Dzisiaj dwa ważne mecze. Lechia sprawdzi gotowość
Legii do obrony tytułu, a Lech musi ograć outsidera z diabli wiedzą skąd, czyli
wyzutą przez działaczy z jakiegokolwiek znaczenia, pozbawioną stadionu i fanów
drużynę z Łęcznej. Przy okazji przekonamy się, czy wspomagani przez piętnaście
tysięcy wpuszczonych za darmo szkolnych gardeł Lechici, osiągną już przed meczem z Legią magiczną
granicę czterdziestu tysięcy kibiców. Czy podobnie będzie w Gdańsku? Liczę na
to, bo wizyta Legii zawsze jest magnesem przyciągającym tłumy, a Lechia pomimo
ostatnich porażek wciąż walczy o mistrzostwo. Czepiam się frekwencji, bo smętne
są opustoszałe trybuny. Tak jak wczoraj w Szczecinie, gdzie mecz miejscowej
Pogoni z liderem obserwowało niespełna trzy i pół tysiąca widzów. Bo zimno, bo
stary stadion, bo Pogoń na ósmym miejscu, bo...bo. Swoją drogą, obejrzałem ten
mecz, co rusz przysypiając i stwierdzam, że jego poziom był niezłym alibi dla
leniuchów. Jagiellonia równie kiepska w jedenastu, jak w dziesięciu i
gospodarze sprawiający w drugiej połowie wrażenie, że koncentrują się na tym,
by nie skrzywdzić drużyny z Białegostoku.
Tymczasem Widzew Łódź rozpoczął na nowiuteńkim
stadionie marsz ku Lidze Mistrzów w przytomności osiemnastu tysięcy kibiców,
pokonując 2-0 Motor Lubawa, który przed tym meczem zdołał zgromadzić jeden
punkt w czwartej, jakby nie patrzeć, lidze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz