieszane uczucia, czy powinna ją otworzyć…ale przecież po to ten kluczyk był przechowywany. Może to na nią czekał i kluczyk i zapomniany dziennik, zapiski kogoś, kto chciał jej coś przekazać z przeszłości?

Zeszła na dół, kierując się wprost do sypialni, gdzie był klucz. Dziennik położyła na stole i wyjęła z pudełka z monetami kluczyk. Dziwne, bo nie wydawał się taki zimny jak dotychczas, może to bliskość dziennika zmieniła jakoś jego strukturę? Znów obeszły ją wątpliwości, czy zasługuję na to, by tą księgę ludzkiego losu otworzyć.


Z rozmyślań wyrwała ją melodyjka w komórce, podeszła do łóżka, bo tam ją zostawiła.
Odebrała, po drugiej stronie odezwał się zniecierpliwiony głos Karoliny.

- Dziewczyno, myślałam, że umarłaś! Dzwonię już od kilku godzin, by się z tobą skontaktować.

- Przepraszam, byłam na strychu, komórkę zostawiłam na dole. Ale usiądź, jeśli stoisz, bo mam sensację!

- Siedzę, a nie mów, że odnalazłaś to, co otwiera ten twój kluczyk…wiesz, nawet ja miałam o tym twoim kluczyku sny.

- Odnalazłam, to chyba jakiś pamiętnik, wiesz, mam mieszane uczucia, czy go otworzyć.

- Zwariowałaś! To znak, że właśnie to co się tam znajduję, jest przeznaczone dla ciebie. Powinnaś go przeczytać. Gdzie go znalazłaś?

- Był w kredensie schowany w sekretnej szufladzie, wiesz szuflada miała podwójne dno. Nie wiem, jak innym mogło to umknąć, że jedna z szuflad jest dużo płytsza od pozostałych. Poza tym, nie wiem, kiedy ten kredens został wyniesiony jako rupieć, na strych. Zbyt dużo znaków zapytania, a nie wiem, czy otwarcie tej księgi żywota mi coś wyjaśni. Na przykład, czemu pamiętnik został ukryty…

- Nigdy się nie dowiesz, jeśli go nie przeczytasz, może tam właśnie znajdziesz odpowiedzi na te pytania. Cholera, chciałabym tam teraz z tobą być.

- Też bym wolała, żebyś tu była, jakoś raźniej mi z tobą. Kiedy będziesz mogła przyjechać?

- Zamykamy kwartał, więc nie prędzej jak na początku lipca.

- To jeszcze całe dwa tygodnie.

- Wiesz, mogę też rzucić pracę, bo mi obmierzła…ale z czego będę żyła? – zaśmiała się ironicznie.

- Jasne rozumiem, wiem, że ty jesteś realistka.

- Czasem wolałaby pobujać trochę w obłokach jak ty, ale zbyt szybko spadam z tych obłoków.

- Dobra, nie nabijaj się ze mnie, dobrze.?

- A swoją drogą, wiesz, kto się o ciebie dopytuję?

- Kto?

- Marek.

- Co mu powiedziałaś?

- Nic, tylko to, że wyjechałaś i nie zamierzasz wracać.

- Ale nie mówiłaś mu gdzie dokładnie jestem?

- Nie, choć próbował to ze mnie wyciągnąć. Podejrzewam, że zainteresował go ten spadek, który dostałaś, chyba ma na niego chęć. Wie też, że gdyby tylko miał możliwość, szybko by cię przekabacił.

- Wiem, dlatego nie chcę się z nim kontaktować. Ojciec i jak się okazało babcia, mieli o nim złe zdanie, a właściwie go nie znali. Wiesz, to dobry aktor, zwłaszcza na scenie życia…

- Ela, ja to wiem, wiesz, że też nie mam o nim najlepszego zdania, to pozer.

- Właśnie, tyle, że ja, żeby to zauważyć, musiałam stracić piętnaście lat życia.

- Znaczy, że jesteś już wyleczona, skoro tak mówisz. Jednak Marek ci nie zagraża.

- Myślisz?

- Tak, bo jeszcze dwa tygodnie temu, gdy tak powiedziałam, zaczęłaś go bronić i obwiniać siebie.

- Naprawdę?

- Tak, nie pamiętasz?

- Wiesz, od czasu gdy tu jestem, wszystko straciło na wyrazistości, z tamtym moim życiem łączę dziś tylko ciebie.

- Dzięki. Dobra, wiem, że nie umarłaś, cieszę się, że odnalazłaś pamiętnik, będę kończyć, bo padam na twarz. A jutro znów orka w pracy. Trzymaj się i zadzwoń, jak czegoś się dowiesz z tego pamiętnika, ok.?

- Ok. Pa i pamiętaj, nie mów Markowi gdzie jestem.

- Jasne, pa mała.

Telefon zamilkł, a Elżbieta wpatrywała się w wyświetlacz, było dwadzieścia po ósmej, więc całe popołudnie była na strychu? Nie mogła w to uwierzyć. Wydawało jej się, że była tam najwyżej godzinę.

Podeszła do stołu, znów spojrzała na księgę i na kluczyk, czekały jakby na nią i na to co z nimi uczyni. Przejechała palcami po zamku pamiętnika, westchnęła, jakoś brakowało jej odwagi, by skalać to, co owa księga zawiera. Wreszcie położyła dłoń na kluczyku, był ciepły, nie gorący, ale jakby emanował jakimś wewnętrznym ciepłem, zdziwiła się i lekko zlękła.

„Co jest?”- zapytała głośno, a zarazem własnym głosem chciała rozproszyć niepokój, który nią owładnął, gdy poczuła ciepło klucza.

„ Chcesz, bym to przeczytała?”- Pytanie to zadała ścianą domu, a właściwie temu, czego czuła podskórnie obecność. Wtedy poczuła podświadomie przymus otwarcia pamiętnika, włożyła klucz do zamka i delikatnie przekręciła. Mechanizm zadziałał bez zarzutu, poczuła jak odskakuje to co ją blokowało.

Księga była otwarta, teraz wystarczyło tylko otworzyć okutą i oprawną w skórę okładkę, wedrzeć się do środka.

Wyjęła kluczyk, by nie zginął i włożyła do kieszeni jeansów. Otworzyła pamiętnik, zapachniało starym papierem. Na stronie tytułowej był wykaligrafowany napis.

W Bogu nadzieja.

A pod spodem: Zofia Mioducka A.D. 1897

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz