środa, 27 kwietnia 2011

cimoszewicz

Jest intensywnym, niskim czółkiem.

Moja słodka psica, Różenka, gdy sobie wesoło biega po łące, ma zwyczaj aportować, różnych takich, cimoszewiczów.
Zabieram jej, zebranych cimoszewiczów z pyska i rzucam tak daleko, ile mam "pary" w ręku.

Słodka Rózyczka, aportuje, rzucanych przeze mnie, cimoszewiczów, niejako z psiego obowiązku.

Przez to, że słodka psica aportuje komusze mendy w rodzaju cimoszewicza, muszę taszczyć na łąkę wiaderko wody, psia pastę i psią szczotkę do zębów.
Po wypluciu cimoszewicza muszę myć psu zęby. Pysk, muszę, Różyczce słodkiej płukać.
Po myciu, płukaniu, najwyraźniej, moja słodka Różyczka nie czuje się dostatecznie czysta.

Siada przy mnie, zamiatając rózowym językiem powietrze, kładzie słodki łeb na moich kolanach i patrząc, brązowymi migdałami oczu, pyta, całkiem po Polsku:

- Czy te k...y nigdy nie zdechną?

Oglądamy razem, w TVN24, cimoszewicza

Ja i Róża. Człowiek i dobry Pies!

1 komentarz:

  1. Jak zdychają, stają się żywymi trupami. Jak w "Resident Evil" albo "dead set". Neokomunizm to do siebie ma...

    OdpowiedzUsuń