czwartek, 20 września 2018

Pitbull chowa się pod kanapą, na której rozsiadł się wredny kler


Każdy zwolennik horrorów wie, że na amerykańskiej prowincji jest cholernie niebezpiecznie. Wystarczy zjechać z autostrady żeby się o tym przekonać. Szanse, że zostanie się poćwiartowanym, a w radykalnej wersji spożytym rosną wraz z odległością od najbliższej metropolii. Miejscowi nie przejmują się tym do tego stopnia, że nawet nie mają zamków w drzwiach i wysiadują na werandach popijając bimber. Po terenach pustynnych krążą mutanci odżywiający się turystami, a w lasach nie mogą się czuć bezpieczne nawet uzbrojone po zęby oddziały komandosów. Co tu w ogóle mówić o zbieraniu grzybów?

Nikt się tym jakoś specjalnie nie przejmuje i nadal zamiast egzorcyzmować kukurydzę napuszcza się na nią kombajny. Albowiem nawet w tak ciemnym (wedle naszych elit) społeczeństwie jak amerykańskie istnieje powszechna zgoda, że kino to w zasadzie bujda, a kino klasy B czy C to już bujda resorowana. U nas jest oczywiście odwrotnie, ponieważ wszystkie polskie filmy pochodzą z najwyższej półki, a jakość obserwacji oraz diagnozy społecznej jest tu najwyższej próby. Trudno zresztą by było inaczej, skoro ku konsternacji Hollywood wszyscy ludzie zajmujący się filmem w Polsce są artystami. Trudno przecież wyobrazić sobie artystę, który zna własne ograniczenia i z założenia kręci film klasy B.

Z braku polskich horrorów naszą prowincję zaludniają zwykli, potulni degeneraci nie potrafiący prawidłowo wyartykułować swoich potrzeb. Prymitywniejsi od tej tłuszczy są tylko nadzorujący ją lokalni politycy, robiący wszystko co każą szemrani pod każdym względem biznesmani. Czuwa nad tym policja składająca się z prymitywnych durniów, gdzie zwykle jedynym sprawiedliwym, inteligentnym śledczym jest z kolei zdeklarowany alkoholik. Wszyscy razem wrzeszczą, ale z tego wrzasku trudno wiele zrozumieć, a to rzekomo z powodu niskiego, wobec Hollywood budżetu. Szkoda, że upadł pomysł wprowadzenia napisów do rodzimych produkcji.

Pan Smarzowski rzucił właśnie na rynek film „Kler” i z właściwym naszym artystom wdziękiem zabrał się za jego reklamę. Media się cieszą, bo jedni oburzeni, drudzy zachwyceni, czyli dzieło zarobi stosowny szmal tak czy inaczej, a finansowy zastrzyk z PISF zostanie zwrócony. W recenzjach pojawiła się opinia, że pan reżyser z pesymisty przekształcił się w moralistę. Brzmi to zabawnie, w kontekście dotychczasowych dokonań reżysera. Moralista – no proszę! Nie mogę oczywiście zrecenzować uczciwie tego filmu, z wiadomego powodu, ale w pewnym sensie wystarcza mi zapewnienie, że jest to dzieło w typie Smarzowskiego oraz zarys fabuły, by stwierdzić, że znowu wbrew założeniom i wzmożeniu artystycznemu powstał kolejny film klasy B. Popatrzcie jak to się plecie. Niby czegoś nie mamy, a po sprawdzeniu mamy w nadmiarze. Szkoda tylko, że nie są to pieniądze.

Z dorobku pana reżysera znam dzięki uprzejmości pana Kurskiego koszmarek zatytułowany „Wołyń”. Nazywając ten film „koszmarkiem” nie mam na myśli scen okropnych i okrutnych, ponieważ na podobne filmowe ekscesy jestem uodporniony, ale samą fabułę i sposób prowadzenia narracji. Do wcześniejszych filmów ledwie się przymierzyłem, tracąc cierpliwość po dwóch, trzech kwadransach. Ani to, moi mili, realizm, ani wyraz pesymizmu czy obawy przed tryumfem zła, a po prostu kolejna wersja tego, co mały Jasio po dużym piwie ma do powiedzenia o społeczeństwie w którym żyje. Dodatkową atrakcją jest fakt, że podobnie jak wszyscy nasi artyści, tak i pan Smarzowski uważa się za tego społeczeństwa ukoronowanie. I tak sobie, patrząc z góry wrzeszczy, ta nasza perła w koronie.

Jak już zaznaczyłem film będzie sukcesem frekwencyjnym. Nie trudno o to w kraju, gdzie sukcesami są dużo gorsze sensacjonistyczne filmidła w rodzaju Pitbulla. Reżyser i ekipa liczą też pewnie na jakieś protesty przed kinami, co doskonale rozumiem. To zabawne, ale eskalacja werbalnych i publicystycznych  emocji tak mi spowszedniała, że zamiast filmu chętnie obejrzałbym związane z nim ekscesy, ale i tego pewnie się nie doczekam. Zresztą, odkąd w mediach ludzi protestujących zaczęto nazywać protestantami, w ogóle nie liczę na wiele. No chyba, że głos na temat filmu zabierze filozof i prawnik, pan profesor Sadurski, którego osiągnięcia na twitterze są godne polecenia i uwagi. Na przykład taki wczorajszy wpis:  

„W sytuacji, gdy wiarygodność Prezydenta USA jest wielokrotnie niższa niż oskarżających go gwiazd porno, przymilne słowa polskiego prezydenta o Fort Trump to gorzej niż polityczny błąd. To głupota.”

Pitbull, proszę państwa, ze wstydu chowa się pod kanapą, na której rozsiadł się wredny kler. Szacunek, panie profesorze!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz