niedziela, 27 listopada 2016

Na szczęście

Projekt przekształcenia, tak zwanej, demokracji liberalnej w jawne już społeczeństwo kastowe wylądował na mieliźnie. Stateczek można jeszcze zepchnąć na wodę używając nagiej przemocy. Na szczęście brak po temu stosownej energii. Po prostu nie ma kto pchać, skoro załoga wraz z pasażerami rozsiadła się w kabinach pierwszej klasy i sącząc drinki, nie szczędzi połajanek, przechadzającym się po plaży spacerowiczom.
Tak się przynajmniej wydaje z naszej perspektywy, ponieważ w Polsce, obywatelską mobilizacją w obronie własnych przywilejów, zajmują się niemrawi ideolodzy, wyzuci z resztek przyzwoitości celebryci, oraz podstarzali utrwalacze władzy ludowej. I to nie jest zbyt nośne. Sprzyja nam dodatkowo fakt, że niesie nas jedna z pierwszych fal, dzięki czemu zyskujemy nieco czasu na stosowne korekty i refleksje. Nie oceniam w tym miejscu, czy zachodzące zmiany są dobre, czy nie, ponieważ na obecnym etapie trudno prognozować, co przyniosą finalnie. Instynkt moralny podpowiada, że tak, ale wszyscy wszak jesteśmy miłośnikami spokojnego życia. Gdyby rzecz dotyczyła jedynie Polski, bunt wypaliłby się i zgasł w społecznym zmęczeniu i starannie podsycanych lękach. Tyle tylko że mamy do czynienia z trendem, który z dnia na dzień nabiera mocy na szeroko rozumianym „zachodzie” z którym, wygląda na to, związaliśmy się na dobre i na złe.
Wszyscy świadomi rzeczy, jak najsłuszniej, oglądają się na Niemcy. Problem, czy tamtejsi czciciele zasad „liberalnej demokracji” użyją przemocy wobec własnych obywateli, czy staną na czele zmian jest kluczowy, przynajmniej dla losów Europy. To państwo jest za duże i zbyt potężne, by mogło nadal tkwić w kłamstwie i złudzeniu, że nic się nie dzieje, a problemem są zmiany zachodzące w państwach ościennych. Na dodatek niemieckiemu społeczeństwu zafundowano jednocześnie kurację z post wojennej traumy, połączoną z próbą nagięcia germańskich karków poprzez usadzenie na nich tak zwanych uchodźców. To dziwaczny koncept. Poza wszystkim, nie da się bez końca wlec społeczeństwa spętanego  ideologiczną przemocą na manowce, bez likwidacji mechanizmów demokratycznych. Jedyną szansą dla tamtejszych elit na zachowanie status quo jest stworzenie takiego zagrożenia wewnętrznego, że ludziom stanie się obojętne, kto ich przed nim ratuje. Tak czy owak, biada witanym jeszcze niedawno z taką atencją przybyszom z krain dzikich a smutnych.
Zmiany, które dzisiaj obserwujemy i te, które dopiero nadchodzą, są efektem niepohamowanej żądzy władzy i pieniądza, która zamąciła ostrość widzenia spraw, takimi jakie są w rzeczywistości. Pokłosiem myślenia życzeniowego, ideologizowania wszystkich dostępnych władzy sfer życia i dziwacznej manii, która każe gardzić tymi, którzy nie nadążają za wydumanymi przemianami społecznymi. W świecie zmiennym, różnorodnym i zglobalizowanym do absurdu, tak zwane elity uwierzyły w stałość, nienaruszalność ideologii, oraz wynikających z niej przywilejów. To, moim zdaniem, niesamowite, że współcześni władcy, mający w rękach narzędzia, o których nie mogli nawet marzyć dawni królowie, zupełnie przegapili coś tak oczywistego, jak wola ludu, z wyboru którego rządzą. Obłęd poprawności, szeroko pojętego politycznego marketingu i kultu mediów, zaprowadził ich na skraj politycznej przepaści.
Tak umiera porządek jaki znamy i bez względu na nasze prywatne upodobania, będziemy musieli zaakceptować jego zgon. Lękać nie należy się nadchodzących zmian, a raczej tego, co może jeszcze zniszczyć, wierzgający w panice agonii lewacki staruszek. Jego wyprawa na „dach świata” bez maski tlenowej nie powiodła się, a my, wleczeni tam, jako tragarze jego chorych ambicji, utknęliśmy w połowie drogi. To nie jest dobry moment. To niebezpieczna chwila, ale nie takie przezwyciężyła nasza, wspólna przecież, cywilizacja.
Ci, którym wydaje się, że Polska jest polem bitwy, na którym walczymy ze sobą „ostatnim azardem” a konflikty targające Rzeczpospolitą są skandalicznym naruszeniem „europejskich norm” ulegają złudzeniu. U nas mamy do czynienia jedynie z krzykliwą forpocztą lewackiego szaleństwa, to i środki jakich należy użyć wobec niej, mogą być łagodne i stateczne. Nie my. Tym razem nie my odegramy na politycznej scenie krwawy, dziejowy dramat. Na szczęście.

1 komentarz: