Demokracja w formie, jakiej obecnie zaznajemy, najzwyczajniej w świecie, wlecze nas na łańcuchu niczym , bezwładny pęk skór w przepaść, albo do ogniska. Znaczy się, mamy wybór. Albo spłoniemy, albo spadniemy. Fajnie!

Wlecze nas, ponieważ jesteśmy bardzo marni, wierząc w jakieś „mechanizmy demokratyczne” podczas gdy państwa, a co gorsze, społeczeństwa padają pod narzuconymi przez system demokratyczny zupełnie nieznośnymi ciężarami.

Aby koło cywilizacji ładnie się domknęło, przechodzimy powoli do systemu quasi niewolniczego. Oczywiście bez łańcuchów i bicia po mordach, ale to w sumie tylko kwestia czasu.

Na razie siedzimy w pułapce, ponieważ nie ma żadnych mechanizmów, dzięki którym klasa panująca raczyłaby się w swej pazerności ograniczyć.

Pozornie wydaje się, że właśnie demokracja jest skuteczną przeciwwagą, mieczem wiszącym nad karkami oligarchów, śmiesznych arystokratów z nadania oraz ich tanio kupowanych popleczników. Nic bardziej mylnego. Klasa panująca jest po prostu zbyt liczna, by zdyscyplinować ją w sposób demokratyczny. Inaczej - Posługując się głosem wyborczym.

Po jej stronie stoją, ponieważ są jej oczywistą składową, media, cała klasa polityczna, aparat urzędniczy i fiskalny a także aparat przymusu, poczynając od Policji a kończąc na niejasnych, lokalnych grupach nacisku.

By nie należeć do plebsu trzeba być formalnie albo nieformalnie dokooptowany do klasy panującej.

Zasadniczo wszyscy, poza wymienionymi powyżej należą do plebsu. Plebejuszem jest na przykład „milionowy” przedsiębiorca, który zatrudnia, powiedzmy, dwustu ludzi i oczywiście każdy z jego pracowników. W każdej chwili mogą zostać zniszczeni przez pana „X” czy panią „B” Można się zdziwić, że gołodupiec z urzędu ma uprawnienia do obijania kijem i trzymania w przedpokoju kogoś, kto nie dość, że utrzymuje wraz z masą sobie podobnych, obijającego, to jeszcze, nawet bez jakiejś szczególnej złośliwości, zgodnie z prawem, może uczynić z niego podobnego sobie gołodupca.

Nie w tym dziwnego, że ludzie starają się o wejście do elity, o bycie „swoim” choćby na poziomie gminy czy powiatu. Koszty nikogo nie obchodzą, ponieważ dla jednych są zyskiem, a w innych pogłębiają poczucie bezradności.

Podobnie. Nikt automatycznie nie awansuje do elity z powodu swego wykształcenia. Owszem podwyższa swój status społeczny czy finansowy, ale choćby znał sto języków nadal jest nieco poniżej woźnego w ministerstwie. Oczywiście na realnej drabinie społecznej.

Kiedy powstaje naturalne pytanie, skąd brać pieniądze dla klasy panującej, odpowiedź może być tylko jedna – Od plebsu!

Plebs się boi, a w takim stanie ducha, miast buntu oglądamy spektakl pokory i przyzwolenia. Do czasu, oczywiście. Niemniej bojąc się i padając plackiem „lud roboczy” daje czas swoim przełożonym.

Ci mają dwie strategie na okoliczność buntu.

Mały niepokój pacyfikuje się zastraszaniem, podsłuchami, biciem po pysku, odbieraniem możliwości zarobku, naciskami a w beznadziejnych przypadkach obietnicami dokooptowania do elity.

Duży niepokój będzie trzeba gasić forsą, której nie ma, albo przy pomocy salw z broni różnego rodzaju.

Tak czy inaczej demokracja o jakiej marzyliśmy już nie istnieje. Zbyt wielu obywateli zostało wykluczonych. Zbyt wiele spraw i problemów jest kwitowanych machnięciem ręki. Pańskiej ręki! – Niech jedzą bezy, skoro nie mają na chleb!

A sami, gdy raczą już zeżreć wszystko, będą wrzeszczeć by plebs bronił demokracji, ich przywilejów, ich praw, przeważnie nabytych drogą wyłudzenia. Pojawi się wolność na sztandarach i Polska cudowna, Polska dla każdego, ale nikt nie ruszy palcem, pogrążony w wytrenowanej niemocy.

I demokracja zdechnie. Mam nadzieję, że stanie się to, nim przekształci się w ustrój niewolniczy. Ślepy by zauważył, że historia właśnie rusza z kopyta czy tego chcemy czy nie chcemy.

„W Gazie bez oczu, pośród niewolników” że zacytuję Poetę.