środa, 18 listopada 2015

Stopniowanie przymiotników i inne histerie

Wczorajszą decyzję prezydenta Andrzeja Dudy przyjąłem z satysfakcją i zadowoleniem. Właściwie mógłbym w tym miejscu postawić tłustą kropkę i zabrać się za pisanie tekstu o konieczności jak najszybszego przejęcia, czy jak chcą inni odzyskania z rączek „liberalnych demokratów” tak zwanych mediów publicznych, ale uznałem, że byłoby to nadużycie zaufania ewentualnych czytelników, ciekawych, co z tymi przymiotnikami?

Otóż, jak zaznaczyłem w tytule, przymiotniki podlegają stopniowaniu i jeśli ktoś zna zasady nie narazi się na śmieszność. Wydawałoby się, że osoby publiczne takie jak dziennikarze, komentatorzy medialni czy nawet politycy należą do tej wyróżnionej grupy, a tu guzik prawda.

Od wczoraj wspomniane środowiska, uważające siebie za opiniotwórcze, nieudolnie próbują zarazić swoją wściekłością i lękiem pogardzaną przez siebie opinię publiczną. I to, proszę państwa, w ogóle się nie udaje. W kontekście wydarzeń przewalających się przez Europę problemy i lęki naszych łże elit ludzie mają powszechnie w „poważaniu” oczekując sprawności w walce ze złem. Na przykład: zdecydowana większość oglądających film o „Brudnym Harrym” kibicuje przecież kreowanemu przez Clinta Eastwooda policjantowi, nie zaś jego rygorystycznemu przełożonemu, który ustawicznie próbuje odebrać mu uprawnienia do odstrzeliwania bandytów i demolowania miejsc publicznych. W ogóle nie potrafię sobie wyobrazić człowieka, który w świecie pełnym zagrożeń przedkładałby sprawność Ryszarda Kalisza czy niedoszłego senatora Giertycha nad sprawność i przede wszystkim determinację Mariusza Kamińskiego, że o uczciwości nie wspomnę.

Mogą od świtu do zmierzchu wrzeszczeć i kwiczeć w mediach, w dowolnym natężeniu, a tak naprawdę nikogo to nie obchodzi, choćby dlatego, że przymiotniki określające w ich mniemaniu Prawo i Sprawiedliwość podali dawno temu w formie uniemożliwiające ich dalsze stopniowanie.
Przez osiem lat, gdy rządzili a PiS mógł się tylko przyglądać ich bezczelności, złodziejstwu i medialnej hucpie, zgoła niepotrzebnie zużyli całą amunicję. Na dodatek, w codziennych politycznych połajankach, dla doraźnych wizerunkowych zysków wyzbyto się wszystkich możliwych postaci, które by można bez wybuchu śmiechu nazwać niezależnymi autorytetami. Dzisiaj, do wrzasków, protestów i połajanek mogą wystawić tylko te swoje zgrane do bólu kukiełki. Kto przytomny miałby nabrać się na gniew i oburzenie, choćby wymienionych w poprzednim akapicie panów? Aby czyjś głos wybrzmiał, musi choć na moment zapaść cisza.

W konkretnej sprawie Mariusza Kamińskiego nasi „liberalni demokraci” popełnili dodatkowo jeszcze jeden błąd. Gdy uwaga społeczeństwa była skoncentrowana na rządowych nominacjach, oburzając się i protestując, nasze gapy przypomniały publiczności za co i pośrednio, po co, został on skazany? Naiwna wiara, że razem z nominacją dla Antoniego Macierewicza zachwieje to poparciem dla powstającego rządu PiS przygotowała znakomity grunt dla decyzji prezydenta Dudy.

Aby uświadomić sobie, do jakiego stopnia choćby taka Platforma Obywatelska nie rozumie obecnej sytuacji oraz nastrojów społecznych, wystarczy zaczekać cierpliwie na dzisiejsze expose Beaty Szydło. Usłyszycie buczenie i pokrzykiwania co bardziej wzmożonych w swojej głupocie posłów. Nie? Zmarnowaliby taką szansę, by się ustawić w roli wrzeszczącego bobasa? Niemożliwe, podobnie jak niemożliwa jest myśl, że kiedyś pojmą, jak bardzo mijają się z rzeczywistością, którą w pewnym pokrętnym sensie sami wykreowali. 
Na własną zgubę, oczywiście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz