wtorek, 3 listopada 2009

Dom Elżbiety XI - Nowa opowieść

Stukanie było natarczywe, jakby ktoś walił na alarm.
Było późno, minęła już dziesiąta i nie spodziewała się nikogo. Gdy wyszła Kanusia, zamknęła drzwi i zabezpieczyła je łańcuszkiem.

Przeszła przez hol i z głośnym zapytaniem „kto tam” stanęła przy drzwiach.

- Elżbieta! – usłyszała po drugiej stronie głos Andrzeja – mama zasłabła, prosiła byś do niej przyszła.

Szybko zdjęła łańcuszek i otworzyła drzwi, po drugiej stronie stał przerażony Andrzej, syn Kanusi.

- Twoja mama zaledwie kilka minut temu ode mnie wyszła! To nie możliwe, by się jej coś stało, była w świetnej formie.

- To się stało jak wróciła do domu, nagle jęknęła, powiedziała, że powinna ci coś powiedzieć, a potem zaczęła łapać powietrze, jakby jej zabrakło tlenu. Karetka już przyjechała, lekarz chce ją wziąć na obserwację do szpitala, a ona się upiera, że nie pójdzie, jeśli ci czegoś nie powie.

- W takim razie, wejdź ja za chwilę będę gotowa, muszę tylko włożyć jakiś sweter, bo zrobiło się chłodno.

- Poczekam, pospiesz się, naprawdę mama wyglądała źle, a wiesz jaka jest uparta, nie podda się żadnym zabiegom ani prośbą Maryli, póki nie przekaże ci tego, co uważa, że musi.

Ela szybko włożyła pierwszy sweter który wyłowiła z jeszcze nie rozpakowanego nesesera. Przemknęło jej przez myśl, że powinna się była najpierw zająć rozpakowywaniem własnych rzeczy, a nie myszkowaniem po strychu. Podświadomie miała żal do siebie, że przy Kanusi poruszyła temat Zofii Mioduckiej, bo jak sądziła, to, to. wyprowadziło ją z równowagi. Widziała, jak zareagowała na sam dźwięk jej nazwiska.

- Już jestem gotowa – zwróciła się do stojącego wciąż w drzwiach Andrzeja. – Tylko zamknę drzwi i możemy iść.

Po drodze Andrzej się prawie nie odzywał, Ela widziała, że bardzo niepokoił się o matkę. Nagle, jakby głośno wyrażając własne myśli powiedział:

- O czym z mamą rozmawiałyście? Do domu przyszła jakaś nieswoja, wiesz, to taki typ człowieka, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. A dziś jak od ciebie przyszła, usiadła ciężko w kuchni przy stole i siedziała, aż do momentu, gdy zasłabła.

- Zapytałam się jej o jedną moją krewną…Zofię Mioducką.

- Nie rozumiem, to ją tak wyprowadziło z równowagi?

- Podejrzewam, że tak. Nie wiedziałam, że to wywrze na niej takie wrażenie, wybacz. Sam mi polecałeś, bym się jej wypytała o swoich przodków.

- Mama z panią Karską wciąż o twojej rodzinie rozmawiały, szukały różnych źródeł informacji, więc…rozumiesz, mama jest skarbnicą wiedzy o waszej rodzinie. Widać, ta Mioducka jest jakaś trefna, bo ją naprawdę nie łatwo wyprowadzić z równowagi.

- Jasne, wiem.

Na tym rozmowa się skończyła i za chwilę doszli do domu Kanusi.
Kiedy weszli, lekarz z karetki próbował podać jej tlen, a ona nie dawała sobie pomóc, mimo, że twarz nabrała ziemistej barwy, a oczy okalały ciemne obwódki. W kuchni szlochała Maryla, jej obfity biust falował wraz z każdą falą łkania.

- Elżbieto! – Zawołała Kanusia gdy ją dostrzegła – muszę ci coś powiedzieć, to bardzo ważne – tu spojrzała wymownie na lekarza i syna.

Mężczyźni posłusznie usunęli się z pokoju, mimo, że lekarz się trochę opierał. Andrzej przekonał go, że tak będzie lepiej, bo matka i tak nie da za wygraną.
Kiedy tamci wyszli, Kanusia poprosiła, by Ela zamknęła drzwi i do niej podeszła.

- Pytałaś mi się o Zofię Mioducką – zaczęła, a świszczący oddech świadczył, że naprawdę powinien się nią zająć jak najszybciej lekarz – Uważaj, to bardzo niebezpieczna osoba. Nie wiem, czy zjawiła ci się we śnie, czy przemknęła jak mgła po domu…to zły duch twojej rodziny. – krople potu na czole Kanusi świadczyły ile wysiłku wkłada by ją ostrzec.

- Powinna pani jak najszybciej udać się do szpitala – Ela ze strachem przyglądała się zmienionej twarzy Kanusi – Nie wierzę w duchy, a zapytałam się, bo gdzieś w bibliotece znalazłam na kartce zapisane jej nazwisko.- Skłamała, by ją uspokoić.

- Niemożliwe! Pani Leokadia usunęła wszystko, co było z nią związane.- Na obrzeżach ust Kanusi zaczęły pojawiać się sinawe obwódki.

- Kanusiu droga, potem o tym porozmawiamy, ty teraz powinnaś jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. – Ela była przerażana tym co się Kanusią działo – a nie ważne kim była ta Mioducka, teraz jesteś ważna ty.

- Nie! Muszę cię ostrzec. Panią Leokadię ta Zofia nachodziła w snach, ona się jej bała, czasem prosiła, bym u niej została na noc, to nie był zwykły lęk, to było przerażenie dziecko. Twoja babcia nie należała do osób strachliwych. Wiem, że Zofię usunięto z ksiąg rodzinnych i parafialnych. Była ekskomunikowana…- siność wokół ust Kanusi się pogłębiało, powietrze wciągane świszczało, a ona sama zaczęła tracić przytomność.

- Panie doktorze! – Wykrzyknęła Ela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz