piątek, 17 czerwca 2011

Janke pisze. Zadziwiająca anabasis pani Joanny

Igor Janke w dzisiejszej Rzeczpospolitej opisuje polityczną wędrówkę pani Kluzik- Roztkowskiej po drogach i bezdrożach polskiej polityki.
Swoim zwyczajem objawia się czytelnikowi jako szczery i naiwny młody człowiek.

Na stronie: Jak ja lubię tak pisać o ludziach urodzonych w latach sześćdziesiątych!

Jankes dopatruje się w postępowaniu niedawnej liderki PJN szczytu politycznej nielojalności. Szczytem, drogi Igorze, byłoby dopiero, gdyby pani JKR zrażona niechętnym stosunkiem “platformerskich dołów partyjnych“, powróciła w przyszłym tygodniu do PiS, na zasadzie “nie ma jak w domu!” przy okazji, opisując swoje przygody, niczym współczesny Ksenofont w spódnicy.

Pewnie do tego nie dojdzie, ale dobrze jest maksymalizować swoje oczekiwania, szczególnie wobec naszych ulubionych polityków. Ich wolty, zmiany przekonań i politycznych kursów, coraz częściej sprawiają wrażenie zacierania śladów, zupełnie tak jakby bawili się z nami w podchody.

Jasne, z tym Ksenofontem nieco przesadziłem. To nie “marsz dziesięciu tysięcy” a raczej Budziejowicka anabasis Szwejka.
Słuchając pań i panów z naszej “łączki” widzę dzielnego bohatera powieści Haszka tłumaczącemu zdumionemu dowódcy miejscowej żandarmerii trasę swej wędrówki do Budziejowic, która przybiera kształt okręgu.

Wcześniej, wypytywany dlaczego po prostu nie pojechał pociągiem skoro do Budziejowic odjechało ich z Taboru kilkanaście, nie kombinował, nie robił uników tylko odpowiedział wprost:

- Ponieważ spotkała mnie taka przygoda, że siedziałem w dworcowej knajpie i piłem jedno piwo za drugim! - czego sobie i państwu życzę dla niezbędnego “wzmożenia moralnego oraz intelektualnego” bez którego żaden z nas, wyborców przecież, nie będzie w stanie pojąć tego, co mają w głowach politycy w rodzaju pani Kluzik - Rostkowskiej, publicyści czy inni blogerzy, popierający i szukający wartościowej odmiany w każdym głupstwie, byle odetchnąć, byle zachowując pryncypialną minę obiektywizmu, odwrócić się jakoś bokiem od jaskini, w której siedzi, trwając niezmiennie, nieżyciowy smok Jarosław.

Nieżyciowy przede wszystkim w tym sensie, że jak to ze smokami bywa, ma pewnie ochotę na schrupanie jakiejś dziewicy lub prawiczka, a na scenach, politycznej i medialnej występuje wyraźny deficyt tego towaru.

No, chyba, że nasz dzielny Igor, oczywiście w sensie politycznym, żeby nie było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz