sobota, 28 listopada 2009

Bluzger S24 Jarecki, "wali z autorytetu literackiego"

Ludzie są tak mało oczytani, że po prostu szok! Na różnych, a szczególnie na jednym portalu, trwa „mizianie” nazywane przez ludzi pochopnych dyskusją na temat używania słów powszechnie uważanych za wulgarne. Padają argumenty takie i owakie, ale nikt się jakoś nie podpiera autorytetem klasyka.
Wiaruchna książek nie czyta, a jak już czyta to broń Boże wstępów i epilogów.
Przygody Szwejka, co bystrzejsi znają, ale najwyraźniej nikt nie kuma epilogu do tomu pierwszego, ponieważ dawno by go użyto jako broni laserowej z przytupem.
No to, prawda, przepisze fragmenty, a przepisywania nie cierpię!

Panie Jarosławie – Proszę bardzo!

„ Jeśli trzeba użyć jakiegoś dosadnego wyrazu, nie waham się go podać. Stylizowanie lub wykropkowywanie czegoś jest dla mnie najgłupszą obłudą. Słów takich używa się i w parlamentach.

Słusznie powiedziano kiedyś, że dobrze wychowany człowiek może czytać wszystko. Nad tym, co jest naturalne zastanawiają się tylko największe świntuchy i wyrafinowani rozpustnicy, którzy w swojej zakłamanej moralności nie biorą pod uwagę treści, ale ze złością rzucają się na poszczególne słowa.

Przed laty czytałem krytykę jakiejś nowelki, w której krytyk oburzał się, że autor napisał: „Wysmarkał się i utarł nos”. Sprzeciwia się to rzekomo wszystkiemu, co estetyczne, wzniosłe, co narodowi dać powinna literatura.
Oto mały przykład, jacy głupcy chodzą po ziemi.

Ludzie, którzy lękają się mocniejszych wyrażeń, są tchórzami, bo naga rzeczywistość ich przeraża, a tacy właśnie słabi ludzie są największymi szkodnikami kultury i charakteru/
Tacy wychowaliby naród jako gromadę przeczulonych człowieczków, masturbantów fałszywej kultury w rodzaju św. Alojzego, o którym powiedziano w księdze mnicha Eustachego, że gdy św. Alojzy usłyszał, jak jeden mąż z wielkim hukiem wypuścił wiatry, rozpłakał się i w modlitwie dopiero znalazł ukojenie.

Tacy ludzie ujawniają publicznie swoje oburzenie, ale z niezwykłym upodobaniem chodzą po publicznych szaletach dla odczytywania nieprzyzwoitych napisów na ścianach.

Od szynkarza Palivca nie możemy wymagać, aby mówił tak wykwintnie jak pani Laudova, dr Gruth, pani Fastrowa i całe zastępy tych, którzy najchętniej uczyniliby z całej Republiki Czechosłowackiej jeden wielki salon z parkietami, gdzie wszyscy chodziliby we frakach, w rękawiczkach i gdzie kwitłyby dobre maniery, A POD PIĘKNYMI POZORAMI LWY SALONOWE ODDAWAŁYBY SIĘ NAJNIKCZEMNIEJSZYM WYSTĘPKOM.”


Tyle Jarosław Haszek, prawie sto lat temu ( jak ten czas leci!)

2 komentarze:

  1. @
    ...nie przemyślałeś, obawiam się, powyższego wpisu.
    Już wyłuszczam:
    - rzecz nie dotyczy wolności używania "kurwa mać", a do tego wyżej sprowadzasz istotę sporu. Że ktoś niedouczony i niedoczytany nie wie, że to taki sam dobry zwrot jak i inne.
    Stawiając sprawę w ten sposób czynisz się apologetą wulgaryzmów, również tych używanych bez uzasadnienia. Sądzę, że nie przede wszystko o to Ci chodzi.
    Kurt Vonnegut zdziwił się bardzo, kiedy w Stanach, w szkołach publicznych (w latach 70-tych) palono jego książki jako wulgarne, choć w Rzeźni najwulgarniejsze, co wystąpiło (raz): "Wypierdalaj madafaka" (tłumaczenie moje:), bo jakiś madafaka ściągał na siebie ogień wroga w Ardenach.
    Przecież nie za te akurat słowa palili jego książki i - sądzę - nie w obronie "kurwamać" postanowiłeś napisać to, co czytam powyżej.
    - z uwagą -
    oranje

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń